Nr 65 pażdziernik-grudzień 2008 Nr 64 lipiec-wrzesień 2008 Nr 63 kwiecień-czerwiec 2008 Nr 62 styczeń-marzec 2008 Nr 61 wrzesień-grudzień 2007 Nr 60 lipiec-wrzesień 2007 Nr 58-59 styczeń-czerwiec 2007 Nr 57 październik-grudzień 2006 Nr 56 lipiec-wrzesień 2006 Nr 55 kwiecień-czerwiec 2006 Nr 54 styczeń-marzec 2006 Nr 53 październik-grudzień 2005 Nr 52 lipiec-wrzesień 2005 Nr 51 kwiecień-czerwiec 2005 Nr 50 styczeń-marzec 2005 Nr 48-49 lipiec-grudzień 2004 Nr 47 kwiecień-czerwiec 2004 Nr 46 marzec 2004 Nr 45 grudzień 2003 Nr 44 październik 2003 Nr 43 czerwiec 2003 Nr 42 marzec 2003 Nr 41 grudzień 2002 Nr 40 październik 2002 Nr 39 czerwiec 2002 Nr 38 marzec 2002 Nr 37 grudzień 2001 Nr 36 wrzesień 2001 Nr 35 czerwiec 2001 Nr 34 marzec 2001 Nr 33 grudzień 2000 Nr 32 wrzesień 2000 Nr 31 maj 2000 Nr 30 marzec 2000 Nr 29 grudzień 1999 Nr 28 październik 1999 Nr 27 lipiec 1999 Nr 26 marzec 1999 Nr 25 grudzień 1998 Nr 24 wrzesień 1998 Nr 23 czerwiec 1998 Nr 22 marzec 1998 Nr 20-21 grudzień 1997 Nr 19 wrzesień 1997 Nr 18 czerwiec 1997 Nr 17 marzec 1997 Nr 16 grudzień 1996 Nr 15 wrzesień 1996 Nr 14 czerwiec 1996 Nr 13 grudzień 1995 - luty 1996 Nr 12 listopad 1995 Nr 11 sierpień 1995 Nr 10 maj 1995 Nr 9 styczeń-luty 1995 Nr 8 grudzień 1994 Nr 7 listopad 1994 Nr 6 sierpień 1994 Nr 5 maj 1994 Nr 4 luty 1994 Nr 3 grudzień 1993 Nr 2 września 1993 Nr 1 maj 1993
|
Spis treści Gazety Górskiej nr 1/54 R 14 STYCZEŃ - MARZEC 2006
str. 1 - 2
Ochrona wartości kulturowych w Tatrach (fot. 4 J. Flach) - Jolanta Flach
str. 3
Moje spotkania z Papieżem (fot. 1 A. Mari) - Zbigniew Kresek
str. 4
Władysław Krygowski fot. 1 arch.) - Wiesław A. Wójcik
str. 5
Zapobieganie wypadkom turystycznym w górach - zebr. Adam Jonak
str. 6
100-lecie pierwszego szlaku turystycznego w Beskidach zachodnich - Andrzej Matuszczyk
Śmiertelny zakręt (fot. 1) - J. W. Gajewski
str. 7
Schronisko na Hali Miziowej pod Pilskiem im. Władysława Krygowskiego? (fot. 1 arch.) - Zbigniew Kresek
Co widać po słowackiej stronie czyli co Polacy wiedzą o Słowakach? - Wiesław A. Wójcik
str. 8
„Śląski Dom” pod Trzema Koronami (fot. 1 RM. Remiszewski) - Ryszard M. Remiszewski
Wreszcie skuteczny sposób na inwestycje w Tatrach? (rys. 1 B.J.) - Lord Paradox
Raptularz górski - opr. Janusz Konieczniak
str. 9
Krzyżówka dla łazików - opr. Krzysztof Wojtasiński
Raptularz górski - opr. Janusz Konieczniak
str. 10
100 lat turystyki akademickiej a teraźniejszość - Tomasz Dygała
Requiem dla NA SZLAKU - Krzysztof R. Mazurski
Wydawnictwa, recenzje - K.Z.
str. 11, 12
Tu kupisz Gazetę Górską
Stopka redakcyjna
Rezerwat turystyczny w Australii (fot. 5 autor) - Janusz Rygielski
Jolanta Flach
Ochrona wartości kulturowych
(fragment)
Projekt planu ochrony Tatrzańskiego Parku Narodowego, na który od kilku lat czeka TPN, zapewniał zachowanie unikatowych walorów dziedzictwa kulturowego na terenie Tatr, a także przywrócenie obiektom lub całym obszarom ich dawnej świetności. Gwarantowały to operaty ochrony krajobrazu i zasobów kulturowych.
Na przestrzeni czasu zmienia się pojęcie ochrony przyrody. Niedawno przyznano nam środki unijne na modernizację podworskich obiektów w Kuźnicach - twierdzi Paweł Skawiński, dyrektor TPN.
Ostatnio coraz częściej mówi się o równoczesnej ochronie przyrody i zasobów kulturowych. Powraca się do myśli Jana Gwalberta Pawlikowskiego i jego ponadczasowej i przełomowej rozprawy „Kultura a natura". Już prawie sto lat temu - zdając sobie sprawę z zachodzących przeobrażeń zarówno w środowisku naturalnym, jak i kulturowym - podjął on batalię o ratowanie obu wartości. To tutaj, w Tatrach i na Podtatrzu na przestrzeni lat przyroda i kultura połączyły się w sposób specyficzny i gdzie indziej niespotykany. Brak zapisu o potrzebie ochrony krajobrazu kulturowego spowodował jego zagrożenie. W ostatnim czasie odwoływano się jedynie do ustawy o ochronie przyrody.
Kilka lat temu przy opracowywaniu Planu ochrony Tatrzańskiego Parku Narodowego (dokument do dziś nie został zatwierdzony przez Ministra Środowiska, a zgodnie z nowymi przepisami musi być inaczej skonstruowany) nadarzyła się okazja, aby to, co pozostało z działalności człowieka w Tatrach można było ochronić. Gwarantowały to operaty ochrony krajobrazu i zasobów kulturowych.
Co chronimy
Naukowcy zidentyfikowali ponad czterysta śladów i obiektów świadczących o pobycie człowieka w Tatrach, które pogrupowali tematycznie. Są nimi: archeologia i ryty naskalne, obiekty gospodarki leśnej i dworskiej, obiekty i szlaki pasterskie, obiekty i relikty górnictwa i hutnictwa, obiekty, zespoły, ślady i relikty turystyki, taternictwa i sportów zimowych, zabytki sakralne oraz inne budynki użyteczności publicznej.
Te kilkaset obiektów opisano w kartotekach i katalogu oraz przeprowadzono ich waloryzację pod względem konserwatorskim. Autorzy opracowania zaproponowali dla nich różną formę ochrony, począwszy od wpisu do rejestru zabytków po obszarowe formy ochrony obiektów kulturowych. Dla każdego obiektu opracowano konkretny zakres zabiegów ochronnych. Naukowcy uważają, że właśnie jedną z najpilniejszych spraw jest kontynuacja wpisów do rejestru zabytków pewnych obiektów oraz utworzenie rezerwatów i parków kulturowych w Tatrach, które będą miały istotne znaczenie dla udostępniania i edukacji w Tatrzańskim Parku Narodowym.
Podstawowym celem opracowania było przede wszystkim zachowanie unikatowych walorów dziedzictwa kulturowego na terenie Tatr, a także przywrócenie obiektom lub całym obszarom ich dawnej świetności.
Ochrona zintegrowana
- Obydwa te elementy - ochrona zasobów kulturowych i krajobrazu - związane są z działalnością człowieka - mówi Paweł Skawiński. - Do Tatr musimy podejść całościowo. Nie możemy ograniczyć się tylko do ochrony samych zasobów przyrodniczych. Na przestrzeni czasu zmienia się pojęcie ochrony przyrody, którą należy postrzegać również w skali krajobrazowej - podkreśla dyrektor. - Ochrona dziedzictwa przyrodniczego, kulturowego i historycznego stanowi tak zwaną ochronę zintegrowaną. Jest to działanie zgodne z konwencją o zachowaniu bioróżnorodności. To człowiek utworzył tutaj układy półnaturalne. Do nich należą między innymi śródleśne polany, które kiedyś tętniły życiem pasterskim. To ono - prócz hutnictwa i górnictwa - głównie spowodowało zmiany krajobrazowe, które dzisiaj posiadają już wartość historyczną i zaliczane są do dziedzictwa. Kiedyś były to działania niszczące - podkreśla. Dziś z kopalń i osad górniczych pozostały tylko ślady w postaci nazw miejscowych, chociaż gdzieniegdzie można jeszcze zobaczyć zarastające hałdy i zapadające się sztolnie. W dosyć dobrym stanie zachowały się drogi hawiarskie, które niegdyś prowadziły od wysoko położonych kopalń do niżej leżących hut. Wiele z nich służyło potem pasterzom i leśnikom. Niektóre zamieniono nawet na szlaki turystyczne.
