Uwaga! Podane ilości osób dotyczą liczby turystów biorących udział w przejściu szlaku i nie są jeszcze zweryfikowane przez instytucję kwalifikującą do rekordu Guinessa.
Wszelkich informacji o imprezie i warunkach uczestnictwa udziela:
Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK, 31-010 Kraków, ul. Jagiellońska 6/6a,
tel. (0-12) 422 28 40
fax 421 21 13
e-mail: poczta@cotg.pttk.pl
www.cotg.pttk.pl
WSTĘPNE ZESTAWIENIE ILOŚCI TURYSTÓW NA POSZCZEGÓLNYCH ETAPACH
w dniu 25 maja 2002 roku
NR ETAPU | TRASA ETAPU | ILOŚĆ OSÓB | MIEJSCE STARTU - METY | ORGANIZATOR (ODDZIAŁ PTTK) |
| SUDETY | | | |
1 | Świeradów Zdrój - Stóg Izerski | 78 | Świeradów Zdrój, PKS | Oddział PTTK "Pogórze Izerskie" ul. Bracka 12, 59-800 Lubań, tel. (0-75) 722 25 07 |
2 | Stóg Izerski - Szklarska Poręba Grn. | 18 | Schr. PTTK "Na Stogu Izerskim" | Oddział PTTK "Pogórze Izerskie" ul. Bracka 12, 59-800 Lubań, tel. (0-75) 722 25 07 |
3 | Szklarska Poręba Grn - Przełęcz Karkonoska | 3 | Szklarska Poręba Grn., węzeł szlaków ul. Jedności | Oddział PTTK "Sudety Zachodnie" ul. 1 Maja 88, 38-500 Jelenia Góra, tel. (0-75) 752 58 51 |
4 | Przełęcz Karkonoska - Równia pod Śnieżką | 8 | Schr. PTTK "Odrodzenie" na Przeł. Karkonoskiej | Oddział PTTK "Sudety Zachodnie" ul. 1 Maja 88, 38-500 Jelenia Góra, tel. (0-75) 752 58 51 |
5 | Równia pod Śnieżką - Karpacz-Biały Jar | 28 | "Śląski Dom" | Oddział PTTK "Sudety Zachodnie" ul. 1 Maja 88, 38-500 Jelenia Góra, tel. (0-75) 752 58 51 |
6 | Karpacz-Biały Jar - Mysłakowice | 15 | Karpacz Biały Jar | Oddział PTTK "Sudety Zachodnie" ul. 1 Maja 88, 38-500 Jelenia Góra, tel. (0-75) 752 58 51 |
7 | Mysłakowice - Czarnów | 21 | Mysłakowice, d. stacja kolejowa | Oddział PTTK "Sudety Zachodnie" ul. 1 Maja 88, 38-500 Jelenia Góra, tel. (0-75) 752 58 51 |
8 | Czarnów - Lubawka | 422 | Czarnów, schr. "Czartak" | Oddział PTTK "Ziemi Kamiennogórskiej", ul. Kościuszki 1, 58-400 Kamienna Góra, tel. (0-75) 744 31 44 |
9 | Lubawka - Grzędy | 53 | Lubawka, PKS PKP | Oddział PTTK "Ziemi Kamiennogórskiej", ul. Kościuszki 1, 58-400 Kamienna Góra, tel. (0-75) 744 31 44 |
10 | Grzędy - Sokołowsko | 133 | Grzędy, PKS | Oddział PTTK "Ziemi Kamiennogórskiej", ul. Kościuszki 1, 58-400 Kamienna Góra tel. (0-75) 744 31 44 |
11 | Sokołowsko - Jedlinka | 37 | Sokołowsko, PKS | Oddział PTTK w Wałbrzychu ul. Konopnickiej 19, 58-300 Wałbrzych, tel. (0-74) 842 40 52 |
12 | Jedlinka - Rzeczka | 113 | Jedlinka, PKS | Oddział PTTK w Wałbrzychu ul. Konopnickiej 19, 58-300 Wałbrzych tel. (0-74) 842 40 52 |
13 | Rzeczka - Przełęcz Jugowska | 7 | Przełęcz Sokola, parking | Oddział PTTK w Wałbrzychu ul. Konopnickiej 19, 58-300 Wałbrzych tel. (0-74) 842 40 52 |
14 | Przełęcz Jugowska - Srebrna Przełęcz | 7 | Schr. PTTK "Zygmuntówka" | Oddział PTTK w Świdnicy ul. Długa 6, 58-100 Świdnica tel. (0-74) 852 45 60 |
15 | Srebrna Przełęcz - Słupiec | 7 | Schr. PTTK "Srebrna Przełęcz" | Oddział PTTK w Ząbkowicach Śl. ul Jana Pawła II 1, 57-200 Ząbkowice Śl., tel. (0-74) 151 770 |
16 | Słupiec - Wambierzyce | 8 | Słupiec, PKS. w centrum | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
17 | Wambierzyce - Karłów | 14 | Wambierzyce, pl. NMP | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
18 | Karłów - Kudowa Zdrój | 15 | Karłów, parking przy "Gospodzie pod Szczelińcem" | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
19 | Kudowa Zdrój - Duszniki Zdrój | 12 | Kudowa Zdrój, wejście do Parku Zdrojowego | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
20 | Duszniki Zdrój - Zieleniec | 9 | Duszniki Zdrój, rynek | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
21 | Zieleniec - Przełęcz Spalona | 4 | Schr. PTTK "Orlica" | Oddział PTTK "Ziemi Kłodzkiej" ul. Wita Stwosza 1, 57-300 Kłodzko, tel. (0-74) 867 37 40 |
22 | Przełęcz Spalona - Długopole Zdrój | 55 | Schr. PTTK "Jagodna" | Oddział PTTK im. M. Orłowicza w Międzygórzu, ul. Sanatoryjna 1, 57-514 Międzygórze, tel. (0-74) 813 51 95 |
23 | Długopole Zdrój - Międzygórze | 21 | Długopole, PKP | Oddział PTTK im. M. Orłowicza w Międzygórzu, ul. Sanatoryjna 1, 57-514 Międzygórze, tel. (0-74) 813 51 95 |
24 | Międzygórze - Czarna Góra | 269 | Międzygórze, Oddz. PTTK | Oddział PTTK im. M. Orłowicza w Międzygórzu, ul. Sanatoryjna 1, 57-514 Międzygórze, tel. (0-74) 813 51 95 |
25 | Czarna Góra - Lądek Zdrój | 65 | Czarna Góra, stacja kolei krzesełkowej | Oddział PTTK w Stroniu Śl., ul. Kościuszki 17, 57-550 Stronie Śl., tel. (0-74) 814 13 79 |
26 | Lądek Zdrój - Złoty Stok | 45 | Lądek Zdrój, Oddz. PTTK | Oddział PTTK "Bialski" w Lądku Zdr., ul. Kościuszki 36, 57-540 Lądek Zdr., tel. (0-74) 814 62 55 |
27 | Złoty Stok - Paczków | 24 | Złoty Stok, rynek Paczków, rynek | Oddział PTTK w Ząbkowicach Śl. ul Jana Pawła II 1, 57-200 Ząbkowice Śl., tel. (0-74) 151 770 |
| KARPATY | | | |
28 | Ustroń-Równica - Ustroń Polana | 200 | Ustroń PKP | Oddział PTTK "Beskid Śląski" w Cieszynie, ul. Głęboka 56, 43-400 Cieszyn, tel. (0-33) 852 11 86 |
29 | Ustroń Polana - Przełęcz Kubalonka | 209 | Ustroń Polana. stacja kolei krzesełkowej | Oddział PTTK "Beskid Śląski" w Cieszynie, ul. Głęboka 56, 43-400 Cieszyn, tel. (0-33) 852 11 86 |
30 | Przełęcz Kubalonka - Barania Góra | 408 | Przełęcz Kubalonka, parking | Oddział PTTK "Beskid Śląski" w Cieszynie, ul. Głęboka 56, 43-400 Cieszyn, tel. (0-33) 852 11 86 |
31 | Barania Góra - Węgierska Górka | 82 | Barania Góra | Oddział PTTK "Wisła" w Wiśle ul. Lipowa 4A, 43-460 Wisła, tel. (0-33) 855 35 60 |
32 | Węgierska Górka - Hala Rysianka | 69 | Węgierska Górka PKP | Oddział PTTK "Babiogórski" w Żywcu, ul. 3 Maja 16, 34-300 Żywiec, tel. (0-33) 861 26 34 |
33 | Hala Rysianka - Przełęcz Glinne | 152 | Schr. PTTK "Rysianka" | Oddział PTTK "Babiogórski" w Żywcu, ul. 3 Maja 16, 34-300 Żywiec, tel. (0-33) 861 26 34 |
34 | Przełęcz Glinne - Mędralowa | 40 | Przełęcz Glinne | Oddział PTTK "Babiogórski" w Żywcu, ul. 3 Maja 16, 34-300 Żywiec, tel. (0-33) 861 26 34 |
35 | Mędralowa - Babia Góra | 38 | Mędralowa, wierzchołek 1164 m | Oddział PTTK "Babiogórski" w Żywcu, ul. 3 Maja 16, 34-300 Żywiec, tel. (0-33) 861 26 34 |
36 | Babia Góra - Hala Krupowa | 107 | Babia Góra, Diablak | Oddział PTTK "Ziemi Babiogórskiej" w Suchej, ul. Mickiewicza 38 34-200 Sucha Beskidzkiej, tel. (0-33) 874 36 70 |
37 | Hala Krupowa - Jordanów | 279 | Schr. PTTK "Na Hali Krupowej" | Oddział PTTK "Ziemi Babiogórskiej" w Suchej, ul. Mickiewicza 38 34-200 Sucha Beskidzkiej, tel. (0-33) 874 36 70 |
38 | Jordanów - Rabka | 64 | Jordanów, rynek | Oddział PTTK "Ziemi Babiogórskiej" w Suchej, ul. Mickiewicza 38 34-200 Sucha Beskidzkiej, tel. (0-33) 874 36 70 |
39 | Rabka - Turbacz | 148 | Rabka, Oddz. PTTK | Oddział PTTK w Rabce, ul. Piłsudskiego 1, 34-700 Rabka, tel. (0-18) 267 64 78 |
40 | Turbacz - Przełęcz Knurowska | 39 | Schr. PTTK "Na Turbaczu" | Oddział PTTK w Rabce, ul. Piłsudskiego 1, 34-700 Rabka, tel. (0-18) 267 64 78 |
41 | Przełęcz Knurowska - Lubań | 25 | Przeł. Knurowska | Oddział PTTK w Rabce, ul. Piłsudskiego 1, 34-700 Rabka, tel. (0-18) 267 64 78 |
42 | Lubań - Krościenko | 80 | Lubań, skrzyżowanie szlaków | Oddział PTTK "Pieniński" w Krościenku, ul. Jagiellońska 28, 34-450 Krościenko n/D, tel. (0-18) 262 30 81 |
43 | Krościenko - Przehyba | 138 | Krościenko, Oddz. PTTK | Oddział PTTK "Pieniński" w Krościenku, ul. Jagiellońska 28, 34-450 Krościenko n/D, tel. (0-18) 262 30 81 |
44 | Przehyba - Niemcowa | 97 | Schr. PTTK "Przehyba" | Oddział PTTK "Beskid" w Nowym Sączu, Rynek 9, 33-300 Nowy Sącz, tel. (00-18) 443 74 57 |
45 | Niemcowa - Łabowska Hala | 41 | Niemcowa, skrzyżowanie szlaków | Oddział PTTK "Beskid" w Nowym Sączu, Rynek 9, 33-300 Nowy Sącz, tel. (00-18) 443 74 57 |
46 | Łabowska Hala - Runek | 40 | Schr. PTTK "Na Łabowskiej Hali" | Oddział PTTK "Beskid" w Nowym Sączu, Rynek 9, 33-300 Nowy Sącz, tel. (00-18) 443 74 57 |
47 | Runek - Krynica | 7 | Runek | Oddział PTTK im. R. Nitribitta w Krynicy, ul. Zdrojowa 32, 33-380 Krynica, tel. (0-18) 471 29 10 |
48 | Krynica - Izby | 191 | Krynica, Oddz. PTTK | Oddział PTTK im. R. Nitribitta w Krynicy, ul. Zdrojowa 32, 33-380 Krynica, tel. (0-18) 471 29 10 |
49 | Izby - Regetów | 9 | Izby, szosa nad wsia | Oddział PTTK w Gorlicach, ul. Piłsudskiego 6, 38-300 Gorlice, tel. (0-18) 352 15 91 |
50 | Regetów - Wołowiec | 10 | Regetów, PKS | Oddział PTTK w Gorlicach, ul. Piłsudskiego 6, 38-300 Gorlice, tel. (0-18) 352 15 91 |
51 | Wołowiec - Magura Wątkowska | 28 | Wołowiec | Oddział PTTK w Gorlicach, ul. Piłsudskiego 6, 38-300 Gorlice, tel. (0-18) 352 15 91 |
52 | Magura Wątkowska - Kąty | 5 | Magura Wątkowska | Oddział PTTK w Gorlicach, ul. Piłsudskiego 6, 38-300 Gorlice, tel. (0-18) 352 15 91 |
53 | Kąty - Chyrowa | 354 | Kąty, PKS | Oddział PTTK w Jaśle, ul. Floriańska 15, 38-200 Jasło, tel. (0-13) 446 33 40 |
54 | Chyrowa - Iwonicz Zdrój | 18 | Chyrowa, PKS | Oddział PTTK w Krośnie, ul. Krakowska 9, 38-400 Krosno, tel. (0-13) 432 12 58 |
