Vademecum Górskie COTG PTTK
Zawoja Ryzowana i Podryzowana:
Ryzowana i Podryzowana przysiółki Zawoi
W Górnej Zawoi, przy głównej drodze prowadzącej w kierunku przełęczy Krowiarki, leżą dwa niewielkie przysiółki: Ryzowana i Podryzowana. Ich nazwy związane są z eksploatacją babiogórskich lasów, która jeszcze na przełomie XIX i XX wieku była jedną z głównych dziedzin tutejszej gospodarki. Wiążą się ze stosowanym niegdyś w całej Europie urządzeniem służącym w górskim terenie do transportu ściętego drewna - z tzw. ryzą.
Ryza to rodzaj drewnianej rynny zbitej z desek, wspartej na podporach, łagodzącej częściowo stromiznę stoku. Okrzesane z gałęzi pnie „ześlizgują“ się nią w dół i szybko docierają na miejsce przeznaczenia; przebycie tej samej drogi np. przy pomocy transpotu konnego jest o wiele bardziej pracochłonne i wymaga pokonywania nie tylko stromizny, ale także różnych terenowych przeszkód. Kto oglądał słynny film „Grek Zorba“ pamięta z pewnością jedną z końcowych scen, pełną dramatyzmu, kiedy to właśnie ryza rozpada się pod ciężarem pni pędzących nią w dół. Tę metodę transportu stosowali powszechnie przy pozyskiwaniu drewna także Austriacy i prawdopodobnie wraz z nimi przywędrowała ona w XIX stuleciu w Beskidy.
W okresie międzywojennym na mapach i w niektórych przewodnikach pojawiły się zniekształcone nazwy wspomnianych przysiółków (często niestety stosowane także obecnie), a brzmiące jako Ryżowana i Podryżowana. Autor takiej niefortunnej „korekty“ nie miał pojęcia o genezie obu nazw wywodzących się od wspomnianej ryzy, a nie od ryżu (taka zmiana nazwy jest humorystycznym nonsensem, gdyż jak wiadomo ryżu nie tylko w naszych górach, ale i w tej części europejskiego kontynentu, nigdy nie uprawiano). Autorem kierowała prawdopodobnie chęć usunięcia z nazwy przysiółka tzw. mazurzenia, charakterystycznego między innymi dla gwar Polski Południowej (sz wymawiane jest jak s, cz jak c, ż jak z). W tym akurat przypadku próba zamiany ludowej nazwy na język literacki była całkowicie nie uzasadniona.
W tym miejscu warto przypomnieć w skrócie jak w babiogórskich lasach jeszcze wiek temu odbywało się pozyskiwanie drewna.
Lasy na północnych i południowych stokach Babiej Góry były w przeważającej mierze własnością kolejnych właścicieli tutejszych dóbr. Obok tego pewna część areału należała do miejscowych gospodarzy. Kto nie miał swojego lasu mógł kupić drewno. Często także miały miejsce kradzieże tego cennego surowca. Wszyscy mieszkańcy okolicznych wsi jeszcze u schyłku XIX stulecia mieli także prawo do korzystania z tzw. lasów pańskich (własność nie chłopska) zbierając tu drewno na opał. Maria Steczkowska, jedna z pierwszych kobiet – turystek, w relacji ze swojej wycieczki na Babią Górę odbytej u schyłku XIX stulecia zanotowała:
...mieszkańcom tutejszych wsi wolno dwa razy w tydzień, tj. we środę i w piątek , jeździć bezpłatnie po drzewo, choćby czterema końmi. Całe więc karawany wyjeżdżają do lasu we wspomniane dni i powracają z naładowanemi wózkami, a przecież nie znać ubytku.
Najbardziej rozpowszechnionym sposobem wycinki było prowadzenie tzw. wyrębów całkowitych. Ścięte pnie ogałacano (okrzesywano) z gałęzi i transportowano na miejsce przeznaczenia. Grubsze gałęzie przeznaczano na opał, drobniejsze układano w stosy i palono na miejscu. Wypalano także pozostałe pnie. Na tak oczyszczonym wyrębie mieszkańcy wsi mogli przez rok lub dwa siać owies i sadzić ziemniaki. Po tym okresie teren zalesiano.