Pasterstwo, które w Tatrach istnieje od czterystu lat związane jest nie tylko z utrzymaniem polan, ale również szałasami wzbogacającymi tatrzańskim krajobraz. - Jest problem z budynkami pasterskimi, które nie są nasze, bo park nie może wydawać pieniędzy na własność prywatną. A większość szałasów - niestety - nie należy do TPN - twierdzi Paweł Skawiński. Jeszcze wiele budynków pasterskich czeka na naprawę lub odtworzenie. Tutaj apel do prywatnych właścicieli: „Zadbajcie o swoje szałasy”, które są perełką w tatrzańskim krajobrazie.
W poszukiwaniu skarbów
Do zasobów kulturowych znajdujących się na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego, które podlegają ochronie, należą również znaki poszukiwaczy skarbów, wyryte na ścianach jaskiń i skałach. Tak jak wiele zabytków, tak i one ulegają zniszczeniu. Nie tylko za sprawą wandalizmu, ale również zjawisk krasowych. - Nie ma żadnych przewidzianych aktywnych form ochrony tych najstarszych śladów górnictwa - twierdzi Paweł Skawiński. A przecież istnieją metody konserwacji kamienia.
Wędrując górskimi szlakami napotykamy na tablice upamiętniające zdarzenia historyczne czy ludzi, którzy zasłużyli się dla Tatr lub tutaj zginęli. To również obiekty podlegające ochronie. - Te, które już istnieją, zazwyczaj posiadają status zabytku. Staramy się je odnawiać. Nie godzimy się natomiast na umieszczanie nowych tego typu obiektów, poza pewnymi wyjątkami - na istniejących budynkach lub w ich otoczeniu - mówi dyrektor. - Jest też problem z ciągle pojawiającymi się nowymi krzyżami. To bardzo delikatna kwestia. Musimy do tego podchodzić z estymą, chociaż nie zawsze są dziełem sztuki, mają jednak wartości religijne. Na nowe się nie godzimy, mimo że takie raz po raz pojawiają się w Tatrach. Na szczęście te z drewna, mają swój określony żywot. Ale nadal powstają różne pomysły, choćby takie jak mieszkańców Cyrhli, którzy chcieli umieścić krzyż na Kopieńcu. O takich rzeczach i tak decyduje Rada Naukowa Parku - dodaje.
Wzdłuż Drogi Balzera
Bardzo cennym obiektem, będącym hipoteczną własnością TPN, jest Kaplica Witkiewiczowska w Jaszczurówce, nad którą pieczę kościelną sprawuje parafia na Cyrhli. Park zadbał o zabezpieczenie i monitorowanie przeciwpożarowe kaplicy.
Być może Droga Balzera - od Jaszczurówki do Łysej Polany - stanie się ścieżką edukacyjną. Stoi przy niej kilka drewnianych obiektów, które mogłyby zmienić swoje przeznaczenie na dydaktyczno-edukacyjne. Niektóre zasłużyły już na miano zabytków, jak te przy serpentynach powyżej kaplicy - „Leontynówka” i „Reglanka”. - Te bliźniacze obiekty były niegdyś własnością nadleśnictwa i Lasów Państwowych - twierdzi dyrektor. - Kiedyś chcielibyśmy je wykorzystać może do celów edukacyjnych i na ekspozycję poświęconą Jaszczurówce i cieplicom - mówi. Cofając się wstecz przypomnijmy, że Jaszczurówka należała do dóbr poronińskich. Tutaj znajduje się źródło, o którym już w 1839 roku pisał Ludwik Zejszner. Woda zbierała się w dołku, który nawet zimą był otoczony zielenią. To tu gromadziły się gady i płazy m.in. salamandra plamista przez górali zwana jaszczurem i stąd wywodzi się nazwa Jaszczurówka. Jeszcze do niedawna w tym miejscu było kąpielisko cieplicowe. W programie edukacyjnym park wykorzystał już obiekty dawnych basenów. W ich obrębie powstał ośrodek czynnej ochrony płazów dostępny dla wszystkich wchodzących do Doliny Olczyskiej.
Na planowanej trasie, na Palenicy Pańszczykowej znajduje się dom dróżnika zwany „Śpiwlówką”. Drewniany obiekt o ładnej bryle architektonicznej, świetnie wkomponowany w teren, może nie przedstawia zbyt wielkich wartości zabytkowych, ale na pewno wart jest zachowania i zabezpieczenia. Być może to miejsce - przy wykorzystaniu domu dróżnika i istniejącego tam już punktu wypoczynkowego - zostanie wykorzystane do celów turystyczno-rekreacyjnych.
. . .
Zbigniew Kresek
Moje spotkania z Papieżem
(w dziesięciolecie śmierci)
Długo się zastanawiałem, czy o nich pisać. Czy człowiek mały i prosty jak ja, i do tego jeszcze - prawdę mówiąc – nie za bardzo pobożny, ma prawo opisywać swoje właśnie spotkania z człowiekiem wielkim, bliskim już świętości, którego wielkość uznana jest powszechnie przez cały współczesny świat? Ileż zresztą tych spotkań było i wcale przecież nie były takie bliskie... Po namyśle postanowiłem jednak spisać te wspomnienia, gdyż wydarzenia w nich opisane w szczególny sposób wiążą się z Polskim Towarzystwem Turystyczno-Krajoznawczym, a były one także udziałem moich przyjaciół i współpracowników.
Wiadomość o wyborze Karola Wojtyły na papieża dotarła do mnie w dniu konklawe, w Domu Turysty PTTK w Szczyrku. Jako dyrektor Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej i Narciarskiej PTTK w Krakowie, wraz z moim zastępcą Andrzejem Matuszczykiem byłem wówczas organizatorem i szefem delegacji PTTK na międzynarodową konferencję w sprawie tworzenia Międzynarodowego Górskiego Szlaku Przyjaźni Eisenach – Budapeszt. W konferencji, obok delegacji PTTK, brali udział przedstawiciele organizacji turystycznych Bułgarii, Czechosłowacji, Niemieckiej Republiki Demokratycznej i Węgier – w sumie, wraz z tłumaczami i osobami towarzyszącymi – około 20 osób. W pierwszym dniu konferencji powitaliśmy delegacje przybywające do Krakowa i około południa wyruszyliśmy autokarem do Szczyrku, gdzie miały odbywać się obrady.
Późnym popołudniem zasiedliśmy do obiadu w restauracji Domu Turysty. Podawano chyba drugie danie, gdy z zaplecza restauracji i z kuchni poczęły docierać radosne okrzyki i oklaski zebranego tam personelu. Na twarzach kelnerek podających do stołu malowało się takie ożywienie i radość, iż było oczywiste, że stało się coś ważnego i radosnego. Spytałem jedną z nich co się stało, czyje to imieniny lub wesele? Polak został papieżem! – wykrzyknęła. Siedzący przy stole Polacy zrozumieli, lecz goście zagraniczni dalej nie wiedzieli o co chodzi. Przeprosiłem, wstałem od stołu i poszedłem sprawdzić wiadomość. Tak – to była prawda, właśnie radio podało komunikat o wyborze Karola Wojtyły na papieża. Powróciłem do stołu, wstałem i powiedziałem co się stało. Powiedziałem także, iż cieszy nas ten wybór również i dlatego, że nowowybrany papież jest członkiem PTTK.
Przy stole zapadła cisza. Na twarzach naszych zagranicznych partnerów malowało się zaskoczenie, konsternacja i zaduma – czuło się, że zastanawiają się, jak się zachować. Tkwiliśmy jeszcze przecież w „głębokiej komunie”, narady międzynarodowe - niezależnie od tego, co kto rzeczywiście myślał - były dość głęboko upolitycznione, przynajmniej w warstwie zewnętrznej. Zwyciężyły jednak normalne, ludzkie odruchy. Wstał Lajos Thuroscy – starszy wiekiem, sympatyczny przedstawiciel węgierskiego Towarzystwa Przyjaciół Przyrody i złożył na nasze ręce gratulacje dla wszystkich Polaków. Kiedy na koniec dodał, że PTTK urosło w jego oczach, bo nie przypuszczał, że mamy wpływy aż w Watykanie – początkowa konsternacja prysła, jego wystąpienie nagrodzono gorącymi oklaskami i obiad dobiegł końca w sympatycznej i wesołej atmosferze.