55 | Iwonicz Zdrój - Dolina Tarnawki | 184 | Iwonicz Zdrój, park zdrojowy | Oddział PTTK w Krośnie, ul. Krakowska 9, 38-400 Krosno, tel. (0-13) 432 12 58 |
56 | Dolina Tarnawki - Puławy | 4 | Dol. Tarnawki. szosa | Oddział PTTK w Krośnie, ul. Krakowska 9, 38-400 Krosno, tel. (0-13) 432 12 58 |
57 | Puławy - Tokarnia | 57 | Puławy, PKS | Oddział PTTK "Ziemia Sanocka", ul. 3 Maja 2, 38-500 Sanok, tel. (013) 463 21 71 |
58 | Tokarnia - Komańcza PKP | 50 | Tokarnia, skrzyżowanie szlaków | Oddział PTTK "Ziemia Sanocka", ul. 3 Maja 2, 38-500 Sanok, tel. (013) 463 21 71 |
59 | Komańcza PKP - Przełęcz 816 | 52 | Komańcza PKP | Oddział PTTK "Bieszczady" w Lesku, ul. Joselewicza 16, 38-600 Lesko tel. (013) 469 65 95 |
60 | Przełęcz 816 - Cisna | 19 | Przełęcz 816 | Oddział PTTK "Bieszczady" w Lesku, ul. Joselewicza 16, 38-600 Lesko tel. (013) 469 65 95 |
61 | Cisna - Smerek Wieś | 6 | Cisna, PKS | Oddział PTTK "Bieszczady" w Lesku, ul. Joselewicza 16, 38-600 Lesko tel. (013) 469 65 95 |
62 | Smerek Wieś - Brzegi Górne | 2 | Smerek, PKS | Oddział PTTK "Bieszczady" w Lesku, ul. Joselewicza 16, 38-600 Lesko tel. (013) 469 65 95 |
63 | Brzegi Górne - Ustrzyki Górne | 20 | Brzegi Górne, PKS | Oddział PTTK "Bieszczadzki" w Ustrzykach Dln, Rynek 14, 38-700 Ustrzyki Dolne, tel. (013) 461 11 30 |
64 | Ustrzyki Górne - Przełęcz pomiędzy Szerokim Wierchem i Krzemieniem | 20 | Ustrzyki Grn., Hotel Górski PTTK | Oddział PTTK "Bieszczadzki" w Ustrzykach Dln, Rynek 14, 38-700 Ustrzyki Dolne, tel. (013) 461 11 30 |
65 | Przeł. pom. Szerokim Wierchem i Krzemieniem - Wołosate | 20 | Przeł. pom. Szer. W. i Krzemieniem Wołosate, skrzyżowanie szlaków | Oddział PTTK "Bieszczadzki" w Ustrzykach Dln, Rynek 14, 38-700 Ustrzyki Dolne, tel. (013) 461 11 30 |
| razem | 4909 | |
|
SPOTKANIE NA SZCZYTACH
Różne uczucia towarzyszą ludziom udającym się do pracy, ale rzadko się zdarza, by było to uczucie ciekawości. Idąc do pracy w sobotni ranek 14 września doświadczałem tego właśnie uczucia. Szalona praca, która przez ostatnie dwa tygodnie zmuszała prawie wszystkich z naszego małego biura w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie do wytężonej pracy (przygotowanie, pakowanie i wysyłanie kilkuset paczek i przesyłek) w nerwowej atmosferze - bo wiele zamówień dostaliśmy po ustalonym terminie, miała dziś swój finał. Przygotowywaliśmy wysyłkę materiałów do Oddziałów PTTK, które właśnie w dniu dzisiejszym, odpowiadając na apel Komisji Turystyki Górskiej ZG PTTK, organizowały dla swoich członków i sympatyków "Spotkanie na szczytach". Do Oddziałów rozesłano 8000 certyfikatów, 4500 odznak i 500 koszulek z czapeczkami. Z napływających prognoz dotyczących frekwencji wynikało, że impreza w całej Polsce cieszyć się będzie dużym zainteresowaniem. Właściwie można się było tego spodziewać po majowej imprezie, gdy na górskie szlaki we wszystkich polskich górach wyruszyło około 5000 osób. Już wtedy turyści umawiali się na spotkanie 14 września. Kładliśmy to jednak wówczas na karb chwilowego entuzjazmu, choć pogoda w tamtym dniu zbytnio nas nie rozpieszczała. Prawdę mówiąc w całych Karpatach 25 maja padał deszcz, a powyżej 1000 m była mgła. Dlatego właśnie byłem naprawdę ciekaw, ile osób koledzy z Oddziałów zdołają wyprowadzić na spacer w góry i górki 14 września. Zapowiadał się ostatni dzień ładnej pogody gdyż od północnego wschodu nadciągał front atmosferyczny, niosąc z sobą chłód i deszcz.
Dyżur rozpoczynaliśmy o godz. 10.00, by przygotować się na przyjmowanie meldunków, które prosiliśmy nadsyłać od 11.00 do 18.00.
Pierwszy meldunek dotarł do nas o 11.37. Grupa 32 osób z Klubu Górskiego z Oświęcimia meldowała wyjście na Babią Górę (Diablak 1725 m). Jeszcze koledzy z Oświęcimia nie skończyli meldować, gdy na drugim telefonie odbieraliśmy wiadomość tym razem z Bieszczadów. Na Chryszczatą (997 m) dotarli turyści z Oddziału PTTK w Sanoku w liczbie 80 osób, razem z nimi telewizja regionalna z Rzeszowa.
Od 12-tej meldunki napływały jeden za drugim. Turyści z Warty w liczbie 128 osób zdobyli szczyt Łysej Góry (189 m). Relacja z tej imprezy będzie w Dzienniku Łódzkim, wśród uczestników był bowiem redaktor tej gazety.
Pierwszy sygnał o kiepskiej pogodzie dotarł do Krakowa o 12.15 ze Szczytniaka (554 m) z Pasma Jeleniowskiego w Górach Świętokrzyskich. 57 osób z Ostrowca Świętokrzyskiego melduje się na szczycie przy padającym deszczu. Korzystając z krótkiej przerwy w meldunkach otwieram w komputerze plik z wykazem Oddziałów które zgłosiły swój udział, by bezpośrednio wpisywać podawane cyfry i dodatkowe zgłaszane informacje. Dyżurujący wraz ze mną dyrektor COTG Zbigniew Kresek (który udostępnił dla meldujących swój telefon komórkowy) i kol. Andrzej Matuszczyk, odbierając meldunki podają mi dane do wpisania. System zdaje egzamin, wiemy na bieżąco ile osób już zgłoszono gdyż komputer automatycznie sumuje podawane cyfry. Do godziny 12.20 zgłosiło się już ponad 2000 osób. Sporo meldunków jest bardzo lakonicznych, ot ile osób, kto i gdzie. To meldunki podawane za pomocą SMS-ów. Na ciekawsze informacje z tych Oddziałów musimy poczekać do czasu otrzymania oficjalnych sprawozdań. A dzieją się w wielu miejscach ciekawe rzeczy. Oddział Miejski PTTK w Legnicy wraz z władzami miasta, z okazji Międzynarodowego Roku Gór, zorganizował uroczyste nadanie imienia Wzgórzu Piaskowemu (273 m), gdzie w obecności 330 osób odsłonięto kamień ze stosownym napisem. Koledzy z Bytomia, którzy wybrali się na Baranią Górę (1220 m), urządzili uroczyste wręczenie legitymacji nowo mianowanym przodownikom turystyki górskiej, było ognisko, grała kapela i spotkanie na szczycie z ponad 200-osobową ekipą z Wisły.
Najliczniej zgromadzono się na Biskupiej Kopie (889 m) w Górach Opawskich, gdzie spotkali się turyści z Prudnika, Opola i Pleszewa, łącznie 650 osób. Punktualnie o godzinie 12.00 gwardia w strojach z epoki Franciszka Józefa ze Zlatych Hor, dla uczczenia Międzynarodowego Roku Gór, oddała kilka salw ku uciesze młodych turystów i przerażeniu obecnych czworonogów. Kolejny "rekord podczas bicia rekordu" ustanowili turyści z Oddziału PTTK w Wałbrzychu. Na górze Chełmiec (869 m) spotkało się 548 osób biorąc udział w zorganizowanym tam kiermaszu wydawnictw i pokazach sprzętu alpinistycznego. Trzecie miejsce pod względem ilościowym należy przyznać Zakładowemu Oddziałowi "Zagłębie Miedziowe" w Lubinie. Wspólnie z Nadleśnictwem zorganizowano wyjście na Grzybową Górę (216 m). Zakończenie imprezy przy tradycyjnym ognisku odbyło się, ze względów przeciwpożarowych, nie na zalesionym wierzchołku lecz na boisku szkolnym w pobliskiej wiosce.
Czekamy z niepokojem na meldunki z Tatr. Wiemy, że szczyty poprószył pierwszy wrześniowy śnieg i jest ślisko. Pierwsza melduje się z Giewontu 6. osobowa grupa z Zakładowego Oddziału Huty Baildon w Katowicach. Druga grupa w sile 18 osób z tego samego Oddziału melduje się z Rysów niespełna dwie godziny później. Na szczęście obyło się bez przykrych niespodzianek, a uczestnicy pozostawili na szczytach okolicznościowe tabliczki upamiętniające Międzynarodowy Rok Gór.
W wielu przypadkach "Spotkanie na szczycie" połączone zostało z trwającą kilka dni imprezą turystyczną. Oddziały PTTK w Koninie i Wrześni oraz kluby kolarskie "Piasty" i "Sigma" z Poznania, "Rama" z Wrześni, "Bicykl" ze Słupcy i "Konin" z Konina w ramach XVIII Ogólnopolskiego Jesiennego Rajdu Kolarskiego po Wielkopolsce, zdobyły 14 września Winną Górę (106 m) i najwyższe wzniesienie Ozu Miłosławskiego o wysokości 119 m. W rajdzie, któremu honorowo patronował prezydent miasta Konina i który wspierał Urząd Marszałkowski z Poznania, uczestniczyły 33 osoby (w tym jeden reprezentant Francji). Trzydniowemu XXXII Zlotowi Turystów do Dukli, organizowanemu przez Oddział PTTK w Krośnie, towarzyszyło wspólne spotkanie na Cergowej (716 m). Spotkało się tam 179 turystów a turyści wojskowi z całej Polski przebywający w Wysowej na XXXI Centralnym Zlocie Turystów Wojskowych, w dniu 14 września zdobyli najwyższy szczyt Beskidu Niskiego Lackową (998 m).
Za miejsce spotkania turyści z Gdańska i Gdyni wybrali szczyt Wieżycy (328,6 m), gdzie 426 osób wzięło udział w Zlocie Gwiaździstym. Pozostałe góry i wzniesienia w województwach nadmorskich zdobywali: w Szczecinie Bukowiec (149 m), w Stargardzie Szczecińskim 129 osób przeszło szlak "Stargard - perła Pomorza Zachodniego" zakończony w najwyższym miejscu na placu k. kościoła św. Jana, na najwyższej górze w regionie elbląskim - na Srebrnej Górze (197,6 m), spotkało się 152. osób. Oprócz turystów z Elbląga przybyli piechurzy z Kwidzyna i Pasłęka. Wiele osób 15 km odcinek ze Srebrnej Góry do Elbląga, pomimo padającego deszczu, przeszło pieszo. Wszyscy uczestnicy otrzymali karty uczestnictwa stanowiące równocześnie potwierdzenie punktów do OTP oraz certyfikaty pobytu na Górze Srebrnej wydane przez Towarzystwo Na Rzecz Rozwoju Gminy Milejewo.