Drzewa ścinano przy pomocy różnego rodzaju ręcznych pił i toporów. Do cięcia drewna na przeznaczone na opał kloce stosowano ręczne piły kabłąkowe. Kloce rozłupywano przy użyciu klinów drewnianych (z twardego drewna bukowego) i żelaznych. Część pni przeznaczonych do celów przemysłowych korowano. Służyły do tego dwuręczne ośniki. Pracę tę wykonywano na placach, gdzie gromadzono ściągnięte z gór drewno. Okorowywany kloc spoczywał na specjalnej, wykonanej z belek podporze. Korę częściowo zużywano jako materiał opałowy, częściwo palono na miejscu pracy.
Drewno z miejsca wyrębu do miejsca przeznaczenia transportowano różnymi sposobami. Głównym środkiem transportu był koń, przy pomocy którego wyciągano z gęstwiny (zrywano) ścięte i ociosane z gałęzi pnie. Pień grubszym końcem umocowywano do orczyka (część końskiej uprzęży), a do korygowania drogi ześlizgu po stoku używano drewnianych drągów. Sposób ten stosowany jest do dzisiaj. Pnie składowano na wyznaczonym miejscu, skąd transportowano je dalej, w dół, ku głównej drodze lub rzece. Ze stromych, odległych stoków do doliny rzeki drewno spuszczano również wspomnianymi ryzami. Drewno spuszczone ryzą docierało nad brzeg potoku przegrodzonego w najwęższym miejscu koryta zaporą, tzw. klauzą (z niem. die Klause - zamknięcie, przewężenie). Przestrzeń powyżej zapory nazywano tajch (z niem. der Teich = zbiornik wodny, staw). Transport drewna z wykorzystaniem klauzy polegał na tym, że powyżej zapory, czyli w tajchu, gromadzono wodę, zaś poniżej składowano drewno przeznaczone do spławu. Po zgromadzeniu odpowiedniej ilości wody podnoszono stawidła a woda gwałtownie przybierając niosła przygotowane drewno na miejsce przeznaczenia. Wzdłuż rzeki biegła ścieżka, którą chodzili ludzie zatrudnieni przy spławie, spychając na środek nurtu zatrzymujące się pnie. Niekiedy pnie te łączono w niewielkie tratwy.
Po północnej stronie Babiej Góry drewno spławiano potokiem Skawica do Skawy, a dalej Skawą do Wisły. Wspomniana już Maria Steczkowska pisała: Padają olbrzymie jodły na tych olbrzymich górach rosnące, podcięte siekierą górala i same staczają się na brzeg rzeki ze stromych, prostopadłych prawie pochyłości. Tu dopiero zbijają je w tratwy. Składają się one zazwyczaj z sześciu do dziesięciu okrąglaków, złączonych ze sobą zapomocą poprzecznych sztuk drzewa.(...) Spław odbywa się najpomyślniej gdy wody nieco przybędzie; na małej bowiem wodzie statki osiadają na mieliźnie, w czasie zaś wielkiej powodzi spadek jest zbyt nagły, a kierowanie tratwami bardzo trudne i niebezpieczneczne.
Transport drewna do miejscowych tartaków odbywał się konnymi wozami, a zimą przy pomocy niewielkich konnych sanek, na których mocowano grubsze końce pni, ciągnąc je po śniegu, podobnie jak podczas zrywania drewna w górach. W XIX stuleciu leśne drogi wykładano okrąglakami, tzw. dylami (stąd nazwa drogi – dylowanka). W babiogórskich lasach ich ślady można jeszcze sporadycznie spotkać. Stanowią one ciekawy zabytek związany z dawnymi metodami ich eksploatacji.
Oba wspomniane przysiółki – Ryzowana i Podryzowana – przed wiekiem były jeszcze słabo zaludnione. Stało tu zaledwie kilka domów, które od wąskiej gruntowej drogi (biegnie nią dzisiaj szosa na przełęcz Krowiarki) oddzielał pas podmokłych łąk nazywanych tu młakami. Łąki te cieszyły się wśród mieszkańców Zawoi złą sławą jako miejsce gdzie straszy, wodzi (czyli myli drogę) i gdzie nocą wędrują niebieskawe światełka uważane niegdyś za dusze niechrzczonych dzieci. Po drugiej stronie drogi stary las przecięty rzeką piął się na przeciwległy stok aż do polany Błędna. Dzisiaj z młak i lasu pozostały jedynie resztki, a w ostatnim ćwierćwieczu wyrosło tu osiedle jednorodzinnych domów, które nadal się rozbudowuje.