Kiedy wieczorem wraz z Andrzejem siedzieliśmy w naszym pokoju układając plan zajęć na następny dzień, do drzwi zapukała tłumaczka delegacji niemieckiej i zapytała, czy jest możliwe nasze prywatne spotkanie z przewodniczącą delegacji NRD Annelie Eschke. Z pewnym zdziwieniem, ale oczywiście powiedzieliśmy, że zapraszamy (tu trzeba dodać, że Frau Eschke, wysoka przedstawicielka Kulturbundu NRD, uchodziła za najbardziej pryncypialną politycznie i żarliwą ideowo uczestniczkę naszych narad, a jej niektóre wystąpienia mogły by być z powodzeniem wygłaszane na posiedzeniach biura politycznego). Weszła Annelie, pogratulowała nam, uściskała nas serdecznie i wręczając nam butelkę niemieckiego brandy spytała, czy mogłaby z nami wypić toast za zdrowie i pomyślność polskiego papieża. Pijąc ten toast zdaliśmy sobie dopiero sprawę z ważności tego, co się stało; czuliśmy, że pękają jakieś bariery, topią się jakieś lody i że od tego dnia świat nie będzie już taki, jaki był...
Minęło kilka lat. W 1981 roku X Zjazd PTTK nadał Janowi Pawłowi II godność członka honorowego PTTK. Nie wszyscy może w to wierzą, ale ksiądz, a potem biskup i kardynał Karol Wojtyła był naprawdę członkiem zwyczajnym Koła Grodzkiego PTTK w Krakowie. Wiem o tym, bo w latach 50—tych i 60-tych pracowałem w Oddziale Krakowskim PTTK i widziałem na własne oczy, jak w pierwszych dniach stycznia każdego roku do kasy Oddziału zgłaszał się woźny z krakowskiej kurii metropolitalnej i opłacał składki za kardynała Wojtyłę. Szkoda tylko, niepowetowana szkoda, że deklaracja członkowska Karola Wojtyły znalazła się – podobno - w prywatnych rękach jednego z działaczy Oddziału. Może jest jeszcze szansa jej odzyskania?
Tak więc Papież Jan Paweł II stał się najznamienitszym członkiem honorowym PTTK. Nie chcieliśmy Mu insygniów tej godności wręczać per procura, czekaliśmy na okazję, aby uczynić to osobiście. Okazja taka nadarzyła się w czasie pielgrzymki Ojca św. do Ojczyzny w czerwcu 1983 r. Miałem zaszczyt uczestniczyć zarówno w spotkaniu z Janem Pawłem II, jak i w przygotowaniach do niego. Jako dyrektorowi Przedsiębiorstwa Produkcyjnego PTTK „Foto-Pam” w Krakowie powierzono mi zadanie wykonania zestawu insygniów, jakie mieliśmy wręczyć Papieżowi. Z pietyzmem i wzruszeniem w grawerni „Foto-Pamu” przy ul. Estery 6 w Krakowie wykonano wybity w srebrze powiększony wizerunek odznaki członka honorowego PTTK z wygrawerowaną na odwrocie datą nadania oraz złotą honorową odznakę PTTK z laurem z 14-karatowego złota. Zaprzyjaźniona, sąsiedzka spółdzielnia „Starodruk” wykonała wydrukowany na czerpanym papierze i oprawiony w skórę tekst uchwały X Zjazdu PTTK o nadaniu członkostwa honorowego oraz oprawiła - także w skórę – pięćdziesiąty rocznik „Wierchów”. Nie pamiętam już z jakich przyczyn, ale cały zestaw przeznaczony dla Papieża udało mi się skompletować niemal w ostatniej chwili, w przeddzień wręczenia. W skład sześcioosobowej delegacji PTTK na spotkanie z Ojcem św. weszli: Andrzej Gordon – prezes Zarządu Głównego, Adam Chyżewski – wiceprezes Zarządu Głównego, Janusz Grzybowski – członek Prezydium Zarządu Głównego, Stanisław Pawlicki – prezes Zarządu Wojewódzkiego PTTK w Krakowie, Janusz Czyszczonik – prezes Koła Grodzkiego PTTK w Krakowie oraz piszący te słowa, jako członek ZG PTTK.
Dzień 23 czerwca 1983 r. rozpoczął się o godz. 7.00 udziałem w mszy św. z Janem Pawłem II w kaplicy domowej Arcybiskupów Krakowskich. Po dłuższym oczekiwaniu, z trudnym do opisania wzruszeniem i onieśmieleniem, stanęliśmy twarz w twarz z najznamienitszym Członkiem Honorowym PTTK. Nie trwało długo to spotkanie, prawdę mówiąc niewiele szczegółów z niego pamiętam. W pamięci utkwił mi sympatyczny, ciepły uśmiech Papieża, znany dobrze z mediów, ale jeszcze lepiej brzmiący z bliska dźwięczny timbre jego głosu, zaciekawienie z jakim wziął z moich rąk „Wierchy” i przekartkował je, słowa, że jest zaszczycony wyróżnieniem nadanym Mu przez PTTK. A potem wyszliśmy na dziedziniec Kurii, oglądaliśmy przygotowania do wyjazdu świty papieskiej i pożegnaliśmy Papieża wsiadającego do samochodu i wyjeżdżającego do Zakopanego i Doliny Chochołowskiej - był to bowiem dzień, w którym Jan Paweł II dotarł do schroniska na Chochołowskiej, a potem udał się na spacer do Doliny Jarząbczej.
Trzy lata później, we wrześniu 1986 r. byliśmy we Włoszech na wycieczce organizowanej przez Komisję Krajoznawczą ZG PTTK. Nie można było przecież nie odwiedzić naszego Członka Honorowego, który jeszcze przebywał w Castel Gandolfo. Wczesnym rankiem dotarliśmy tam autokarem z Rzymu na mszę św. i audiencję. Stałem w tłumie ludzi oczekujących na rozpoczęcie mszy i śpiewającym pieśni maryjne. I nagle usłyszałem ulubioną pieśń mojej Matki: „chwalcie łąki umajone, góry, doliny zielone...” - i zobaczyłem moją Matkę, krzątającą się po domu i śpiewającą tę pieśń. „Chwalcie cieniste gaiki, źródła i kręte strumyki...” - i ujrzałem umajone wiosennymi kwiatami kapliczki w mojej rodzinnej wsi, przy których wieczorami gromadzili się ludzie, modlili się i śpiewali maryjne pieśni. I znalazłem się myślami i sercem daleko od tej włoskiej ziemi - na ziemi na której wyrosłem i w której leżą kości moich przodków... A łzy jak grochy leciały mi z oczu i wcale się ich nie wstydziłem.
Msza się skończyła i rozpoczął się ceremoniał fotografowania się z Papieżem. Ludzie gromadzili się w grupach, do każdej z nich podchodził Papież, zamieniał kilka zdań, a fotograf robił zdjęcie. Ustawiła się i nasza grupa, po krótkiej przepychance aby znaleźć się jak najbliżej Najważniejszej Osoby. Najbliżej znalazł się Edek Moskała, który wręczył Papieżowi niedawno wydaną swoją książkę o schroniskach karpackich.
Papież wziął książkę i otworzył ją „na chybił trafił”. O – schronisko na Ornaku, byłem tam wiele razy - powiedział.
Edek po krótkim zastanowieniu sprostował: - Wasza Świątobliwość, to jest Kondratowa, a Ornak to tu...
- Rzeczywiście, pomyliłem się – powiedział Papież.
- Edek – mówię do Moskały po audiencji – jak mogłeś, przecież papież jest nieomylny.
- Tak - odpowiedział po chwili zastanowienia – ale w sprawach wiary. A w sprawach górskich to ja jestem papież...
A 2 kwietnia 2005 r. wieczorem byłem w Warszawie i siedziałem z Januszem Zdebskim w pokoju gościnnym Związku Literatów przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie nocowaliśmy w przerwie 2-dniowego posiedzenia ZG PTTK. Próbowaliśmy rozmawiać o sprawach PTTK-owskich, ale rozmowa się „nie kleiła”. Przez otwarte okna słychać było modlitwy i śpiew ludzi zgromadzonych przed kościołem św. Anny. Telewizor był włączony i czekaliśmy na wiadomość, o której już było wiadomo, że nadejdzie, ale wszyscy jeszcze myśleli, że może nie, że może jeszcze nie teraz, że może przecież zdarzy się cud.... Ale cud się nie zdarzył, wiadomość nadeszła i zrobiło się smutno, beznadziejnie smutno.
Wiesław A. Wójcik
Wspomnienie o Władysławie Krygowskim
(w stulecie urodzin - fragment artykułu)
Z początkiem roku (dokładnie w dniu 28 stycznia) minęła setna rocznica urodzin Władysława Krygowskiego – ostatniego romantyka polskich gór, a zarazem, rzec można, ich wielce pozytywistycznego pracownika, wielce zasłużonego dla rozwoju turystyki górskiej i kształtowania jej etosu.