Docierają do nas informacje o dużym zainteresowaniu mediów naszą imprezą. W spotkaniu na szczytach turystom towarzyszą redaktorzy (nierzadko sami będąc również turystami) "Dziennika Bałtyckiego", "Gazety Olsztyńskiej", "Tygodnika Siedleckiego", Dziennika Podkarpackiego "Super Nowości", "Kuriera Tarnogórskiego", "Dziennika Zachodniego", "Dziennika Łódzkiego", "Dziennika Polskiego", "Dziennika Zachodniego", Trybuny Śląskiej", "Gazety Wyborczej" oraz regionalnych ośrodków TV: katowickiego, krakowskiego, rzeszowskiego.
W Górach Świętokrzyskich, na Łysicy (612 m), spotkali się turyści z Kielc z członkami honorowymi PTTK, których przyprowadził osobiście prezes Towarzystwa Janusz Zdebski. Szczyt zdobyło łącznie 400 osób. W obsadzie międzynarodowej odbyło się spotkanie na Pilsku (1557 m). Oddział PTTK w Żywcu od lat utrzymujący żywe kontakty ze słowackimi turystami z Czadcy zaprosił ich na spotkanie na szczycie, gdzie zameldowało się 434 osób.
Do momentu zakończenia dyżuru o godzinie 18.00 zgłosiło się 81 Oddziałów PTTK z całej Polski, podając wg wstępnych szacunków liczbę 10353 uczestników. Ten rekord trudno będzie pobić. Myślę jednak, że nie rekord jest tu najważniejszy. W czasie trwania imprezy biorący w niej udział doświadczyli ogromnego poczucia wspólnoty z innymi turystami - dawali temu wyraz w czasie składania meldunków. I nie było istotne, jak wysoka jest góra którą zdobywano. W Żyrardowie była to górka w Parku Miejskim, w Tatrach najwyższy polski szczyt. Obie zdobywane były z jednakowym entuzjazmem. I choć całość nie została jeszcze oficjalnie podsumowana, nie zgromadzono kompletu dokumentów, można powiedzieć, że dawno (a może wcale?) nie było w naszym Towarzystwie tak udanej i oczekiwanej imprezy.
Jacek Ormicki
70 LAT PNN
Pieniński Park Narodowy obchodzi w bieżącym roku 70-lecie swojej działalności. W 1932 r., po wielu latach starań i dokonanym niemałym wysiłkiem finansowym zakupem centralnej części Pienin przez Państwo, ukazało się rozporządzenie Ministra Rolnictwa z dnia 23 maja o utworzeniu jednostki specjalnej Lasów Państwowych pod nazwą "Park Narodowy w Pieninach". Niedługo potem władze czechosłowackie utworzyły duży rezerwat przyrody w Przełomie Pienińskim. Można już wtedy było zwieńczyć długoletnią współpracę polsko-czechosłowacką w ochronie Pienin poprzez uroczyste proklamowanie pierwszego w Europie międzynarodowego parku przyrody. Miało to miejsce w Czerwonym Klasztorze 17 lipca 1932 roku.
Z okazji tych ważnych rocznic obie współpracujące jednostki: Pieniński Park Narodowy i Pieninsky Narodny Park zorganizowały w dniu 19 czerwca br. uroczystą sesję. Rozpoczęła się ona konferencją w Szczawnicy, na którą przybyło 130 osób z Polski i Słowacji. Wśród gości byli m.in.: p. prof. Dorota Symonides - wiceminister środowiska, dr Marian Kassa - dyrektor Państwowej Służby Ochrony Przyrody Republiki Słowackiej, przedstawiciele władz samorządowych, środowisk naukowych, organizacji społecznych w tym PTTK oraz delegacje z górskich parków narodowych Polski i Słowacji.
Po oficjalnych wystąpieniach, dekoracji zasłużonych odznaczeniami państwowymi i adresach gratulacyjnych nadesłanych przez przedstawicieli władz, życzenia zaczęli składać zaproszeni goście. Odbywało się to w bardzo ciepłej , przyjacielskiej, niejednokrotnie żartobliwej atmosferze.
Zabierając głos w imieniu Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, oprócz serdecznych życzeń i potwierdzeniu woli współpracy w ochronie przyrody, pozwoliłem sobie także przypomnieć, ż rozwój starań o ochronę przyrody Pienin był ściśle związany z rozwojem turystyki, a Polskie Towarzystwo Tatrzańskie i osobiście prof. Walery Goetel położyli ogromne zasługi dla utworzenia Parku Narodowego. Nie przypadkiem już w 1930 r. PTT zorganizowało społeczną proklamację jego powstania!
Zwróciłem dalej uwagę na ducha tzw. protokołów krakowskich, które poprzez tworzenie transgranicznych form ochrony przyrody i swobodę ruchu turystycznego zmierzały do rozładowania napięć i konfliktów granicznych.
Przypomniałem także, że od początku ochrona Pienin była rozumiana nie tylko jako ochrona przyrody, lecz także integralnie z przyrodą związanego dziedzictwa kulturalnego, którego turystyka była i jest ważnym składnikiem.
Wyraziłem także przekonanie, że Pieniny jako jedyny w swoim rodzaju zespół przyrodniczo-kulturowy w pełni zasługują na to, aby w tej kategorii zostać uznanymi przez UNESCO za obiekt światowego dziedzictwa.
W sesji szczawnickiej wygłoszono również cztery referaty: prof. Zbigniew Witkowski mówił o motywach ochrony Pienin; dr Lubomir Panigaj o prowadzonych w Pieninach badaniach naukowych, a dr Kassa nakreślił perspektywy ochrony przyrody na Słowacji. Jako czwarty referent wystąpił prof. Zbigniew Myczkowski (nawiasem mówiąc przewodni tatrzański ze środowiska Oddziału Akademickiego PTTK w Krakowie). Jego wystąpienie, ilustrowane starannie dobranymi przeźroczami, choć nawiązujące do Pienin, ukazało jednak znacznie szerszą perspektywę integracji ochrony przyrody, krajobrazu a także wartości kulturowych - zarówno utrwalonych w obiektach zabytkowych jak i żywych, kultywowanych przez lokalne społeczności.
Trzeba jeszcze wspomnieć przynajmniej o dwóch tematach, które powracały w wielu wypowiedziach, zarówno przygotowywanych w referatach jak i tych spontanicznych. Nie sposób bowiem mówić o ochronie przyrody w Pieninach pomijając sprawę Zbiornika Czorsztyńskiego i długoletniego sporu między obrońcami narodowego dziedzictwa, a rzecznikami industrializacji. Sporu, ostatecznie przez przyrodę i kulturę przegranego, czego wyrazem są przekształcenia, które już nastąpiły i jeszcze nastąpią. Bez przesady można powiedzieć, że cień rzucany przez zaporę sięgnął sali, w której toczyły się obrady. Trudno także mówić o Pieninach nie wspominając wielu wybitnych ludzi, którzy oddali im swoją wiedzę, serca i pracę. Znajduje się wśród nich postać Stanisława Smólskiego, który kierował parkiem w okresie międzywojennym, a potem przez wiele lat przewodniczył radzie parku, wspierając go zarazem jako wojewódzki konserwator przyrody i autor licznych publikacji. Wielu mówców nawiązywało do tej postaci, wspominając, że chociaż Stanisław Smólski z uwagi na podeszły wiek nie mógł przybyć na uroczystość, to jednak sercem pozostaje w Pieninach.
Nie wiedzieliśmy wówczas, że serce to już niedługo bić przestanie. Stanisław Smólski zmarł 1 lipca 2002r. w wieku 105 lat. Był ostatnim żyjącym współpracownikiem Władysława Szafera, Walerego Goetla, Stanisława Kulczyńskiego i innych wybitnych obrońców górskiej przyrody w okresie międzywojennym. Jego odejście zamyka pewną epokę.
Po zakończeniu sesji w Szczawnicy, jej uczestnicy udali się do Sromowców Niżnych, gdzie po kontroli paszportowej przeprawili się łodziami do Czerwonego klasztoru. Tam, pod starszymi już o 70 lat lipami, miała miejsce sympatyczna uroczystość, podczas której dyrektorzy obu parków narodowych i przedstawiciele krajowych administracji ochrony przyrody Polski i Słowacji podpisali solenną deklarację kontynuowania wspanialej tradycji i dalszej jak najściślejszej współpracy w ochronie Pienin. Spotkanie pod lipami uświetnił występ młodzieżowego zespołu artystycznego. Obchody 70-lecia zakończyło spotkanie towarzyskie zorganizowane przez Słowaków.
Cała uroczystość, zarówno po polskiej jak i słowackiej stronie, była doskonale zorganizowana i przebiegła w niezwykle serdecznej atmosferze. Mimo skromnych środków jakimi dysponują oba parki narodowe było to godne zaakcentowanie nie tylko rocznicy, ale przede wszystkim dorobku w dziedzinie międzynarodowej ochrony przyrody, której nasze kraje były prekursorami na skalę światową.
Piotr Dąbrowski
Członek Rady Pienińskiego Parku Narodowego
z ramienia PTTK
STOŻEK JUBILATEM
W dniu 6 października 2002 r. odbyło się na Stożku sympatyczne spotkanie turystów z okazji jubileuszu 80-cio lecia istnienia schroniska PYTT - PTTK na Stożku w Beskidzie Śląskim.
Schronisko należy do najstarszych schronisk górskich w Polsce, zaś w Beskidzie Śląskim jest najstarszym istniejącym polskim schroniskiem turystycznym, uruchomionym w dniu 9 lipca 1922 roku w obecności prawie 2000 turystów i ludności z obu stron granic podzielonej Ziemi Cieszyńskiej.
Na obecnym jubileuszu pogoda niestety zupełnie nie dopisała. Mgła, deszcz i zimno nie zachęcały do górskiej wędrówki na Stożek. Mimo tych trudności do schroniska dotarło ponad dwieście osób. Schronisko udekorowane transparentami i flagą PTTK, prezentowało się okazale. Pogoda zmusiła organizatorów do przyjęcia uczestników i urządzenia uroczystego zakończenia spotkania wewnątrz schroniska. Atmosfera, mimo sporego zagęszczenia była jednak doskonała a humory dopisywały. Większość obecnych to wytrawni turyści i działacze.
O godz.12.30 - zgodnie z programem - prezes Oddziału PTTK "Beskid Śląski" z Cieszyna Ryszard Mazur przywitał gości i wszystkich zebranych.
Wśród gości obecni byli: wiceprezes Głównej Komisji Rewizyjnej ZG PTTK Jan Gorczyca, dyrektor Henryk Kurek ze Spółki "Karpaty" z Bielska-Białej, Tadeusz Stec prezes Polskiego Towarzystwa Turystyczno Sportowego "Beskid Śląski" w Republice Czeskiej, Genowefa Cięgiel poprzednia wieloletnia "gaździna" na Stożku, Krzysztof Greń prezes najstarszego w Polsce Koła Miejskiego PTTK ze Skoczowa, dotarła też działaczka KTN "Watra" Danuta Raciszewska-Prack, która przyjechała specjalnie na tę uroczystość z Wiednia. Przybyło też na Stożek wielu działaczy - seniorów (Karol Janicki i Tadeusz Tobiasiewicz ze Skoczowa, Oskar Ciompa z Cieszyna, Kazimierz Pietor z Czechowic, Stanisław Keller z Oświęcimia).
Prezes Ryszard Mazur przybliżył w swoim wystąpieniu ciekawą historię budowy i funkcjonowania schroniska oraz jego stan obecny, wręczając na zakończenie pamiątkowy puchar pani Wiesławie Cimek, prowadzącej obiekt od 1986 roku.
Później nastąpiło szereg przemówień i wręczanie okolicznościowych upominków.
Na miejscu dyżurowali koledzy z KTG z Cieszyna (Karol Chmiel, Karol Bojda i Henryk Więzik) weryfikując zdobyte odznaki GOT i prowadząc sprzedaż jubileuszowych odznak 80-cio lecia schroniska, specjalnych widokówek, odznak GOT oraz drobnych wydawnictw (mapy, książeczki GOT). Można było też otrzymać specjalną okolicznościową pieczątkę jubileuszową i zakupić odznakę MRG.
Na Stożek nie przybyli - pomimo zaproszeń - żadni przedstawiciele prasy. Może było za wysoko i za mokro?
Wielkimi grupami dotarli natomiast na Stożek wierni jego bywalcy: członkowie Klubu Turystycznego PTTK "Człapoki" z Cieszyna i zaprzyjaźnieni członkowie PTTS "Beskid Śląski" z Republiki Czeskiej, korzystając z turystycznego przejścia granicznego na Stożku.
Przy tej okazji warto poinformować, że jednym z punktów sesji popularnonaukowej "Miscellanea Przewodnickie" jaka odbędzie się w listopadzie w zabytkowym cieszyńskim Ratuszu, będzie geneza powstania i historia budowy schroniska PTT-PTTK na Stożku.
Prelekcja ilustrowana będzie historycznym przeźroczami.