W okresie międzywojennym, w związku z rozwojem Zawoi jako letniska, w Podryzowanej powstały trzy istniejące do dzisiaj pensjonaty: Świt, Jedność i Jasny Dworek. Wszystkie były własnością żydowskich rodzin: Świt należał do Hugona Fischera, Jedność do rodziny Halperów, a Jasny Dworek do Goldblattów. Po II wojnie światowej nadal funkcjonowały jako domy kolonijne, wypoczynkowe i wczasowe należące do zakładów pracy.
Podryzowana ma także swój zabytek sakralny. Jest to stojąca po prawej stronie drogi, na przeciw wspomnianych wyżej pensjonatów Świt i Jedność, domkowa kapliczka, murowana z kamienia, tynkowana, z drewnianą figurą Matki Bożej Niepokalanie Poczętej w środku. Powstała prawdopodobnie na początku XIX wieku (a być może nawet u schyłku XVIII wieku), ufundowana przez tutejszych mieszkańców. Jeszcze na początku XX stulecia była drugą, oprócz kaplicy tzw. zbójnickiej na Policznem, kaplicą mszalną w Górnej Zawoi, gdzie raz do roku odprawiał Mszę św. ksiądz z parafii w Zawoi Centrum. Początkowo kapliczka była wytynkowana tylko wewnątrz; tynk po zewnętrznej stronie położono dopiero koło połowy XX wieku. Wewnątrz kapliczki znajduje się niewielki murowany stół ołtarzowy (wcześniej stała tu tylko drewniana ławka) ze stojącą na nim drewnianą figurą Matki Bożej z początków XIX lub z przełomu XVIII i XIX stulecia. Prawdopodobnie pochodzi ona z pierwotnego kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Klemensa w Zawoi Centrum. Kiedy w XIX wieku wymieniano jego wyposażenie - trafiła najpierw do kościelnej dzwonnicy, a potem na obecne miejsce. Rzeźbę po zabraniu z kościoła odmalowano za składkowe pieniądze gospodarzy z obejścia Podryzowana. Po raz drugi odmalowano ją tuż przed II wojną, a po raz trzeci koło 1970 roku, również za pieniądze ze składek. Wcześniej w kapliczce była jakaś figura św. Jana, usunięta jeszcze przed I wojną światową; co się z nią stało – nie wiadomo.
Jeszcze do niedawna okoliczni mieszkańcy zbierali się przy kapliczce by odprawiać majowe nabożeństwa. Kapliczka jest zawsze ubrana kwiatami, a wewnątrz często pali się światło.
Dzisiaj na Podryzowanej, po lewej stronie drogi (biegnącej w kierunku Krowiarek), znajduje się sklep wielobranżowy, wiata przystanku autobusowego, a za nią ogrodzone żerdziami pole biwakowe z zadaszonymi stoliczkami i miejscem na ognisko. Po prawej stronie, nieco wyżej, stoi druga wiata przystanku autobusowego, na którym mają początek dwa szlaki turystyczne: żółty wiodący na Halę Śmietanową w Paśmie Policy (2.15 godz.) i czarny, który prowadzi do schroniska PTTK na Markowych Szczawinach pod Babią Górą (2.15 godz.).
Najnowszą inwestycją na Podryzowanej jest budująca się w sąsiedztwie opisanej kapliczki stylowa, drewniana karczma, która swoja formą a wyraźnie nawiązuje do tutejszego budownictwa. Będzie to jeden z najładniejszych regionalnych akcentów Górnej Zawoi.
Urszula Janicka-Krzywda
z publikacji: „Pod Diablakiem” 2004, jesień, s. 8 – 9
COTG PTTK i autorzy vademecum wyrażają zgodę na wszelkie powielanie zasobów Vademecum pod warunkiem przytoczenia źródła i autora. |