Władysław Maria Antoni Krygowski urodził się w 1906 r. w Krakowie. Jego ojciec, Stanisław (1868–1944), był znanym krakowskim adwokatem, a matka, Maria, była z kolei córką także znanego w Krakowie adwokata i działacza społecznego, Wawrzyńca Stycznia (1835–1908). Tę prawniczą tradycję kontynuował również Władysław, który w roku 1928 ukończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim i w następnych kilku latach odbył aplikanturę sądową w krakowskim sądzie, oraz aplikanturę adwokacką w kancelarii swego ojca. Po złożeniu w 1936 r. egzaminu w krakowskiej Izbie Adwokackiej został adwokatem i wspólnie z ojcem prowadził kancelarię, zajmując się cywilistyką. W roku następnym poślubił Annę Zofię Czarkowską (1904–1988), matematyczkę, późniejszą wybitną specjalistkę z zakresu dydaktyki matematyki i profesora krakowskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej.
Zawodowa działalność prawnicza jednak nie stała się treścią jego życia, pochłonęły go bowiem góry i to im właśnie poświęcił całe swoje długie – do końca aktywne – życie.
Miłość do gór wyniósł z domu rodzinnego, ojciec jego bowiem był na przełomie XIX i XX stulecia wybitnym turystą górskim i taternikiem. Chodził i wspinał się po Tatrach, wędrował po Beskidach Zachodnich i Wschodnich, uprawiał też turystykę narciarską. Był znakomitym fotografikiem i jednym z pionierów barwnej fotografii w Polsce. Poza tym należał do prominentnych działaczy Towarzystwa Tatrzańskiego, a krótko był także redaktorem naczelnym „Pamiętnika TT”.
Syn więc, z natury rzeczy, od najmłodszych lat przesiąkał atmosferą gór i ową specyficzną górską aurą wytwarzaną przez ludzi, dla których kontakt intelektualny i fizyczny z górami jest sposobem na życie i temu podporządkowują oni swoje sprawy rodzinne, zawodowe, czy wreszcie swą działalność społeczną.
Władysław Krygowski w sposób twórczy kontynuował działalność swego ojca na wszystkich polach jego aktywności górskiej: także uprawiał turystykę, taternictwo i narciarstwo, też parał się fotografią, zresztą z wybitnymi efektami, wreszcie również – z ogromnym oddaniem i nieporównanie dłużej niż ojciec – działał społecznie w Polskim Towarzystwie Tatrzańskim, potem zaś w Polskim Towarzystwie Turystyczno-Krajoznawczym, nadto z oboma tymi stowarzyszeniami przez długie lata był złączony na niwie zawodowej.
W sierpniu 1939 r. został zmobilizowany i jako podporucznik rezerwy odbył kampanię wrześniową z III baonem 12 pp z Wadowic. Po przekroczeniu granicy rumuńskiej został internowany. Gdy władzę w Rumunii objął faszystowski generał Antonescu, żołnierze polscy, przebywający w obozach, zostali przewiezieni – na żądanie Niemców – do Rzeszy i w ten sposób Krygowski, znalazł się w oflagach w Dorsten, a następnie w Dössel, gdzie spędził lata 1941–1945. Uwolniony przez Amerykanów został przez nich zatrudniony jako tłumacz w Bad Wildungen, a potem w Northeim. Dzięki przyjaciołom, którzy przybyli do Northeim z II Korpusem Wojska Polskiego, został przewieziony do Włoch. Tam zaciągnął się do II Korpusu i otrzymał przydział do Kwatery Prasowej, należącej do Oddziału Kultury i Prasy tegoż Korpusu. Po ok. półtora roku wraz z Korpusem przewieziony został do Wielkiej Brytanii, gdzie przebywał początkowo w obozie Poulton Camp koło Chester, a później w Delamere Camp. Nawiązawszy w tym czasie kontakty z rodziną w kraju, zdecydował się na powrót. Powrócił do kraju drogą morską z Glasgow do Gdańska w dniu 31 maja 1947 r.
Po powrocie do Polski nawiązał kontakt z dawnymi kolegami z PTT i zdecydował się na podjęcie pracy zawodowej w Polskim Towarzystwie Tatrzańskim, jako zastępca dyrektora Centralnego Biura PTT, którą rozpoczął 15 sierpnia 1947 r. Po fuzji Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego oraz Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego i powstaniu Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego został pracownikiem etatowym nowego Towarzystwa. W PTTK pracował aż do przejścia na emeryturę w dniu 31 sierpnia 1974 r.
Swoją działalność społeczną dla gór Krygowski rozpoczął w Sekcji Taternickiej AZS w Krakowie. W latach 1928–1931 był członkiem jej zarządu, w którym pełnił funkcję skarbnika. Dwa lata później, w maju 1933 r., zjazd delegatów PTT powołał go na zastępcę członka Zarządu Głównego PTT. Jeszcze w tymże roku powierzono mu funkcję sekretarza ZG PTT, którą sprawował do 1936 r. Następnie został IV wiceprezesem Towarzystwa (pełnił tę funkcję do 1937 r.), potem zaś I wiceprezesem (1937–1947). W PTTK, oprócz pracy zawodowej, angażował się także w działalność społeczną, pełniąc w Towarzystwie szereg różnych, ważnych funkcji. Do roku 1958 był członkiem Zarządu Głównego (w latach 1956–1958 członkiem prezydium), a w latach 1960–1962 wiceprezesem Zarządu Głównego PTTK. Od roku 1962 do 1972 był sekretarzem Komisji Turystyki Górskiej ZG PTTK, potem krótko jej wiceprzewodniczącym (1972–1973) i – po śmierci Walerego Goetla – przewodniczącym (1973–1974). Przechodząc na emeryturę w 1974 r., ustąpił ze wszystkich dotąd piastowanych funkcji.
Na niwie działalności społecznej w turystyce udzielał się również poza PTT i PTTK. Był także członkiem i działaczem PZN, a w latach 1937–1938 członkiem Rady Narciarskiej PZN. Działał też na polu ochrony przyrody jako członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody (1937–1938), a po wojnie – przez dwie kadencje – członkiem Rady Pienińskiego Parku Narodowego, w której reprezentował PTTK (1969–1976).
Jego prawdziwie ogromne zasługi dla polskiej turystyki górskiej zostały docenione przez turystyczną społeczność. W 1972 roku obdarzony został godnością członka honorowego PTTK, w 1995 zaś godność tę nadało mu nowe PTT. Od 1983 r. był też członkiem honorowym Koła Przewodników Beskidzkich Oddziału Krakowskiego PTTK.
Jako działacz społeczny, a także jako pracownik obu wspomnianych Towarzystw dążył do popularyzacji w społeczeństwie polskim turystyki kształcącej charakter i pogłębiającej wartości moralne. „Do tego celu – pisał – droga wiedzie nie przez t u r y s t y k ę u ł a t w i o n ą, nie przez zniżanie gór do mas, lecz odwrotnie, przez podnoszenie ich ku pięknu gór, nie przez schlebianie ich chęci ku łatwiźnie, lecz przez kształcenie w nich pędu do walki, nie przez podsuwanie piękna pod nos, lecz przez wydobycie z człowieka potrzeby wysilenie się o to piękno.” Nie aprobował przemysłu turystycznego, polegającego – jak pisał – „na przesuwaniu z miejsca na miejsce ludzkich ciał”. Zdawał sobie sprawę z tego, że „tak pojęta turystyka ma niewątpliwe znaczenie gospodarcze, ale – słusznie twierdził, iż – zadań kształcenia charakteru, wyrabiania woli, przytomności umysłu, sprawności fizycznej, zamiłowania do piękna ojczystej przyrody nie wypełnia.”
. . . .
Adam Jonak
Zapobieganie wypadkom turystycznym w górach
(fragment)
Każdego niemal roku, czy to w zimie czy w lecie, prasa, radio i telewizja donoszą o nieszczęśliwym wypadku w górach, pociągającym za sobą mniej lub bardziej tragiczne skutki, większe lub mniejsze ofiary. Ogłaszane są apele: „Góry dla rozważnych”, „Bezpieczeństwo w górach”, prowadzi się różne akcje, a jednak problem jest nadal aktualny, a historia się powtarza.
Stare problemy wciąż aktualne....
W 2004 r. zorganizowano w Krakowie wspólnym staraniem PTTK, GOPR i TOPR seminarium p.t. „Czy nasze dzieci muszą ginąć w górach? - problemy bezpieczeństwa i profilaktyki w turystyce górskiej”. We wnioskach z seminarium czytamy:
(...) Kluczowe znaczenie dla skutecznego zapobiegania wypadkom w górach odgrywa najszerzej rozumiana edukacja profilaktyka i profilaktyka, przy założeniu podstawowej zasady: zagrożenia związane z pobytem w górach trzeba starać się poznać jeszcze przed wyjazdem w góry. Największe znaczenie edukacja i profilaktyka ma dla dzieci i młodzieży i powinna ona być realizowana przez szkoły, uczelnie, związki sportowe i zajmujące się rekreacją oraz parafie. (...)