Alojzy Szupina
POGODA DLA WANDALI
W samych górach i w rejonach podgórskich nasiliła się ostatnio plaga wandalizmu. Niszczone jest już dosłownie wszystko, co staje na drodze bezmózgowych osiłków. Dewastowanie stało się celem samym w sobie i odnosi się wrażenie, że niektórzy ludzie, o ile zasługują oni na to miano, wybierają się na szlaki lub do lasu nie po to, aby cieszyć się z kontaktu z Naturą, lecz aby siać wokół siebie spustoszenie. Wszyscy ponosimy przez to wielkie straty, gdyż skromne przecież środki, które przeznaczyć by można na dalsze turystyczne zagospodarowanie gór i pogórza, wydawać trzeba bez przerwy na naprawę bezsensownych zniszczeń.
Dla grasującej dziczy nie ma już żadnej świętości. W lipcu br. ze smutkiem oglądałem pouszkadzane przez wandali trzy urocze kapliczki Matki Boskiej, stojące wzdłuż zielonego szlaku z Andrychowa na Groń Jana Pawła II. Leżało przy nich jeszcze szkło z potłuczonych szybek, chroniących święte wizerunki. Na tym samym szlaku dzicz poniszczyła też w mig drewniane ławeczki, które ustawiono przy krzyżu na szczycie Gancarza. "Niedawno szedłem tędy na Leskowiec, to na nich spocząłem, gdy wracałem, już były poniszczone" - mówi ze smutkiem turysta spotkany na szlaku.
Wydawać by się mogło, że takie miejsce jak wzgórze Kaplicówka nad Skoczowem, gdzie 22 maja 1995 r. Papież odprawił mszę dziękczynną za kanonizację św. Jana Sarkandra i gdzie modlił się w małej kaplicy, zostanie uszanowane nawet przez będących na bakier z normami moralnymi. Gdzie tam! Jak poinformował tygodnik "Głos Ziemi Cieszyńskiej", rok temu kaplica pokryta została satanistycznymi symbolami. Stale wybijane są w niej szyby, a na murach pojawiają się sprayowe bazgroły. Niszczy się farbą elewację kaplicy nawet przy tablicy pamiątkowej, poświęconej Papieżowi. Tuż przed Jego tegoroczną pielgrzymką do Ojczyzny, chuligani powyrywali lastrykowe płyty schodów, którymi podchodzi się do papieskiego krzyża. Zresztą, nie szanuje się go na co dzień, gdyż niedawno aby go sfotografować, musiałem najpierw pozbierać butelki i śmieci szpecące trawnik. Widocznie dla niektórych świetne to miejsce do libacji.
Gdy wiosną br. uroczyście otwarto ścieżkę przyrodniczo-dydaktyczną w bielskim Lesie Cygańskim, cieszono się, że pojawiła się nowa atrakcja turystyczna dla wszystkich bywalców tego miejsca. Ścieżka kosztowała 26 tys. zł, a opracowywano ją 4 lata. Liczono, że skorzysta na niej przede wszystkim młodzież, jako że szkolne klasy przychodzić miały do lasu na lekcje w plenerze. Wyposażona w 5 przystanków ścieżka miała być wstępem do dłuższej trasy, którą planowano poprowadzić na szczyt Szyndzielni.
Niedługo jednak pięknie wykonane tablice informacyjne cieszyły oczy turystów i spacerowiczów. Najpierw pokryto je bzdurnymi bazgrołami, potem zaczęto zdzierać litery i fotografie, w końcu przystąpiono do łamania samych konstrukcji. Rychło zdewastowano ścieżkę, w której przygotowanie Beskidzki Okręg LOP włożył wiele pracy i pieniędzy.
A miało być tak pięknie w Lesie Cygańskim... Inicjatywę LOP wsparły władze miasta. Wydano nawet książeczkę opisującą walory ścieżki. Przyrodnicy i radni prosili, aby szanować ustawione tablice, ale "podziękowała" im część bielskiej młodzieży, stosownie do swego poziomu umysłowego i moralnego. I choć padają deklaracje o naprawie ścieżki, oczywiście za pieniądze podatników, a nie wandali, to mało osób wierzy, że długo się ona uchowa.
Nie lepszy los spotkał Regiotour, 800-kilometrowy system znakowanych tras rowerowych, którymi można przemierzać przygraniczne tereny Polski i Czech, a konkretnie Śląsk Cieszyński i Zaolzie. Na urządzenie tego systemu 2 lata temu, Euroregion Śląsk Cieszyński pozyskał pieniądze z Unii Europejskiej. Dziś, po zinwentaryzowaniu systemu, wszystkim opadły ręce. Tę przykrą sprawę opisano niedawno w "Gazecie Wyborczej". Przynosi nam wstyd.
Po stronie czeskiej nie ma dużych zniszczeń, ale nasi chuligani zdewastowali aż 25% całego systemu. Połamane są wiaty, poniszczone oznakowania i drogowskazy, rozkradzione słupki, zamalowane farbą tablice z mapami. Również i tu na trasę wybierano się celowo po to, aby ją dewastować wszelkimi możliwymi sposobami. Czego nie zdołano przewrócić i złamać, to porąbano nawet siekierami, a jedną z wiat obalono najeżdżając na nią pojazdem. Całkowicie zniszczono 3 stanowiska do odpoczynku i 15 map. Na najpilniejsze naprawy trzeba będzie wydać 40 tys. zł, oczywiście tym razem z kieszeni nas wszystkich. Czy będzie to ostatnia naprawa szkód po wandalach w tym regionie, jest rzeczą wielce wątpliwą.
Lista krzywd wyrządzanych górom i terenom podgórskim jest bardzo długa, każdy z Czytelników może do niej dorzucić wiele bulwersujących zdarzeń. Co zrobić by powstrzymać tę falę wandalizmu? Padają propozycje wysyłania patroli straży miejskiej, leśnej, policji, urządzania zasadzek na chuliganów, odsuwania znakowanych tras od okolic knajp z alkoholem, zabezpieczania majątku kratami, wzmocnionymi szybami itp. Ma to tragiczną wymowę dla normalnego człowieka, bo czy to normalny kraj, gdzie trzeba pilnować przed zniszczeniem tablic ścieżki przyrodniczej? W Cieszynie, gdzie dewastacja zieleni jest notoryczną "rozrywką" chuliganów, opiekunowie parków miejskich zaczęli chronić cenne krzewy ozdobne drutem kolczastym. Gdzie my żyjemy?! Czy za jakiś czas tak właśnie trzeba będzie zabezpieczać oznakowania szlaków?
Kryzys ekonomiczny, który dotyka nasze państwo jest bardzo dokuczliwy. Ale ten moralny, który od lat rozkłada od wewnątrz społeczeństwo jest najboleśniejszy. A jednym z jego przejawów jest m.in. dewastowanie mienia na górskich szlakach turystycznych i poza nimi.
Krzysztof Wojtasiński
SKARGA
Dzień Dobry
Nazywam się Rafał Penkowski, mam 22 lata i mieszkam w Bydgoszczy. Jestem członkiem PTTK od 1987 roku (Nr. Leg. 045696) i już dzisiaj jestem pewien że jeżeli do końca roku nic się nie zmieni rezygnuje z członkostwa w stowarzyszeniu OKRADAJĄCYM turystów!!!
A mianowicie udało mi się w tym roku namówić kilku znajomych na wędrówkę po szlakach Słowackiego Raju, Tatr Wysokich oraz Tatr Polskich. Pierwszy tydzień spędziliśmy na Słowacji Moi znajomi byli bardzo mile zaskoczeni z cen w słowackim schronisku ("Chata pod Rysmi" 2250 m n.p.m.) w którym to ceny nie odbiegały od cen w restauracjach na Słowacji. Dodam że towar do schroniska donoszony jest na plecach ludzi w bardzo niewygodnych stelażach zbudowanych z drewna. Drugi tydzień to wędrówka po Polskich Tatrach. Nikt z nas nie spodziewał się niskich cen w schroniskach PTTK, ale to co nas spotkało w schroniskach do których towar dowożony jest samochodami nadaje się do urzędu antymonopolowego. Schroniska PTTK żerują na turystach sprzedając artykuły najbardziej potrzebne w cenach NAWET 6 krotnie wyższych od cen w sklepach.
Opowiem o naszym pobycie w "schronisku" PTTK Murowaniec na Hali Gąsienicowej.
Do schroniska dotarliśmy o koło godziny 20.20 było już ciemno więc nie było mowy o powrocie do Zakopanego. Ponieważ braliśmy pod uwagę późną godzinę powrotu zabraliśmy z sobą śpiwory i karimaty. Oczywiście miejsc noclegowych w schronisku w pokojach już nie było. Według przewodników schronisko w Murowańcu liczy sobie 120 miejsc noclegowych. Udało nam się dowiedzieć, że miejsc dla turystów dziennie jest tylko 30 ponieważ reszta jest rezerwowana. Proponuje zmienić nazwę z "Schronisko PTTK" na "Pensjonat górski", ponieważ schronisko jest to budynek na szlaku turystycznym służący jako miejsce odpoczynku i noclegu dla turystów, a nie hotel w którym można rezerwować miejsca i spędzać wczasy. Miejsca "rezerwowe" na podłodze we własnym śpiworze i na własnej karimacie kosztują aż 20 zł a najtańsze miejsce w łóżku 24 zł. Po wyciągnięciu Legitymacji PTTK w sekretariacie usłyszałem: "Podłoga nie uznaje tej karty, nie otrzyma pan zniżki". Ponieważ spać gdzieś musieliśmy zapłaciliśmy tyle ile od nas zażądano. Udało nam się też znaleźć ostatni skrawek podłogi w wejściu do schroniska. Ale byli tacy którzy musieli spać pod gołym niebem przed schroniskiem ponieważ nie udostępniono im żadnego pomieszczenia, o którym szeptał personel zastanawiając się czy otworzyć jeszcze jakieś pomieszczenie, czy też nie. Rano wstaliśmy i zakupiliśmy chleb. Cena co najmniej 2 dniowego chleba powaliła nas z nóg, kosztował aż 6 zł. Był twardy jak skały po których wędrowaliśmy (w schronisku słowackim o którym wcześniej pisałem możemy zjeść obiad który kosztuje od 7 do 10 zł, a ceny półproduktów na Słowacji są takie same jak w Polsce), ale wiadomo, że człowiek jeść i pić musi. Za wodę mineralną która w sklepie kosztuje 1.50 zł zapłaciliśmy 4.50 zł, a za czekoladę która normalnie kosztuje 2 zł my zapłaciliśmy 4 zł. Pełni szczęścia zakupionych towarów i lżejszych portfeli zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy na "szlak" - o zgrozo, kto napisał na stronie COTG PTTK, że: "Zunifikowany system i metodyka znakowania naszych szlaków w górach obok prawideł na Słowacji i w Czechach stanowią najlepszy w tym względzie wzorzec na skalę europejską." Wchodząc na Kościelec czarnym szlakiem na odcinku (Karb-Kościelec) zgubiliśmy 3 krotnie szlak, spędziliśmy też niejednokrotnie po kilka minut na szukanie dalszej drogi. Szlaki są pomalowane niechlujnie, znaki są umieszczane w mało widocznych miejscach i w bardzo dużych odległościach. Bez problemu nawet najbardziej doświadczony turysta może się zgubić. Jeżeli uznawany za najniebezpieczniejszy szlak w Polskich Tatrach na odcinku Świnica - Zawrat - Kozie Wierchy, jest oznaczony w ten sam sposób to nie dziwię się że tak często dochodzi tam do wypadków. Polscy znakaże powinni być wysyłani na szlaki Słowackie aby móc zobaczyć jak prawidłowo oznaczać szlaki. Powinien ktoś to też kontrolować bo to, co zobaczyłem na szlaku na Kościelec woła o pomstę do nieba!!!!
Podsumowując:
Płace składki od 15 lat. Pierwszy raz w życiu chcę skorzystać ze zniżek oferowanych przez PTTK i zamiast zniżki słyszę: "Podłoga nie uznaje tej karty". Kładziemy się na skrawku podłogi w drzwiach wejściowych pełni szczęścia, że to nie my musimy spać pod gołym niebem. Całą noc zamykam zepsute drzwi. Rano zostajemy jeszcze raz oficjalnie w imieniu PTTK okradzieni, kupując produkty pierwszej potrzebny za niewiarygodne wysokie ceny, a na samym końcu wchodzimy na szlak na którym kilkakrotnie się gubimy.
Dziękuje bardzo ale przestaję płacić składki na towarzystwo które oficjalnie i bezkarnie OKRADA turystów. Rezygnuje z wszystkich waszych oznak i przywilejów które tak naprawdę nie istnieją. Nie będę brał dłużej udziału w tym procederze. ZASTANÓWCIE się ludzie co wy robicie!!! Oddajcie schroniska w ręce ludzi którzy chcą coś dla turystyki zrobić. Oddajcie je chociaż w ręce ekonomistów. Ci nastawiając się na zyski z pewnością w pierwszej kolejności obniżą ceny oferowanych produktów. Bo jak na razie w dzisiejszych czasach aby być turystą w Polsce trzeba być jednocześnie milionerem.
Z Poważaniem w imieniu trójki okradzionych turystów
Rafał Penkowski
Odpowiedź Spółki "KARPATY"
W odpowiedzi na skargę z dnia 22 sierpnia br. dotyczącą funkcjonowania schroniska PTTK na Hali Gąsienicowej informuję, co następuje:
- przyjęcie zasady, że cena noclegu na podłodze schroniska równa jest cenie najtańszego miejsca w pokoju, spowodowane zostało koniecznością zachęcenia turystów do korzystania w pierwszej kolejności z miejsc w pokojach lub takiego planowania wędrówki aby można było bezpiecznie zejść z gór. Korzystanie z "podłogi" większej ilości osób stwarza poważne zagrożenie pożarowego bezpieczeństwa obiektu, uchybia przepisom sanitarnym i jest powodem skarg i niedogodności osób zakwaterowanych w pokojach. Ten typ noclegu zgodnie z tradycją i zwyczajem traktujemy jako rzeczywiście awaryjny i powodowany względami bezpieczeństwa. w Takiej też formie opisany jest w pkt. 6 regulaminu schroniska.
- kalkulacja ceny noclegu zastępczego uwzględnia już zwykle zniżki i rabaty i jak sam Pan pisze była w przypadku "Murowańca" niższa od najtańszego noclegu w pokoju o 4 zł. Ponieważ taki sposób ustalania ceny mógł wzbudzać zastrzeżenia, uzgodniłem z Kierownikiem obiektu jego zmianę i od 30 sierpnia br. od ceny miejsca noclegowego w pełnej wysokości odliczane będą zniżki i rabaty po okazaniu odpowiednich dokumentów.
- w nowych warunkach gospodarczych obiekty PTTK same muszą zarobić na swoje utrzymanie, konieczne remonty, doposażenia i budowę urządzeń ekologicznych. Poważnym obciążeniem są również należności podatkowe i opłaty ekologiczne naliczane schroniskom w wysokości analogicznej jak obiektom położonym na dole. A przecież przyzna Pan, że ze względu na położenie koszty ich eksploatacji i koniecznej infrastruktury (oczyszczalnie, ujęcia wody, kolektory sanitarne i inne) są znacznie wyższe i te czynniki głównie decydują o cenach. Z oczywistych względów rynkowych obiekty w Tatrach są nieco droższe od mniej obłożonych schronisk w Beskidach. Muszą wspomagać te, które ze względu na lokalizację i wielkość ruchu nie są w stanie wypracować zysku, a są również turystom potrzebne. Oburza Pana cena artykułów żywnościowych, pisze Pan, że zaopatrzenie dowożone jest samochodem. To oczywiście prawda, ale nie bierze Pan pod uwagę jakim samochodem (paliwo) i co ważniejsze, po jakiej drodze? Po drodze, której część po ostatnie powodzi wygląda jak dno górskiego potoku. Przygotowując projekt jej naprawy Tatrzański Park Narodowy, którego jest własnością, oszacował koszt tych prac na ok. 90 tys. zł. Według wstępnych uzgodnień będziemy musieli w przyszłym roku pokryć co najmniej połowę tej kwoty. Pozwolę sobie również zauważyć, że jadłodajnie nasze i kuchnie turystyczne udostępniamy bez żadnych ograniczeń i opłat do spożywania i przygotowywania posiłków z artykułów niekoniecznie u nas zakupionych. Przepraszam za jakość zakupionego pieczywa, miał Pan w tym przypadku prawo i możliwość reklamowania tego faktu na miejscu.
Jak Pan więc widzi, sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana. A co do oddania obiektów ekonomistom to informuję, że wyboru prowadzących dokonujemy w drodze przetargu publicznego, a zatem gdyby zechcieli się zgłaszać to nic nie stoi na przeszkodzie. Informuję również, że szlaki turystyczne na terenie Tatr znakuje i za ich stan odpowiada Tatrzański Park Narodowy.
Wraz z kierownikiem schroniska PTTK na Hali Gąsienicowej przepraszam Pana za wrażenia wyniesione z pobytu w obiekcie za funkcjonowanie którego odpowiadamy, Dla hotelarzy każdy niezadowolony Gość jest porażką zawodową mimo, że nie zawsze podzielamy do końca prezentowane w interwencji poglądy i czujemy się w pełni za zdarzenia odpowiedzialni.
Prezes Zarządu
mgr Jerzy Kalarus
BŁĘDNE KOŁO
"Gazeta ..." drukuje skargę rozżalonego turysty i odpowiedź, jakiej udzielił prezes Spółki "Karpaty" nadzorującej funkcjonowanie obiektu będącego przedmiotem zażalenia. Czytając obydwa dokumenty nie sposób nie zadumać się nad sytuacją, w jakiej znajduje się dziś turystyka. Racja zdaje się nie leżeć, jak to zwykle bywa, pośrodku, a podzielona jest dokładnie na obie strony.
Wraz z przemianami społeczno-gospodarczymi dokonującymi się w naszym kraju, mamy do czynienia z turystyczno-ekonomicznym błędnym kołem. Polega ono w pewnym uproszczeniu na tym, że po górach chodzi coraz mniej osób, gdyż jest za drogo. A drogo jest z tego powodu, że turyści nie chodzą i w schroniskach nie kupują, skutkiem czego prowadzenie schroniska przestało się opłacać. Gdyby nie kilka schronisk, których liczbę można pokazać na palcach obu rąk, położonych w szczególnie atrakcyjnych miejscach, nastąpiłaby generalna plajta i liczebny stan bazy noclegowej w górach byłby porównywalny do stanu sprzed dokładnie 100 lat.
Koszty prowadzenia schronisk nie maleją i skądeś trzeba zdobyć pieniądze na czynsze, dzierżawy, eksploatację, modernizacje i remonty. Trzeba zatem tego, co zdecyduje się przyjść do schroniska - może nie OKRAŚĆ, ale OSKUBAĆ. Do obiektów położonych atrakcyjnie, a do takich należą schroniska tatrzańskie, ludzie będą przyjeżdżać, żeby nie wiem co. Być może istnieje jednak taka granica cen która skutecznie wypłoszy wszystkich turystów, ale póki co, nie została ona jeszcze przekroczona.
Z podobnymi dylematami boryka się (walę z grubej rury) rząd RP w kwestii, z przeproszeniem, alkoholu. O ile trzeba obniżyć cenę gorzały aby zadziałał mechanizm runu na krajowe sklepy alkoholowe? Dawniej rządy regulowały to pomocniczo ceną cukru...
Wypływa stąd wniosek, że na ekonomię nie ma mocnych. I nie wydaje mi się słuszny postulat, żeby oddać schroniska w ręce ekonomistów. Dzierżawca schroniska "Murowaniec" być może nie ma dyplomu mgra ekonomii, ale liczyć z pewnością potrafi - czego dobitnym dowodem są spostrzeżenia piszącego skargę. Nie każdy bowiem potrafi sprzedać stary chleb z trzykrotnym "przebiciem"!
Pechowych turystów z Bydgoszczy "pogrążył" ostatecznie stan oznakowania szlaku na Kościelec. Dołączam niniejszym swój głos pełen oburzenia. Skoro szlaki już są, powinny być utrzymywane w należytym stanie. W Beskidach zgubienie szlaku może zaowocować stratą czasu, w ostateczności noclegiem w krzakach i katarem. W Tatrach rzecz może skończyć się o wiele smutniej - z wycieczki można po prostu nie wrócić...
O stanie szlaków turystycznych nasze Towarzystwo woła mocnym głosem od lat kilku, domagając się traktowania tej sprawy przez władze z należytą powagą. Chodzi wszak o bezpieczeństwo obywateli. Głos skierowany jest do władz, bowiem one od lat przeznaczały na ten cel niezbędną kwotę pieniędzy. PTTK nie jest w stanie własnym sumptem utrzymywać i remontować 11000 km górskich szlaków, wszak z sieci tej korzysta całe społeczeństwo i całe powinno ponosić koszty jej utrzymywania.
I z której strony by nie spojrzeć, kłania się twarda ekonomia. Dopóki sytuacja ekonomiczna w kraju nie ustatkuje się na jakimś przyzwoitym poziomie, dopóki nie nastąpi względna stabilizacja w nawykach turystycznych społeczeństwa w nowych warunkach ekonomicznych, dopóty nie będzie można prawidłowo wyważyć popytu i podaży w temacie schronisk górskich. Najprostsze rozwiązanie (zlikwidowanie nierentownych schronisk) nie wydaje się tutaj właściwe, przynajmniej jeszcze nie teraz.
Jeśli chodzi o konkretny szlak na Kościelec, jest nieco inna sytuacja. Tatrzański Park Narodowy, jako gospodarz terenu, podziękował PTTK-owi parę lat temu za opiekę nad szlakami i robi to sam z pieniędzy uzbieranych ze wstępów. Niestety jak widać, z nie najlepszym skutkiem. O przyczyny tego stanu rzeczy należałoby zapytać w TPN.
Baca Jacenty
WIECZNIE SAMOTNA
W porze obiadowej na Muszynę spadła letnia ulewa. Wypogodziło się i kielecka wycieczka autokarowa odjeżdżała do Krynicy. Sądecki przewodnik obiecał tam czas wolny. Radził samodzielnie podziwiać architekturę sanatoryjną i wystrój salonów zdrojowych. Pobożniejszym doradzał przejście na cmentarz. Kuracjusze zwyczajowo składają tam kwiaty na grobie rodziców Kiepury, przyjezdni też powinni...
Spontanicznie zaprotestowałem, że rodzice Kiepury nie spoczywają razem. Spowodowało to konsternację, bo na ogół nie dyskutuje się z przewodnikiem. Musiałem się wytłumaczyć, co krótko uczyniłem. Krynica zbliżała się szybko, ja pozostałem z dziwnym niedosytem. Przewodnik zignorował ostentacyjnie moją prowokację.
Od tamtej pory tkwię w przekonaniu, że o tym można nie wiedzieć w Krakowie, nawet w Kielcach czy Radomiu, ale nie w sądeckiej Krynicy. W takim Sosnowcu zdarzenie jest pewnie obojętną subtelnością. A przecież stamtąd ubogie małżeństwo Kiepurów, rodzice wokalistów Władysława i Jana, siedemdziesiąt lat temu przyjechali do Krynicy.
Ubodzy to oni byli faktycznie. Od pokoleń mówi się najczęściej, że to rodzice mają kłopoty z potomstwem. W przypadku Kiepurów zdarzyło się zgoła odmiennie. Pretekstem do przeprowadzki z brudnego Sosnowca w krynicki plener, stała się budowa sensacyjnie zapowiadanego hotelu "Patria", którą finansował ich syn Jan. Mimo szalejącego wówczas kryzysu gospodarczego, swój dorobek walutowy umieszczał w Krynicy.
W jubileuszowym roku stulecia urodzin Jana Kiepury, repertuar rocznicowych obchodów pewnie obfitował będzie mnóstwem uczciwie chwalebnych recenzji i retrospektywnych wspomnień o samorodnym talencie głosowym typu "tenore lirico". Obecnemu jubilatowi pracowita eksploatacja talentu przyniosła rozgłos, sławę i zamożność. Wszystko mógł posiadać, wszyscy mu ulegali. Ale w żaden sposób nie mógł pogodzić zwaśnionych rodziców. I o nich pewnie nie będzie pewnie ani mru-mru. A jeżeli coś się trafi, to z wyrozumieniem.
Ich małżeństwo od początku wydaje się związkiem przypadkowym. Jego inicjator, Franciszek Kiepura, w zakładzie brata Marcina wyuczył się na piekarza. Usamodzielnił się i bez gospodyni trudno mu było sobie radzić. W celach matrymonialnych zbliżył się do sosnowieckiego przytułku panien u sióstr zakonnych i tam wytypował kandydatkę na żonę.
Wybrana panna, pochodzenia żydowskiego, znała elementy wiedzy o religii katolickiej. Dziecięce imię Miriam zmieniono jej na Marię. Kawaler nie przewyższał poziomem jej wiedzy elementarnej. Byli ludźmi prostymi, zuchwale praktycznymi. W takiej konwencji zamierzali układać sobie życie przy własnej piekarni "Lech".
W odstępie dwóch lat, małżonka porodziła synów - Władysława i Janka. Kiedy młodszy ukończył szkołę handlową, został posłany na studia prawnicze do stolicy. A ten, zamiast uczyć się na adwokata, biegał statystować po teatrach. Bez zaliczonych egzaminów stał się adeptem opery.