Stare problemy wciąż aktualne...
W wydanym w 1991 r. poradniku turysty górskiego p.t. „Zanim pójdziesz w góry” (praca zbiorowa) autorzy piszą:
(...) Podczas wieloletniego pobytu w górach, praktycznie w każdego typu warunkach atmosferycznych i o każdej porze roku, zgromadziliśmy wiele doświadczeń i uwag, którymi pragniemy podzielić się z Czytelnikami. Chodzi nam o to, aby każdy mógł prawidłowo przygotować wycieczkę i ustrzec się od błędów, które stały się już przyczyną wielu tragedii na turystycznych szlakach. (...) Należy jednak pamiętać, że cała profilaktyka nie da żadnych rezultatów, jeżeli sam turysta nie będzie przestrzegał zasad i reguł obowiązujących w górach.(...)
Stare problemy wciąż aktualne...
W 1988 r. ukazało się „Vademecum turysty górskiego” pióra Jerzego W.Gajewskiego, we wstępie do którego autor pisze:
(...) Książka ta nie była pisana z myślą (...) o tych, którzy od lat turystykę górską uprawiają, nasze góry przemierzyli wzdłuż i wszerz,. Niejednego też na szlakach doświadczyli, lecz adresowana jest do ludzi, którzy wycieczki w góry podejmują okazjonalnie, albo którzy bakcyla turystyki górskiej połknęli dopiero niedawno, a pragną wiadomości o górach uzupełnić i pogłębić. Pisałem j…a zatem dla tych, którzy turystyki górskiej chcą się nauczyć, a góry lepiej zrozumieć i poznać. (...) Starałem się również zwrócić uwagę na potencjalne niebezpieczeństwa gór i przykre niespodzianki, jakie mogą turystę spotkać na szlaku. Wypadki, mimo że nasze góry nie należą do najwyższych a szlaki do trudnych, zdarzają się nawet w łatwym terenie, nierzadko – niestety – na skutek lekkomyślności samych turystów. (...)
...
Andrzej Matuszczyk
100-lecie pierwszego szlaku turystycznego w Beskidach Zachodnich
(fragment)
Jubileusze w tym przypadku dokładnie idą w parze. A odległość pomiędzy nimi w terenie doprawdy symboliczna. W 2006 roku przypada 100-lecie najstarszego schroniska PTTK w Beskidach na Markowych Szczawinach pod Babią Górą a jednocześnie czerwonego szlaku wytyczonego z Suchej do Zawoi w roku 1906 przez Hugo Zapałowicza.
Co łączy te dwie rocznice? Po pierwsze ich patron, jako że Hugo Zapałowicz był głównym inicjatorem wybudowania na stokach Babiej Góry schroniska dla turystów, po wtóre motywacja, dla której już z początkiem XX wieku usiłowano kanalizować raczkujący wtedy ruch turystyczny z Suchej ku Pasmu Babiogórskiemu.
Nie łatwo mi bez wzruszenia nawiązywać do szlaku wiodącego nie tylko z Suchej w kierunku Babiej Góry ale przede wszystkim z Suchej na Magurkę (872 m), z którym to zakątkiem od początku lat 60-tych związałem swoje teraz zawodowe ale przedtem również prywatne losy. Ponad 80 wyjazdów wycieczkowych do niezapomnianej stacji turystycznej PTTK Zofii Pytlowej nad zasepnicką doliną, prawie 30 pobytów na samej Magurce we wszystkich porach roku, nie mówiąc już o kościelnym ślubie na podmagurskim Zakamieniu...
Okrągły jubileusz w bieżącym 2006 roku, popularnej obecnie trasy z doliny Stryszawki przede wszystkim w Pasmo Jałowieckie, a więc po drodze na Jałowiec także na Magurkę, obchodzimy na szczycie i w okolicach w znacznym stopniu zurbanizowanych. Bite trakty połączyły dziś praktycznie suski rynek z dużym i ludnym osiedlem Przysłop na południowym zboczu Magurki a także z coraz bardziej popularnym parafialnym kościołem w Zakamieniu. Inne górskie lecz przejezdne samochodem drogi przekraczają historycznie ważny czerwony szlak, m.in. na Przełęczy Przysłop pod Kiczorą (905 m) w drodze z centrum Stryszawy do Zawoi Fujacy. Kulminująca nad Przysłopem Kiczora (905 m), pomimo licznych dochodzących tu osiedli Zawoi Wełczy, pozwala poczuć prawdziwie górską, beskidzką atmosferę.
...
Jerzy W. Gajewski
Śmiertelny zakręt
(fragment)
Niepostrzeżenie minęła – w ubiegłym roku - 75. rocznica śmierci Juliana Ejsmonda (1892-1930). Ten myśliwy i poeta, jak go określił w biografii Tadeusz Dworak, z Tatrami nie miał wiele wspólnego, ale tu uległ wypadkowi samochodowemu, a zakręt szosy prowadzącej do Morskiego Oka, gdzie doszło do tragedii nazwano Zakrętem Ejsmonda. Nad Morskim Okiem bawił on w ramach wycieczki uczestników kongresu PEN-Clubów; w schronisku Polskie Towarzystwo Tatrzańskie przyjmowało gości obiadem.
Julian był synem Franciszka, znanego w Warszawie w XIX w. malarza, z czasem prezesa Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych i Towarzystwa Artystycznego, i Marii Wieniawskiej (krewna Henryka). Jako poeta znany jest i ceniony za tomiki zatytułowane Bajki i prawdy, Miłość wieczna, W słońcu, a także za przekłady łacińskich tekstów J. Kochanowskiego. Wyróżnia się też Moje przygody łowieckie, opowieści puszczańskie – W puszczy i Żywoty drzew, a także utwory dla dzieci (należy do nich Baśń o ziemnych ludkach). Jako człowiek kochający naturę, a nade wszystko polowania – uciekał od urzędniczego biurka w strony najdzikszej na terenie ówczesnej Rzeczpospolitej przyrody, zwłaszcza na wschodnie jej rubieże – do Białowieży, na Polesie. Jako myśliwy nie tylko strzelał do zwierzyny, ale wspominał i o tym, że wielokrotnie broń odkładał po to, aby przyrodę obserwować i podziwiać, chociażby przeloty dzikiego ptactwa.
...
Zbigniew Kresek
SCHRONISKO IMIENIA WŁADYSŁAWA KRYGOWSKIEGO NA HALI MIZIOWEJ POD PILSKIEM?
(fragment)
Po śmierci Władysława Krygowskiego Zarząd Główny PTTK na wniosek Komisji Turystyki Górskiej podjął uchwałę w sprawie upamiętnienia postaci i dorobku tej jednej z najwybitniejszych postaci polskiej turystyki górskiej. Z przykrością trzeba jednak stwierdzić po ośmiu latach od jego zgonu, że tylko jedno z postanowień w tej sprawie doczekało się realizacji: jest to NAGRODA LITERACKA IMIENIA WŁADYSŁAWA KRYGOWSKIEGO, przyznawana corocznie począwszy od 1999 roku przez Komitet Redakcyjny rocznika „Wierchy” osobom zasłużonym dla kultury polskiej w związku z ich wybitnymi dokonaniami w dziedzinie literatury górskiej we wszystkich jej przejawach. Laureatami tej nagrody zostali do tej pory m.in. tak wybitni autorzy, jak Józef Nyka, Ryszard Witold Schramm i Michał Jagiełło. Ostatnio zostały też uwieńczone powodzeniem kilkuletnie starania Kazimierza Nowackiego z Krakowa o nadanie jednej z krakowskich ulic imienia Krygowskiego; należy także odnotować przyjęcie przez Klub Przewodników Beskidzkich i Terenowych Oddziału Krakowskiego PTTK imienia W.Krygowskiego. – obie te inicjatywy jednak nie były objęte decyzjami Zarządu Głównego PTTK.
Nadal jednak czeka na realizację wniosek o nadanie bieszczadzkiej przełęczy 1286 m npm pod Tarnicą nazwy: PRZEŁĘCZ WŁADYSŁAWA KRYGOWSKIEGO;złożony kilka lat temu w centralnych organach administracji państwowej utknął zapewne w jednej z szuflad ministerialnych biurek. .Miejmy nadzieję, że Komisja Turystyki Górskiej podejmie działania dla sfinalizowania tego wniosku, jako że apel w tej sprawie uchwaliła w listopadzie 2005 r. Krajowa Narada Aktywu Turystyki Górskiej. Nie sfinalizowano natomiast rozważanego kilkakrotnie na zebraniach KTG pomysłu nadania imienia W.Krygowskiego jednemu ze schronisk górskich PTTK.