Subwencje wyłożone na kształcenie syna zostały utracone. Po wielkiej awanturze piekarz wypędził marnotrawnego syna, za nim drugiego i broniącą ich matkę. Zresztą przez całe życie podlegali brutalnej i toksycznej władzy ojcowskiej. Niedoszły adwokat powrócił do Warszawy i zabiegał o miejsce w chórze operowym. Na zasadzie kredytu antycypacyjnego użyczanego na poczet przyszłych dochodów, brał lekcje śpiewu. Wreszcie trafił mu się debiut w partii tytułowej opery Faust Gounoda. Zyskał akceptację walorów głosowych, przez to i śmiałość do uporczywego negocjowania stawek aktorskich. Bardzo wcześnie nauczył się cenić własny talent w gotówce. Wygórowane żądania honoraryjne powodowane były strachem przed powrotem do biedy zaznanej w Sosnowcu.
Wkrótce bez zapowiedzi oddalił się z Warszawy. Dość podstępnie wyjednał wokalną prymicję na scenie opery wiedeńskiej. Odtąd brawurowo zdobywał sławę i renomę europejską. Rosła jego wartość rynkowa. Wtedy właśnie, pod koniec lat dwudziestych, licząc na posiadane zasoby i przewidywany napływ apanaży, zlecił budowę krynickiego hotelu.
Ekskluzywny obiekt przyjęto od wykonawcy w wigilię Bożego Narodzenia 1933 roku. Nadzór eksploatacyjny oddał Kiepura w opiekę rodzicom. To miało być powodem do ich pojednania. Sam oddał się modnej i dochodowej namiętności. Nastało kino dźwiękowe. W filmach grywał udane role amantów.
Rodzice zamieszkali w lokatorskiej willi krynickiej. Stać ich było na dostatnie życie. Ubierali się kosztownie i po miejsku. Dokuczliwym stawał się, zwłaszcza dla matki, dystans środowiska do nowobogackich przybyszów. Kobieta samotniała w poczuciu winy niekorzystnego pochodzenia. Skrywano małżeńskie antagonizmy, bo nic nie nadawało się do poprawy.
Dawny piekarz, teraz synowski plenipotent w randze dyrektora, w doborowym towarzystwie trwonił pieniądze na reprezentacyjne zbytki. Coraz jawnie przebywał w towarzystwie atrakcyjnej wdowy Olimpii, matki dorastającej córki. Być może tak łagodził własne przykrości z powodu natężającej się choroby nadciśnieniowej żony, którą trawił w dodatku postępujący paraliż.
Sławnemu amantowi filmowemu biegło już na czterdziestkę. W 1936 roku zawarł związek małżeński z węgierską aktorką Martą Eggerth, które celebrowano po świecku w Katowicach. Przedwojenne lato nowożeńcy spędzili jeszcze w kraju. Z przezorności udano się do Paryża. Wybuchła spodziewana wojna. Przed nazistami wypadało zbiec za Atlantyk.
Okupanci usunęli z krynickiej posady synowskiego dyrektora, zastępując go swoim komisarzem. Ewakuując się z Krynicy, Franciszek zawłaszczył hotelowe depozyty walutowe. Niedołężną żonę zakonspirował w ochronce krakowskiego zakonu sióstr felicjanek. Dla siebie wyszukał mieszkanie w krakowskiej dzielnicy Podgórze.
Nadchodziła wiosna 1942 roku. Okupacyjna administracja zarządziła rekwizycję obiektu sióstr zakonnych przy ul. Smoleńsk. Schorzałą rezydentkę Kiepurową należało dyskretnie usunąć. O stosowną przysługę Franciszek zwrócił się do krewnych z rodziny brata Marcina.
Od przed wojny w Końskich zamieszkiwało śląskie małżeństwo - Helena i Bolesław Kucowie. Helena, córka Marcina, była bratanicą Franciszka i siostrą stryjeczną Jana Kiepury. Jej mąż pracował jako skarbowy poborca akcyzy. Do koneckiego mieszkania lokatorskiego Kuców wypadło deportować niedołężną stryjenkę Marię.
Przewóz z odległego Krakowa wykonano koncesjonowaną dorożką samochodową pod nadzorem pielęgniarek. Nie dokonywano rygorystycznego obowiązku meldunkowego. Ryzyko było duże. Wokół domu było ciągle pełno żandarmów i policjantów. Jesienią w miasteczku dokonano brutalnej likwidacji getta. Dla chorej wyszukano nową kryjówkę w dzielnicy Browary. Tam w listopadzie 1943 roku nastąpił zgon. Zmarłą pogrzebano w asyście skąpego konduktu.
Owdowiały senior wkrótce poślubił inną kobietę, obdarowując synów macochą. Córka macochy stała się dla nich przyrodnią siostrą. Po zakończonej wojnie stary Kiepura przejściowo odzyskał krynicki hotel, aby go utracić na skutek nacjonalizacji. Kiedy zmarł po paru latach, został pogrzebany na krynickim cmentarzu. Wkrótce obok pochowano także macochę, mylnie uważaną za matkę Władysława i Jana Kiepurów.
We wrześniu 1966 roku, do kraju sprowadzono zmarłego Jana Kiepurę. Na koszt państwa został pochowany na warszawskich Powązkach. Tak postanowiła jego węgierska żona. Użaliła się także nad losem samotnie pogrzebanej teściowej. Wyasygnowała datek na utrwalenie nagrobne. Wymarli już także krajowi kuzyni. Teraz osoby postronne uczynnie naprawiają i porządkują konecką mogiłę.
Na północy Kielecczyzny, w miasteczku Końskie, trwa wątła pamięć o matce słynnego tenora. Zupełnie gorzej jest ze znajomością subtelnych zawiłości jej pobytu i okoliczności zgonu. Dzieje się tak za sprawą zmyślonych i opublikowanych relacji przez Jerzego Waldorffa.
Kilka lat temu nowej ulicy w Końskich nadano imię Jana Kiepury, choć noga jego nie postała w tym mieście. Rozum wskazywałby raczej na nazwę ulicy upamiętniającą jego matkę. Ale pewnie znowu przeszkadzało to jej "niesłuszne" pochodzenie narodowe. Trafniej postąpiono w Sosnowcu. Tam o manipulacji nie mogło być mowy. Znakomitemu krajanowi ufundowano pomnik.
Sylwester Jedynak
JÓZEF STEFAN SZALAY - POLAK Z WYBORU
Szczawnica bez Józefa Stefana Szalaya, a raczej rodziny Szalayów, to jak przysłowiowy szewc bez butów. Pewnie istniałaby i rozwijała się i bez nich, lecz byłaby zapyziałą miejscowością, jakich wiele było w dawnej Galicji. Przy okazji odsłonięcia 23 lutego 2002 roku pamiątkowej tablicy w kaplicy w Parku Górnym, poświęconej rocznicy 200-lecia urodzin Józefa Stefana Szalaya, warto wspomnieć o szczawnickich Szalayach, ziemiańskiej rodzinie pochodzącej z Węgier.
Wszystko, no prawie wszystko, co ma jakąś wartość zabytkową w dzisiejszej Szczawnicy, powstało za czasów gospodarowania Józefa Stefana Szalaya i jego ojca Stefana. Kolejność nie jest przypadkowa. Związki Szalayów ze Szczawnicą zaczynają się w 1828 r. od nabycia dóbr szczawnickich przez Józefinę i Stefana Szalayów i zamieszkania w wybudowanym w 1830 r. drewnianym dworze usytuowanym w wyżnej części wsi. Niestety dwór nie doczekał do naszych czasów, w 1893 r. strawił go doszczętnie z całym inwentarzem ogień.
Szalayowie uporządkowali źródła, zbudowali pierwsze budynki zdrojowe. O rozkwicie miejscowości można jednak mówić dopiero od rządów Józefa Stefana Szalaya. Oficjalnie właścicielem Szczawnicy stał się on w styczniu 1842 r. Odtąd oddawał się w pełni swojej pasji życiowej: rozbudowie zdrojowiska na europejskim poziomie. Wzniósł nad Grajcarkiem reprezentacyjny pałacyk, założył wspaniały park, sam projektował i zlecał budowę kaplicy zdrojowej, pensjonatów, restauracji, które do dziś dnia zachwycają swoją urodą architektoniczną i są przykładem polskiego budownictwa uzdrowiskowego z tego okresu.
Organizował pierwsze spływy tratwami przełomem Dunajca, nadając im uroczystą oprawę. Doceniał rolę reklamy, promował miejscowość gdzie tylko to było możliwe. Wydał w 1857 r. własny przewodnik po Szczawnicy oraz przepiękny "Album Szczawnicki", dbał o gości, zapraszał przedstawicieli nauki i medycyny, zlecał analizę odkrywanych źródeł mineralnych.
Szczawnica stała się modna, zaczęła w niej bywać elita arystokratyczna: Radziwiłłowie, Tarnowscy, Lubomirscy, Sapiehowie..., ziemianie z trzech zaborów, goście z Europy i Ameryki, pisarze, poeci, malarze. Józef Stefan Szalay przyjaźnił się z dr Józefem Dietlem, wielkim popularyzatorem Szczawnicy, był również współzałożycielem Towarzystwa Tatrzańskiego w 1873 r.
Dopełniając obowiązki wobec swojej nowej ojczyzny Józef Stefan Szalay zapisał w spadku zakłady zdrojowe c.k. Akademii Umiejętności w Krakowie. Niestety ta szacowna instytucja lekceważąc jego wolę sprzedała później uzdrowisko hr. Adamowi Stadnickiemu.
Józef Stefan Szalay zmarł w Szczawnicy 11 maja 1876 r. Szczawnica swoją pozycję wśród krajowych uzdrowisk zawdzięczała właśnie jemu. Trudno się więc dziwić, że do dziś wspomina się z sentymentem jego rządy i dokonania. Dzisiejszy wizerunek miasta byłby znacznie uboższy bez Szalayów.
Do tej dzieży zasług doleję jednak łyżeczkę goryczy: Stefan Szalay - ojciec Józefa Stefana - spoczywa na cmentarzu Rakowickim w Krakowie, zapomniany i opuszczony; kiedy Robert Wosiek - kustosz z Ośrodka KTG na Babiej Górze i jego towarzysze z SKPG w Krakowie na moją prośbę odnaleźli jego grób, zastali nadszarpnięty czasem krzyż z nieczytelną już tabliczką, widok godny pożałowania, co pozwalam sobie władzom dzisiejszej Szczawnicy, obchodzącym uroczyście 200-lecie urodzin jego syna, poddać pod rozwagę.
Robertowi Wośkowi i kolegom z krakowskiego SKPG dziękuję za uporządkowanie jego grobu. Tak mi się zdaje, że Wasza misja będzie trwała długo, bo jeszcze wiele znakomitych postaci ludzi gór - zapomnianych przez żywych - czeka na Was.
Wielki Horatius napisał: Początek jest połową dzieła.
Ryszard M. Remiszewski
WSPÓŁPRACA MIĘDZYNARODOWA
29 czerwca br. w schronisku PTTK na Równicy odbyło się spotkanie Prezydiów trzech bratnich towarzystw turystycznych: Czeskiego Klubu Turystów, Słowackiego Klubu Turystów i Polskiego Towarystwa Turystyczno-Krajoznawczego.
Spotkanie zorganizowane zostało z inicjatywy Zarządu Głównego PTTK, a jego celem było zaakcentowanie - w Międzynarodowym Roku Gór - współpracy międzynarodowej w dziedzinie turystyki górskiej i zagospodarowania gór. Z naszymi południowymi sąsiadami łączy nas długoletnia współpraca, głównie w dziedzinie szlaków turystycznych; zarówno przebiegających wzdłuż naszych granic państwowych i w ich bezpośrednim sąsiedztwie, jak i europejskich szlaków dalekobieżnych.
Głównym efektem spotkania było przyjęcie dwóch dokumentów: Oświadczenia i Porozumienia.
ZK
OŚWIADCZENIE
W Międzynarodowym Roku Gór spotkaliśmy się w Beskidach w schronisku PTTK na Równicy, aby wypowiedzieć się o żywotnie nas interesującej sprawie gór. Reprezentujemy Towarzystwa turystyczne o ponad 120 letniej tradycji: Klub Czeskich Turystów, Klub Słowackich Turystów i Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Łączy nas od początków naszego istnienia dobra, owocna współpraca, a wielu wędrujących serdeczne koleżeństwo i przyjaźń. Łączą nas też góry stanowiące dla nas niezwykle ważne pole działania. To w górach zrodził się model turystyki aktywnej atrakcyjny do dzisiaj.
W Międzynarodowym Roku Gór nasze Towarzystwa przedstawią władzom państwowym koncepcję zagospodarowania turystycznego gór, w której granica państwa będzie tylko linią umowną. Proponujemy przyjęcie modelu w którym granica nie dzieli a łączy turystów. Służyć temu powinny wspólne szlaki graniczne, wspólne ich znakowanie, swoboda w przekraczaniu granicy w terenie i spójna sieć szlaków po obu stronach granicy.