W stulecie urodzin i osiem lat po śmierci jednego z najwybitniejszych ludzi gór, honorowego członka PTTK, długoletniego działacza i pracownika Towarzystwa, wieloletniego redaktora naczelnego „Wierchów”, pisarza i publicysty, w imieniu zespołu redakcyjnego „Gazety Górskiej” zgłaszam pod adresem Komisji Turystyki Górskiej i Zarządu Głównego PTTK wniosek o
NADANIE NOWEMU SCHRONISKU PTTK NA HALI MIZIOWEJ POD PILSKIEM IMIENIA WŁADYSŁAWA KRYGOWSKIEGO .
...
Wiesław A. Wójcik
Co widać po słowackiej stronie, czyli co Polacy wiedzą o Słowakach
(fragment)
Jakże często wędrowcy, którzy z tatrzańskich czy beskidzkich szlaków patrzą ku południowi, zadają sobie pytanie, co widać po słowackiej stronie? Zaciekawienie budzą nie tylko poszczególne góry i pasma górskie zamykające ów południowy horyzont, ale także wsie i miasteczka licznie rozsiane w dolinach. Pytanie, co widać, i kim są ludzie zamieszkujący te piękne krainy, legło u korzeni polskiego zainteresowania Słowacją, które poczęło się mniej więcej z początkiem XIX stulecia, bodaj czy nie z chwilą ukazania się wiekopomnego Staszicowego Ziemiorodztwa, w którym uczony ksiądz pomieścił także kilka uwag o ludach bytujących po południowej stronie Tatr.
Od czasów Staszica Polacy coraz częściej kierowali swą uwagę ku Górnym Węgrom, jak wtedy zwano obszar dzisiejszej Słowacji, dostrzegając przy tym z sympatią, że lud tamtejszy włada swoim, zbliżonym do polskiego, językiem i posiada własną kulturę, odmienną od kultury innych nacji tam spotykanych, głównie Węgrów i Niemców. Przez cały wiek XIX na łamach różnych polskich czasopism, a także osobnych wydawnictw książkowych publikowane były rozmaite doniesienia i wspomnienia z podróży po Słowaczyźnie, wszakże ich rozproszenie w czasie i w przestrzeni wydawniczej obejmującej w końcu wszystkie trzy zabory sprawiało, że ów nurt wiedzy o narodzie słowackim jakby tonął pośród wielu innych zagadnień.
Zresztą – jak pisał Roman Zawiliński – „narody słowiańskie budzą w nas zwykle o tyle interes, o ile historyczne lub polityczne stosunki zmuszają nas do tego. Toteż – stwierdzał dalej z ubolewaniem – jeszcze o sąsiadach ze wschodu i zachodu mamy jakie takie wyobrażenie; [natomiast] o Słowianach znad Wagu i Hronu [...] wiemy prawie tyle, co o Samojedach lub Czukczach”. Słowa te pomieścił we wstępie do książki swojego autorstwa, zatytułowanej Słowacy, ich lud i literatura (Warszawa 1899), którą napisał właśnie po to, by ową lukę w naszej wiedzy wypełnić.
...
Ryszard M. Remiszewski
Śląski Dom pod Trzema Koronami
(fragment)
Dr Michał Grażyński – wojewoda śląski w okresie 1926-31, a w późniejszych latach harcmistrz i przewodniczący Biura Skautów Słowiańskich, inicjował i wspierał zakładanie ośrodków harcerskich w Buczu i Górkach Wielkich. Łaskawym okiem patrzył na wszelkie inicjatywy wypoczynku młodzieży śląskiej. Dlatego, gdy Wojewódzka Komisja Turystyczna w Katowicach, poszukująca na prośbę dyrektorów szkół śląskich miejsca dla wypoczynku i rekreacji młodzieży szkolnej wybrała miejsce w Pieninach, spotkała się od razu ze wsparciem wojewody.
W 1928 roku Komisja uruchomiła dom wycieczkowy w Sromowcach Wyżnich, początkowo tylko dla młodzieży szkolnej wyjeżdżającej w Pieniny; dom niewielki, bo na 40 łóżek. Równocześnie czyniono usilne starania wynajęcia innego obiektu w sąsiadujących Sromowcach Niżnych, które bardziej odpowiadały organizatorom. Stosownego obiektu na dom wycieczkowy nie znaleziono. To rozczarowanie sprawiło, że zdecydowano się na budowę własnego obiektu. W tym celu w 1929 zakupiono parcelę u podnóża masywu Trzech Koron i postanowiono niezwłocznie przystąpić do budowy, według planu opracowanego przez inż. Jana Biasiona, ówczesnego kierownika wydziału budowlanego Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Katowicach.
Mało kto dziś pamięta, że po wizji lokalnej reprezentantów Państwowej Rady Ochrony Przyrody i na wniosek tejże Rady przesunięto lokalizację obiektu spod Trzech Koron na łąkę nad Dunajcem, po prawej stronie Potoku Szopczańskiego. Schronisko budowane było według najnowszych ówczesnych wzorców i wymagań technicznych. Budynek o czterech piętrach, 20 m wysokości, wyposażono w wodociąg, łazienki, nowoczesne sanitariaty. „Schronisko Śląskie”, zwane także „Śląskim Domem”, oddano do użytkowania w 1930 roku, a jego strzelista kompozycja i usytuowanie na tle masywu Trzech Koron wspaniale harmonizowało z otoczeniem i od samego początku zachwycało zwiedzających.
Do wybuchu II wojny światowej pełniło rolę popularnego domu kolonijnego i wycieczkowego dla dzieci i młodzieży szkół śląskich. W porozumieniu z Polskim Towarzystwem Tatrzańskim udostępniało jedno z pomieszczeń na stację turystyczną. Podczas okupacji hitlerowskiej w budynku mieścił się posterunek Grenzschutzu. Schronisko szczęśliwie przetrwało okupację i po zakończeniu wojny do 1962 była tu strażnica graniczna WOP. W tym roku obiekt przejął ówczesny Zarząd Okręgu PTTK w Krakowie i przekazał do dyspozycji Oddziałowi PTTK Huty im. Lenina, który kosztem ponad 1 miliona odremontował i zaadaptował obiekt do obsługi wczasów pracowniczych Huty, przeznaczając pewną ilość miejsc dla turystów indywidualnych. Władysław Krygowski z nadzieją pisał w „Wierchach” (R.33), że „...odzyskany dla turystycznych celów budynek nie powinien zamienić się na dom wczasowy, lecz służyć wszystkim turystom jako schronisko”.
. . .
opr. Janusz Konieczniak
Raptularz górski
1 stycznia 2006 r. Muzeum – Orawski Park Etnograficzny w Zubrzycy Górnej przeszedł pod zarząd Małopolskiego Urzędu Marszałkowskiego.
1 stycznia 2006 r. na Słowacji wprowadzono nowe opłaty za przejazd drogami I kategorii. Dla samochodów osobowych do 3,5 tony opłata roczna wynosi 1100 SK, tygodniowa 150 SK. Dla samochodów od 3,5 tony do 12 ton – roczna 9000 SK, tygodniowa 1000 SK, dzienna 250 SK.
3 stycznia 2006 r. w Zubrzycy Górnej, w wieku 87 lat zmarł Stanisław Wałach, emerytowany nadleśniczy, folklorysta, założyciel zespołów regionalnych na Orawie i Podhalu, założyciel i wieloletni prezes orawskiego oddziału Związku Podhalan, literat i członek kolegium redakcyjnego „Podhalanki”.
7 stycznia 2006 r. oficjalnie otwarto sześcioosobowy wyciąg krzesełkowy na Kotelnicy w Białce Tatrzańskiej. Jest to piąty wyciąg wybudowany przez istniejącą od 5 lat spółkę białczańskich przedsiębiorców na tym wzniesieniu. Długość wyciągu wynosi 1350 m, różnica wzniesień 200 m, przepustowość 3000 osób na godz., czas przejazdu 4,5 min.
8 stycznia 2006 r. zagrała Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy w schroniskach PTTK na Hali Krupowej i Kudłaczach, w których zebrano 13046,69 zł, w tym na Hali Krupowej zebrano 8818,73 zł i Kudłaczach 4227,96 zł.
12 stycznia 2006 r. w Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu odbył się wernisaż wystawy ekslibrisu Krzysztofa Kmiecia „Góry, turystyka i sport w ekslibrisach”.
12 stycznia 2006 r. w Warszawie, podpisane zostało porozumienie pomiędzy Polskim Związkiem Alpinizmu i Parkiem Narodowym Góry Stołowe, określające zasady współpracy w zakresie udostępniania obszarów wspinaczkowych na terenie PNGS wspinaczom należącym do klubów zrzeszonych w PZA.
14 stycznia 2006 r. w Bielsku-Białej wręczono statuetki laureatom plebiscytu „Osobowość Ziem Górskich” ogłoszonego przez Stowarzyszenie Koalicja Marek Ziem Górskich. Wśród wyróżnionych w kategorii „Osobowość Ziem Górskich” laureatką została Elfryda Trybowska, przewodnik beskidzki, wieloletnia działaczka PTTK w Rabce, współzałożycielka Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Grupy Podhalańskiej i ratownik GOPR.
21 stycznia 2006 r. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie odbyło się zebranie sprawozdawczo-wyborcze Małopolskiego Forum Przewodników PTTK, na którym wybrano 11. osobowy zarząd w składzie: Andrzej Żakowski (przewodniczący), Krzysztof Hudzik (sekretarz), Barbara Jarocka (skarbnik), Jan Noworyta, Urszula Ormicka, Alicja Piech, Wiesław Piprek, Tadeusz Stępień, Andrzej Szczepek, Stanisław Winter, Maria Zadora.
22 stycznia 2006 r. w Krakowie, w wieku 59 lat zmarł Andrzej Wojtasik, mgr praw, przewodnik tatrzański II kl., członek AKPT im. Z i W.H. Paryskich w Krakowie.
24 stycznia 2006 r. w Kurii Biskupiej w Krakowie przy ul. Franciszkańskiej z arcybiskupem Stanisławem Dziwiszem i ks. infułatem Januszem Bielańskim spotkali się przewodnicy miejscy, beskidzcy, terenowi i tatrzańscy na dorocznym opłatku noworocznym.
28 stycznia 2006 r. minęła 100. rocznica urodzin Władysława Krygowskiego (1906-1998), prawnika, taternika, przewodnika beskidzkiego i tatrzańskiego, działacza turystycznego, literata i redaktora „Wierchów”
7 lutego 2006 r. w Galerii Klubu 2 KZ w Krakowie, odbył się wernisaż wystawy fotograficznej „W ojczyźnie Czyngis-Chana i nie tylko” Jerzego Bogusława Nowaka, przewodnika tatrzańskiego, beskidzkiego i terenowego.
16 lutego 2006 r. w Orawicach nieopodal przejścia granicznego w Chochołowie został uruchomiony 4-osobowy wyciąg krzesełkowy o przepustowości 2400 osób/godz. Do dyspozycji narciarzy są dwie sztucznie naśnieżone trasy o długości 1100 i 1300 m i różnicy wzniesień 240 m. Nadmienić należy, że dodatkową atrakcją jest bezpośrednie sąsiedztwo z geotermalnym kąpieliskiem Meander Park.
16 lutego 2006 r. w siedzibie Społecznego Instytutu Ekologicznego w Warszawie odbyła się konferencja prasowa dotycząca apelu polskich naukowców do ministra środowiska domagając się uruchomienia procedur administracyjnych, nakładających na PKL obowiązek sporządzenia raportu oceny oddziaływania przebudowy kolejki linowej na Kasprowy Wierch na otaczające środowisko. Apel ten podpisało 56 naukowców wśród których byli prof. Stefan Kozłowski, prof. Zbigniew Mirek i prof. Henryk Okarma.
18-19 lutego 2006 r. w Starym Sączu i Poroninie miały miejsce obchody 160-lecia Powstania Chochołowskiego, w ramach których odbyła się konferencja popularnonaukowa „Ks. Michał Głowacki a Powstanie Chochołowskie w 160. rocznicę wydarzeń. Organizatorami obchodów było Polskie Towarzystwo Historyczne – oddziały w Nowym Targu i Nowym Sączu, Towarzystwo Miłośników Starego Sącza, Muzeum Regionalne im. Seweryna Udzieli w Starym Sączu, Urząd Miasta Nowego Sącza, parafia rzymskokatolicka św. Marii Magdaleny w Poroninie i wójta gminy Poronin. Honorowy patronat nad uroczystościami objęli JE ks. biskup Stanisław Dziwisz – metropolita krakowski i JE ks. biskup Wiktor Skworec – ordynariusz diecezji tarnowskiej.
19 lutego 2006 r. w Warszawie, w wieku 71 lat zmarł Andrzej Zboiński, absolwent Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego, turysta, taternik, działacz turystyczny i członek KW (od roku 1968), współzałożyciel Mazowieckiego Klubu Górskiego „Matragona”.
25 lutego 2006 r. w Karkonoszach uruchomiono nowe schronisko – Śląski Dom. Budynek należał do straży granicznej i został przekazany jeleniogórskiemu starostwu, które wydzierżawiło obiekt Henrykowi Czarskiemu. W schronisku posiadającym 70. miejsc noclegowych powstaje Ośrodek Edukacji Górskiej, który będzie propagował turystykę w Karkonoszach.
5 marca 2006 r. w Nowym Sączu, w wieku 72 lat zmarł Wacław Woźniak, przewodnik tatrzański i beskidzki, długoletni działacz turystyczny O/PTTK „Beskid” w Nowym Sączu.
15 marca 2006 r. minęło 70 lat Polskich Kolei Linowych, kiedy po 227 dniach ciężkiej pracy na szczyt Kasprowego Wierchu wjechał pierwszy wagonik kolejki. To 15 marca 1936 r. narodziła się spółka, z której wyłoniły się PKL.
18 marca 2006 r. w kościele OO Karmelitów na Piasku w Krakowie poświęcono tablicę pamiątkową Walerego Eljasza, która zostanie zamontowana na fasadzie domu przy ul. Karmelickiej 23.
21 marca 2006 r. w Krakowie, w wieku 74 lat zmarł red. Mieczysław Kasprzyk, przewodnik miejski, działacz turystyczny Koła Grodzkiego PTTK i O/Krakowskiego PTTK.
24 marca 2006 r. w Krakowie, w wieku 85 lat zmarł Leszek Luszowicz, prawnik, narciarz, taternik, miłośnik gór i góralszczyzny, przewodnik tatrzański II kl., członek Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki.
Tomasz Dygała
100 lat turystyki akademickiej a teraźniejszość
(fragment)
W 2006 mija 100 lat zorganizowanej turystyki akademickiej w Polsce. W 1906, we Lwowie, powstał, założony przez Mieczysława Orłowicza, legendarny Akademicki Klub Turystyczny. Była to pierwsza organizacja zrzeszająca turystów – studentów, nastawiona na poznawanie nowych terenów, „odkrywanie” nowych, nieznanych obszarów. Jeden klub, za to jego dziedzictwo jest przeogromne. Z tradycji lwowskiego AKT czerpały i czerpią dziesiątki o ile nie setki obecnych klubów turystycznych, nawiązujących do tradycji AKT. Wystarczy spojrzeć na nazwę – „akatów” się namnożyło. Zwłaszcza przed 1989 modne było korzystanie z tej nazwy, niejako na przekór władzy ludowej, nawiązywano do lwowskiej tradycji, stąd silne eksponowanie nazwy AKT. W 1986 hucznie obchodzono 80 rocznicę powstania AKT Lwów. Ukazały się rocznicowe wydawnictwa a wydawane w tym czasie publikacje studenckie opatrzone były logo AKT. Kulminacją był złaz na Przełęczy Orłowicza w Bieszczadach. Jednak samo posługiwanie się nazwą i logo to nie wszystko. Cechą charakterystyczną turystyki studenckiej jest jej intensywność w okresie studiów oraz eksploracja nowych terenów. To właśnie przewodnicy studenccy dokonali w 1980 przejścia łuku Karpat, wyprawy studenckie docierały w najdalsze i najwyższe góry Świata, przewodnicy studenccy po 1989 r. zaczęli prowadzić wycieczki w niedostępne przez lata Gorgany i Czarnohorę. Obecnie na topie są Karpaty Rumuńskie. Specyfiką turystyki studenckiej jest duży nacisk na kształcenie kadr – dotyczy to zarówno studenckich kół przewodnickich jak też „normalnych” kół. W środowisku akademickim popularne są, nieco zapomniane w skali całego PTTK, kursy na uprawnienia Organizatora Turystyki. Cechą charakterystyczną jest przygotowywanie ludzi do prowadzenia grup w nieznanym terenie i wzbudzanie ciekawości świata wśród kursantów. Pomimo że z formalnego punktu widzenia OT niewiele daje, nieustannie są chętni do tego żeby nabyć pewną, wcale niemałą, wiedzę z zakresu turystyki i krajoznawstwa. Jest to doskonałym punktem wyjścia do uzyskiwania dalszych uprawnień kadry programowej PTTK i uprawnień państwowych przy wysokim stopniu zdawalności.
...