Apelujemy do władz o stworzenie takich rozwiązań prawnych, które będą sprzyjać rozwojowi transgranicznego ruchu turystycznego w górach. Służące temu ruchowi szlaki turystyczne naszych trzech państw powinny tworzyć jeden system promocji wartości gór i wzajemnego poznania.
Niech Sudety i Karpaty staną się obszarami rzeczywistej więzi wędrowców. Będzie to służyło wzbogaceniu walorów turystyki górskiej. Deklarujemy dalszy rozwój kontaktów między naszymi jednostkami terenowymi, wspieranie ciekawych form współpracy naszych Towarzystw. Niech szlaki górskie staną się bogatszym źródłem kształtowania kultury turystycznej opartej na poszanowaniu przyrodniczych i kulturowych wartości gór.
Zróbmy wszystko, aby nasze granice górskie stały się granicami więzi i przyjaźni.
Za Klub Czeskich Turystów Ján Babnič
Za Klub Słowackich Turystów Miroslav Herchl
Za Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze Janusz Zdebski
Równica, 29.06.2002
POROZUMIENIE
W schronisku PTTK na Równicy, dnia 29.06.2002 r. przedstawiciele trzech organizacji turystycznych: Klubu Czeskich Turystów, Klubu Słowackich Turystów oraz Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, postanawiają, zgodnie z przyjętym "OŚWIADCZENIEM":
1. Dążyć do zwiększenia kontaktów pomiędzy naszymi organizacjami na wszystkich szczeblach, popierając wszelkie formy współpracy, szczególnie ogniw lokalnych i jednostek specjalistycznych.
2. Prowadzić prace nad wspólnym znakowaniem szlaków granicznych oraz szlaków doprowadzających do granic, aby utworzyć jednolitą sieć dostępną turystom w momencie zniknięcia granic wewnętrznych po wstąpieniu naszych krajów do Unii Europejskiej. W celu realizacji powyższych zadań KČT, KŚT i PTTK przeprowadzą szczegółową analizę istniejącej sieci szlaków przygranicznych i wystąpią wspólnie o dotacje celowe z funduszy akcesyjnych na lata 2003 i 2004.
3. KČT, KŚT i PTTK będą podejmować i popierać wspólne inicjatywy zmierzające do popularyzacji naszych gór i rozwoju turystyki górskiej, m.in. poprzez popieranie organizacji wspólnych imprez turystycznych.
4. KČT, KŚT i PTTK zobowiązują się do bieżącej wymiany informacji o podejmowanych działaniach, które mogą mieć istotne znaczenie dla turystyki w naszych krajach. Wymieniane będą kalendarze imprez i zaproszenia do uczestniczenia w imprezach i spotkaniach, także na szczeblu lokalnym, oraz wykazy prowadzonej bazy noclegowej.
5. KČT, KŚT i PTTK rozważą możliwość stosowania dla członków tych towarzystw, na zasadach wzajemności, rabatów handlowych w obiektach należących do Towarzystw - stron Porozumienia.
Za Klub Czeskich Turystów Ján Babnič
Za Klub Słowackich Turystów Miroslav Herchl
Za Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze Janusz Zdebski
Równica, 29.06.2002
WOREK OZDOBNY
O pozostałościach cywilizacji wzdłuż polsko-ukraińskiej granicy w worku bieszczadzkim
Jednym z najbardziej opuszczonych terenów w polskich górach stał się po drugiej wojnie światowej obszar worka bieszczadzkiego. Zaczął być rejonem intrygującym także z innych względów. To tutaj znajduje się najbardziej na południe wysunięty punkt Polski.
Przez dziesięciolecia dostęp do tego obszaru był znacznie utrudniony. Stało się tak ze względu na spore oddalenie od najbliższego przystanku autobusowego, zniszcenie istniejących tu wiosek, słaby stan dróg, rygorystyczne przepisy graniczne, a także ochronne - po włączeniu znacznej części worka w skład parku narodowego. Dzięki temu można tu obserwować proces wtórnego zdziczenia terenów niegdyś zagospodarowanych przez człowieka. Jednak pomimo opuszczenia tych rejonów, zachowało się tu trochę pozostałości cywilizacji. Niektóre z nich są na powrót możliwe do odnalezienia przez turystów, inne znajdują się w terenie objętym ścisłą ochroną przyrody i poza Strażą Graniczną i pracownikami parku narodowego praktycznie nikt tam nie zagląda. Najciekawsze znajdują się wzdłuż granicy z Ukrainą i o nich będzie tu mowa.
Trudno precyzyjnie określić granice tak zwanego worka bieszczadzkiego. Na pewno nie można tym mianem nazywać całego klina polskiej ziemi, wcinającej się od wsi Stuposiany na północy po Wielką Rawkę na południu w ukraińskie terytorium - chociaż patrząc na mapę, właśnie tak można wyobrazić sobie ów worek. Już raczej należy mieć na myśli tereny ograniczone od zachodu i południowego zachodu masywami Bukowego Berda, Krzemienia, Halicza, Połoniny Bukowskiej i dalej grzbietu granicznego aż po Przełęcz Użocką. Umowną wschodnią i północno-wschodnią granicę worka bieszczadzkiego wyznacza granica polsko-ukraińska na Sanie, aż po rejon Kiczery Dydiowskiej.
Jeszcze po zakończeniu drugiej wojny światowej istniało tutaj, w dolinie górnego Sanu, kilka wiosek. Zabudowa większości z wsi znajdowała się po obu stronach rzeczki. Nie miejsce tu, by opisywać powojenne dzieje zniszczenia tego obszaru. Zostało to dość dobrze zrobione, a szczegółowe informacje można znaleźć w przewodnikach turystycznych. Wystarczy wspomnieć, że w 1946 r. ludność z polskiego brzegu Sanu została wysiedlona. Zabudowę zniszczonow 1946 i 1947 r. W późniejszych latach w wielu miejscach po byłych wsiach teren wyrównano przy pomocy materiałów wybuchowych.
Swobodny dostęp w rejon worka bieszczadzkiego stał się możliwy dopiero po upadku socjalizmu i zmianie ustroju politycznego w Polsce w 1989 r. Nie znaczy to, że przez poprzednie czterdzieści kilka lat była to w całości strefa zakazana. Dostęp był tu utrudniony, ale nie niemożliwy. Świadczą o tym wzmianki w przewodnikach turystycznych.
Wydane w 1950 r. Przepisy tymczasowe dla wczasowiczów, turystów i wycieczek zbiorowych jadących w strefę nadgraniczną stanowiły, że "Poruszanie się w strefie nadgranicznej dopuszczalne jest tylko od wschodu do zachodu słońca w granicach rejonu wyznaczonego w zaświadczeniu lub skierowaniu" - jak podawał to w 1954 r. w pierwszym powojennym przewodniku po polskich Bieszczadach Mieczysław Orłowicz. Trudno przypuszczać, żeby wtedy ktokolwiek ze wczasowiczów miał w skierowaniu wypisany rejon Przełęczy Użockiej czy Połoniny Bukowskiej. Pewnie dlatego Orłowicz opisowi rejonu, zwanego dziś workiem bieszczadzkim, poświęca ledwie kilka zdań. Wśród nich znalazły się zresztą także informacje nieaktualne i nieprawdziwe, jak na przykład ta, że San wypływa w Siankach, między chatami wsi, cokolwiek poniżej Przełęczy Użockiej. (str. 12). Oprócz tego na załączonej do przewodnika mapce zaznaczono jako istniejące wsie Dźwinacz Górny, Beniową i Sianki, w których wówczas już nikt nie mieszkał.
Także w wydanym w 1958 r. przewodniku po Bieszczadach Władysława Krygowskiego niewiele można znaleźć wiadomości o worku bieszczadzkim. W spisie wycieczek grzbietowych i szczytowych pod numerem 89 autor proponuje przejście z Halicza przez Rozsypaniec i Kińczyk Bukowski na Opołonek, ale ostrzega, że powrót musi się odbyć tą samą drogą, gdyż zejście w dolinę Sanu jest niedostępne ze względu na przepisy graniczne i możliwości komunikacyjne, a dodatkowo trzeba na przejście trasy bezwzględnie uzyskać zgodę Wojsk Ochrony Pogranicza. Drugą opisaną przez Krygowskiego trasą pieszą w worku była propozycja wędrówki ze Stuposian przez Muczne na Bukowe Berdo.
Gdy w 1973 r. utworzono Bieszczadzki Park Narodowy, nie obejmował on jeszcze większości worka bieszczadzkiego. Ochroną objęto wtenczas tylko najwyższe partie gór - z interesującego nas rejonu całą Połoninę Bukowską oraz dalej na północny zachód, wyrastające ponad górną granicę lasu stoki gór (wraz z górnymi połaciami lasów) aż po kraniec Bukowego Berda. Ponieważ w parku narodowym przebywać można tylko na szlakach turystycznych i wyznaczonych drogach publicznych, rozpoczął się - wraz z rozszerzaniem granic parku - etap zamykania kolejnych rejonów worka bieszczadzkiego już nie ze względów politycznych, ale z uwagi na rygory ochrony przyrody. Wydany w 1975 r. - ale przygotowany parę lat wcześniej, jeszcze przed utworzeniem BdPN - przewodnik Władysława Krygowskiego Bieszczady i Pogórze Strzyżowsko-Dynowskie (wydanie II poprawione i rozszerzone) był ostatnim, w którym podawano turystom czasy przejść i opis trasy dojścia m.in. na Kińczyk Bukowski oraz na wiele innych szczytów, dziś niedostępnych dla turystów, bo znajdujących się w BdPN poza szlakami.
Dopiero w 1991 r. najciekawszy fragment worka bieszczadzkiego został udostępniony oficjalnie turystom. Wtedy to z inicjatywy pracowników Bieszczadzkiego Parku Narodowego utworzona została ścieżka przyrodniczo-historyczna "W dolinie Górnego Sanu". Jej początek umiejscowiono przy rozstajach dróg na terenie byłej wsi Bukowiec. Tam też urządzono prowizoryczny parking samochodowy, to znaczy ogrodzono kawałek łąki. Z Bukowca trasę ścieżki poprowadzono przez tereny nieistniejących wsi Beniowa i Sianki, miejscami po nasypie przedwojennej linii wąskotorowej, do punktu widokowego nad Przełęczą Użocką. Tam można dotrzeć po trzech godzinach marszu z Bukowca.
Wzdłuż ścieżki znajdują się dosyć atrakcyjne resztki pozostałości po dawnej infrastrukturze. W przewodnikach turystycznych są one dosyć szczegółowo wyliczone, ich zdjęcia można znaleźć w internecie. Już pareset metrów za parkingiem w Bukowcu znajduje się przy drodze, w lesie pierwszy krzyż prawosławny. Stoi na podmurówce i ma urwaną część ramienia krzyża wzdłuż prawej ręki Jezusa. Takich krzyży jest jeszcze po drodze parę.
W Beniowej znajduje się dobrze zachowany cmentarz z kilkunastoma nagrobkami i podmurówka dawnej cerkwi. Napisy na nagrobkach są jeszcze czytelne. Największym zachowanym obiektem jest grobowiec hrabiów Stroińskich na cmentarz u w Siankach. Był on celem nielegalnych wycieczek już w latach 70. XX wieku, gdy jeszcze wstęp tutaj był wzbroniony. O ile lata życia na grobie Franciszka Stroińskiego (z lewej) są już nie do odcyfrowania, to w przypadku jego żony (grób po prawej) widoczne są wyraźne znaki: VIII.1819-27.IV.1891. Co ciekawe, da się też odczytać, że żona hrabiego posiadała rodowe nazwisko Kalinowska i na imię miała Klara. Dlaczego więc Stanisław Kłos w swym przewodniku po Bieszczadach w 1986 r. pisał, że miała na imię Klementyna? W innym z przewodników można się z kolei spotkać ze zdaniem, iż napis jest nieczytelny i trudno określić, czy hrabina miała na imię Klara czy Klementyna.
Tylko do punktu widokowego w Siankach mogą dotrzeć turyści, dalej wstęp jest wzbroniony. Niedaleko, nieco ponad kilometr stamtąd, znajduje się jeden z najmłodszych wytworów cywilizacji w worku bieszczadzkim. Jest nim kamienny obelisk z umieszczoną na nim tablicą w języku ukraińskim, obwieszczającą że w tym miejscu znajdują się źródła rzeki San. Za postumentem stoi parumetrowy, metalowy katolicki krzyż. Na wydanej przez PPWK w 2000 r. mapie Bieszczadów i Gór Turczańsko-Sanockich pomnik nie był jeszcze zaznaczony, w kolejnych wydaniach już go umieszczono.
Postument ustwiono w sierpniu 1996 r. (pisały o tym Wierchy). Miejsce to znajduje się na granicy polsko-ukraińskiej, przy drugiej parze słupków granicznych poniżej szczytu Piniaszkowy (960 m). Piniaszkowy jest najdalej na wschód wysuniętą górą Polski, no chyba że za górę uzna się wzniesienie o nazwie Czysty Wierch między Siankami a Beniową. Postument i krzyż stoją na wschodnim, łagodnym tutaj zboczu Piniaszkowego, kilkanaście metrów od faktycznego źródełka. Na tablicy podano długość rzeki (444 km), współrzęne geograficzne i wysokość źródła nad poziomem morza (950 m). Ta ostatnia liczba budzi wątpliwości; wydaje się że albo wierzchołek Piniaszkowego jest wyższy, niż podają mapy, albo zawyżono wysokość źródeł Sanu.
Dalej na zachód napotkać można relikty dawnej granicy polsko-czechosłowackiej. Polska graniczyła tutaj z Czechosłowacją do 1938 r., do czasu gdy nastąpiła aneksja wschodniej części Czechosłowacji przez Węgry. Wówczas na wschód od Czerenina (928 m), szczytu leżącego w rejonie Żubraczego i Balnicy, przez krótki czas przebiegała granica polsko-węgierska. Na zachód od Piniaszkowego, jeszcze przed Opołonkiem, po polskiej stronie granicy napotkać można na wykopane i porzucone w lesie dawne kamienne słupki graniczne polsko-czechosłowackie. Litery będące symbolami obu państw oraz oznaczenia słupków są dobrze widoczne.
Co ciekawe, niektóre ze słupków nie zostały wykopane. Są miejsca, gdzie napotkać można pomiędzy obecnymi, około dwumetrowymi słupami polskimi i ukraińskimi, trzeci, kilkudziesięciocentymetrowy słupek przedwojenny. Tylko że w takim przypadku słupek ten został oblany betonem i przypomina betonową połówkę kuli, z której wystaje "ogonek", niczym z jabłka. Na północnym stoku Opołonka opadającym ku Przełęczy Żydowski Beskid można napotkać na stojący w dość sporym oddaleniu od obecnej granicy słupek przedwojenny, bez betonowej "polewy". Mogłoby to wskazywać, że powojenna granica polsko-radziecka została w tym rejonie przesunięta kilkadziesiąt metrów na zachód, to znaczy na korzyść Polski.
Także na Opołonku, szczycie gdzie znajduje się południowy kraniec Polski, napotkać można na - tym razem bardzo prozaiczne - ślady cywilizacji, ale po ukraińskiej stronie. Stoi tam słup po dawnej linii elektrycznej oraz słupy z siatką ogrodzeniową. Trzeba pamiętać, że worek bieszczadzki przylega do terenów w miarę zagospodarowanych jak na ukraińskie realia.
Innego rodzaju pozostałości po człowieku znajdują się na Połoninie Bukowskiej. Przez dłuższą część łąk górskich ciągną się dawne okopy, głębokie na kilkadziesiąt centymetrów do metra, z czasów pierwszej wojny światowej. Nie tylko tutaj, także w rejonie Halicza czy Tarnicy, zbudowano je w trakcie walk przełomu 1914 i 1915 r. Na Połoninie Bukowskiej zachowały się w zaskakująco dobrym stanie. Ciągną się po polskiej stronie połoniny, tylko nieco poniżej grzbietu. W niektórych miejscach od głównej linii okopów odchodzą prostopadle krótkie dojścia w stronę grzbietu. Ich brzegi - jak cała połonina - porośnięte są krzaczkami jagód i wysokimi trawami, w niektórych miejscach także krzewami.
Trochę więcej śladów cywilizacji ostało się na najwyższej kulminacji nieudostępnionej części Połoniny Bukowskiej, czyli na Kińczyku Bukowskim (1251 m). Na samym szczycie, po północno-wschodniej stronie, znajduje się w zagłębieniu resztka podmurówki. Jest to kilka warstw nałożonych na siebie kamieni. To prawdopodobnie pozostałość po drewnianym punkcie obserwacyjnym Wojsk Ochrony Pogranicza, jaki stał tu w latach 50. XX wieku, a później został rozebrany. Na pewno nie było tego budynku dwadzieścia lat później. Władysław Krygowski, opisując w swoim przewodniku w 1975 r. dojście na Kińczyk Bukowski, pisze: osiągamy jego szczyt z wysoką, z dala widoczną wieżą.
Wynika z tego, że wtenczas stała na szczycie tylko wieża triangulacyjna. Zostały po niej jedynie wysokie na paredziesiąt centymetrów resztki trzech jej słupów, umocowane wśród kamieni. Na ziemi leży też strzaskane drewno - można się domyślać, że wieża została rażona piorunem, lub obalona wichurą. Jeszcze czytelne są napisy i oznaczenia na triangulacyjnym znaku pomiarowym, stojącym pod wieżą. Można odczytać jego oznaczenie: AD 7898. Podobny znak, także z czytelnym numerem, stoi na przykład na Tarnicy i na Haliczu.
Jak by dla kontrastu, po ukraińskiej stronie wierzchołka ustawione zostały drewniane ławki dla turystów. W 2001 r. Ukraińcy wyznakowali zielony szlak turystyczny wzdłuż granicy z Polską. Jego oznaczenia napotkać można wymalowane na drzewach od Opołonka aż po górną granicę lasu. Przypominają znaki polskich szlaków - pas zielony umieszczony jest pomiędzy dwoma pasami białymi - jednak wymalowane są w sposób dosyć niechlujny. Sprawiają wrażenie, jak by ktoś niedbale przejechał pędzlem. Szlak został wyznakowany bez konsultacji z polską stroną. W planach dyrekcji Bieszczadzkiego Parku Narodowego nie miało tu być żadnych szlaków.
Turystom wędrującym po Bieszczadach znana jest nieukończona droga wiodąca z Wołosatego na Przełęcz Bukowską. Idącym od Wołosatego po wejściu na przełęcz po raz pierwszy otwierają się widoki na worek bieszczadzki. W 1984 r. poprowadzono drogą ostatni odcinek głównego szlaku beskidzkiego, wydłużając go z Rozsypańca do Wołosatego. Gwoli ścisłości szlak schodzi z Rozsypańca i skręca w prawo na szosę zasadniczo nie na samej przełęczy, ale nieco poniżej, po jej zachodnim skłonie. Turyści stojący w tym miejscu nie widzą więc ostatniego odcinka szosy, która przekracza Przełęcz Bukowską i urywa się paręset metrów dalej. Zasadniczo ten bardzo krótki, końcowy fragment szosy, znajduje się poza szlakiem, a więc nie powinno się tu wchodzić. Jego erozja postępuje dość szybko. Asfalt jest pokruszony, porośnięty roślinnością pionierską. Boki drogi już wyraźnie zarastają. Na wszelki wypadek na samym końcu drogi dyrekcja BdPN ustawiła tablicę informującą o zakazie wstępu na Połoninę Bukowską - gdyby komuś przyszło do głowy pofatygować się na sam kraniec drogi, której budowę przerwano po utworzeniu Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
Pod koniec XX wieku pojawiły się głosy, aby udostępnić turystom Połoninę Bukowską, Opołonek i dojście aż do Sianek. Póki co, jest to teren zamknięty i objęty ochroną ścisłą. Rosną tutaj w lesie m.in. takie gatunki, jak ściśle chroniona, piękna paproć pióropusznik strusi, częściowo chroniony kopytnik pospolity, trująca konwalijka dwulistna, zawilec gajowy czy żywiec gruczołowaty. Na połoninie bukowskiej występuje jałowiec halny. Na polanie po północnej stronie pod szczytem Opołonka największe stanowisko w parku ma ciemiężyca biała, roślina trująca pod całkowitą ochroną. Gdzieniegdzie występuje także chroniony wawrzynek wilczełyko. Czas pokaże, czy zwyciężą racje ochrony przyrody, czy też presja tworzenia kolejnych szlaków.
Tomasz Rzeczycki
PIĘKNY JUBILEUSZ
Beskid Mały staje się coraz bardziej popularny wśród turystów. Codziennie, a szczególnie w soboty, niedziele i dni wolne od pracy, do schroniska PTTK na Leskowcu ciągną, bez względu na pogodę, liczne rzesze turystów pieszych i rowerowych.
Gdy jesienią 1932 roku oddawano do użytku turystów wybudowane w ciągu trzech(!) miesięcy schronisko na Leskowcu, była duża uroczystość i radość wśród inicjatorów budowy: Władysława Midowicza, Romana Pelca, Czesława Panczakiewicza, Stanisława Klęczara, Bronisława Maciołowskiego i innych.
Schronisko miało dużo szczęścia, bowiem ocalało w czasie działań wojennych mimo jednoznacznych zamiarów spalenia go przez Wermacht. Ocalił je od spalenia ówczesny kierownik i gospodarz Jan Targosz z Targoszowa.
W latach 1947-56 rozpoczął się spory ruch turystyczny, a miła atmosfera zachęcała turystów z Krakowa, Wadowic, Andrychowa i całej Polski do systematycznego odwiedzania obiektu. I tak jest do dziś - schronisko ma duże grono miłośników którzy nie wyobrażają sobie, aby nie odwiedzić go choć raz w roku. Przyciąga ich życzliwość i przyjazna atmosfera którą tworzą obecni gospodarze, znani wcześniej z gospodarzenia na Markowych Szczawinach pod Babią Górą Halina i Jan Lizakowie, którzy "gazdują" na Leskowcu już siódmy rok.
Popularność tego rejonu wzrosła bardzo, gdy na wniosek działaczy Oddziału PTTK "Ziemia Wadowicka" z Wadowic, z okazji obchodów 50-lecia schroniska w roku 1982, nadano szczytowi Jaworzyna (890 m) imię: Groń Jana Pawła II. Równocześnie rozpoczęto tam, z inicjatywy andrychowskiego działacza turystycznego Stefana Jakubowskiego, budowę kaplicy.
Kto nie był dawno na Groniu Jana Pawła II tego dziś zaskoczy obecny wygląd - już nie kaplicy - a małego kościółka z wieżą i sygnaturką. Teren jest ogrodzony prostym stylowym płotkiem, wokół powstała droga krzyżowa z kamiennymi stacjami Męki Pańskiej. Nieopodal stanął pomnik Jana Pawła II, który nie będąc jeszcze papieżem, często odwiedzał to miejsce w czasie turystycznych wędrówek po Beskidzie Małym. Obecnie jest to piękny ustronny zakątek, tonący w zieleni i kwiatach, gdzie można sycić się widokiem rozległej panoramy Beskidów z pasmem Policy i Babiej Góry, a przy dobrych warunkach pogodowych i Tatr.
A samo schronisko na Leskowcu obchodziło w tym roku już 70-lecie działalności! Na jubileusz znacznie odmłodniało. M.in. dobudowano część budynku w której znalazły pomieszczenie sanitariaty, wyremontowano obie sale noclegowe, założone centralne ogrzewanie. Istnieją zamierzenia dalszej rozbudowy i modernizacji.
W dniu 1 czerwca 2002 r. uchwałą prezydium ZG PTTK nadano schronisku imię Czesława Panczakiewicza. Tablicę pamiątkową na budynku schroniska odsłonił wiceprezes ZG PTTK Edward Kudelski, a poświęcił ją ks. infułat Kazimierz Suder z Wadowic.
Czesław Panczakiewicz urodził się 27 maja 1907 r. w Wadowicach. Po maturze i odbyciu służby wojskowej ukończył szkołę pedagogiczną na Uniwersytecie Jagiellońskim i od 1925 r. aż do przejścia na emeryturę, z przerwą w czasie okupacji, uczył w wadowickim gimnazjum.
Jako nauczyciel gimnazjalny w dużym stopniu przyczynił się do rozwoju zamiłowań do turystyki i narciarstwa wśród młodzieży, prowadząc wiele wycieczek. Od roku 1927 do końca lat pięćdziesiątych, Czesław Panczakiewicz był jednym z najbardziej czynnych działaczy PTT i PTTK, pełniąc społecznie szereg funkcji (prezes Oddziału PTTK w Wadowicach). Położył znaczne zasługi przy budowie schroniska na Leskowcu. Wytyczył i wyznakował szereg szlaków turystycznych w Beskidzie Małym, m.in. jego dziełem jest żółty szlak z Czartaka przez Królewiznę na Leskowiec oraz czarny szlak z Leskowca przez Krzeszów na Żurawnicę.
Całe swoje życie poświęcił działalności wychowawczej ucząc młodzież turystyki i działając na rzecz udostępniania gór turystom. Zmarł w roku 1958.
Tytus Szlompek
|