Krzysztof R. Mazurski
REQUIEM DLA „NA SZLAKU”
Jeszcze po wakacjach 2005 roku nic nie zapowiadało kresu. W miarę jednak żółknięcia listowia zaczęły docierać do redakcji wrocławskiego miesięcznika „Na szlaku”, wydawanego przez Oddział Wrocławski PTTK, niepokojące wieści o możliwości zamknięcia tytułu. Jako redaktor naczelny, który związany był z nim od ponad dwudziestu lat (startował na początku lat osiemdziesiątych jako wprawdzie biuletyn, ale od początku o zacięciu krajoznawczo-podróżniczym), nie miałem okazji uczestniczyć w rozmowach na ten temat. Z drugiej, a niekiedy nawet trzeciej ręki dowiadywałem się różnych rzeczy, do których nie mogłem się ustosunkować. Fakt – sam sobie byłem winien, bo nie skorzystałem z pisemnego zaproszenia na zebranie Zarządu Oddziału mającego w tematyce sprawę magazynu czytywanego w całej Polsce, także i poza PTTK, głównie sieci empików. No cóż, w dni zebrań musiałem oddawać się sprawom zawodowym, innych nie znaleziono – dla mnie, członka Oddziału od 1963 r. Sytuacja stała się dla mnie bezpośrednio niepokojąca, gdy najpierw pojawiło się opóźnienie numeru listopadowego, przeciągające się na grudzień i styczeń. Wtedy właśnie zostałem poinformowany, iż czasopismo zostaje czasowo zawieszone, a redakcja – rozwiązana.
Nie dano mi więc nawet szansy pożegnać czytelników i współpracowników, a było ich tak wielu, jak wielu autorów – wszyscy pisali bowiem od siebie, społecznie. Świadczy o tym dziewięć wielce udanych letnich spotkań, także zagranicą, np. w Wysokich Taurach, Szwecji. To spotkania jesienne i zimowe – na nartach śladowych. Nie mogłem na tej drodze podziękować najwytrwalszym współpracownikom, jak Andrzej Matuszczyk, Grzegorz Pisarski i Juliusz Wysłouch – zwłaszcza ten ostatni poniósł wielkie zasługi organizacyjne. To także najbliższe obsłudze redakcyjnej osoby – stały sekretarz Stanisław Nosol, jego syn Mariusz – od techniki składu, który zastąpił społecznie (zresztą wszyscy tak pracowaliśmy) Piotra Dacko. To dziesiątki, a może nawet setki autorów-amatorów, dzielących się swoją wiedzą, doświadczeniami i przeżyciami. Byliśmy chyba jedynymi tego typu czasopismem, powstającym w całości dzięki swoim czytelnikom!
Wskutek różnym oddziaływaniom zmienialiśmy profil tematyczny. Najważniejsza zmiana miała miejsce sporo lat temu, gdy pod wpływem wieloletniemu przewodniczącemu KTG ZG PTTK Markowi Staffie (sam często u nas pisywał) poświęciliśmy się górom. Byliśmy pierwszym górskim magazynem w Polsce! Kto dziś o tym wie i pamiętam? Wielu autorów wykształciło się u nas, podejmując własne inicjatywy czasopiśmiennicze i publikacyjne. Oferowaliśmy stałą kolumnę wspomnianej Komisji – niestety, poza przewodniczącym nikt do niej nie pisał, więc zamknęliśmy ją. Potem oferowaliśmy to miejsce Podkomisji Klubów Górskich KTG ZG PTTK. Poza kilkoma zrywami też do niej nic nie napływało. A jakże chętnie narzekamy na brak przepływu informacji w Towarzystwie i braku dostępu do społeczeństwa! A tymczasem byliśmy jedynym rynkowym czasopismem PTTK o takiej częstotliwości. Niedawno Zarząd macierzystego Oddziału wymusił na redakcji „zejście” na niziny, poszerzenie tematyki. Ostrzegałem: zakończy się tak jak z dawnym „Gościńcem”. No i tak się stało, nie dano nam nawet wejść w dwudziesty rok wydawania. Za nami 196 numerów: lepszych, gorszych… Jednakże przeglądając wszystkie roczniki można zdumieć się, jakie bogactwo wiadomości one zawierają: o górach, Polsce, świecie, historii, recenzji i opinii czytelników. To przecież – po złożeniu w całość, encyklopedia schronisk beskidzkich i sudeckich, gór karpackich i sudeckich, częściowo europejskich. Poradniki, kolekcjonerstwo, edukacja ekologiczna szeroko pojęta, kultura – to wiedza ciągle do czytania i wykorzystywania. Przykre, że niewiele naszych oddziałów było zainteresowane prenumeratą miesięcznika.
Przygarnęła mnie życzliwie redakcja „Gazety Górskiej” – jednak Kraków ma więcej serca do gór niż Wrocław. Stąd więc przepraszam wszystkich Czytelników za niedokończony rocznik 2005 i żegnam ich. Do zobaczenia – na szlaku (górskim)!
Od Redakcji „Gazety Górskiej”:
Przykro nam bardzo z powodu zawieszenia czy też likwidacji bratniego Czasopisma. Otwieramy nasze łamy dla Krzysztofa R.Mazurskiego i Jego znakomitych Współpracowników. Witajcie! Piszcie do nas! Czekamy na Wasze teksty!
Janusz Rygielski
REZERWAT TURYSTYCZNY W AUSTRALII
(fragment)
W połowie lat dziewięćdziesiątych rząd stanu Queensland, generalnie ignorujący sprawy ochrony środowiska, zdobył się na niezwykły wyczyn, wykupując farmę o powierzchni 6 300 ha i przyznając jej status parku regionalnego, mającego służyć społeczeństwu. Zakupu dokonano w ramach Regionalnego Programu Otwartej Przestrzeni (Regional Open Space Scheme), czemu towarzyszyła akcja propagandowa sławiąca nabytą przez podatników posiadłość jako “klejnot w koronie” (jewel in the crown). Ta “skromna” posiadłość obejmuje górską dolinę ograniczoną grzbietami wznoszącymi się nieco ponad 1000 m n.p.m., przylegającą do Parku Narodowego Mt Mistake, leżącego na głównym grzbiecie Wielkich Gór Wododziałowych (Great Dividing Range). Wysokość tysiąca metrów n.p.m. z polskiej perspektywy nie wydaje się imponująca, ale biorąc pod uwagę, iż dno doliny znajduje się na poziomie ok. 200 m m.p.n., różnice względne sięgają 800 m., a więc podobnie jak odcinek z Morskiego Oka do Przełęczy pod Chłopkiem, czy od poziomu Nowego Targu do wierzchołka Turbacza.
Mieszkańcy nieco uśpionego kwinslandzkiego miasteczka Gatton i okolic, pozbawionych atrakcyjnych terenów turystycznych, przyjęli wiadomość o sprezentowaniu im parku regionalnego z wielkim entuzjazmem. Dostrzegli w tym fakcie wielką szansę ściągnięcia na ich teren turystów zainteresowanych wędrówkami górskimi, obserwacją ptaków, jazdą na koniach i rowerach górskich oraz pojazdami terenowymi, a ponadto biwakowaniem „na dziko”. W dotychczasowej koncepcji klasyfikowania terenów górskich jako parki narodowe lub obszary o charakterze rozrywkowo - cyrkowym, ten model korzystania z różnych typów rekreacji, oparty na podstawowej infrastrukturze, wydawał się rozwiązaniem nowatorskim i inspirującym. W pewnym stopniu przypomina on koncepcje rezerwatu turystycznego w Bieszczadach, opublikowaną w 1973 roku.
Jakkolwiek cała górna część doliny Tenthill od niepamiętnych czasów służyła wypasom bydła, co wiązało się z mocnym przetrzebieniem lasów, to jednak topografia terenu sama obroniła nieco przyrodę przed inwazją cywilizacji. Stoki opadające w dolinę są w wielu miejscach bardzo strome, występują tam partie skalne, z których najbardziej znana jest turnia, z pewnych lokalizacji przypominająca ruiny zamczyska w Rytrze. Stanowi ona znak firmowy doliny i daje jej nazwę Glen Rock Regional Park. Stworzone przez człowieka hale pozwalają podziwiać wspaniałe górskie panoramy. Niektóre doliny stają się w wyższych partiach wąwozami, nierzadko porośniętymi dżunglą. Ten górski teren jest na tyle interesujący, że informację na jego temat podają na swej stronie internetowej mieszkający w Brisbane Szwajcarzy.
Przy wjeździe do Parku znajduje się typowe australijskie miejsce piknikowe – kilka zadaszonych stołów z ławami, a dwa kilometry dalej duży kemping z wydzielonymi stanowiskami pod namioty i samochody oraz eleganckie toalety i prysznice. Noclegi na kempingu są bezpłatne. Po drugiej stronie drogi znajduje się placówka kulturalna, czyli Centrum Interpretacyjne, zlokalizowane w starej jednoizbowej chacie, w którym obejrzeć można zdjęcia i plansze prezentujące różne aspekty przyrodnicze i gospodarcze oraz historię Parku.
Na tym sporym obszarze wytyczono parę krótkich szlaków o łącznej długości kilku kilometrów. Dnem doliny prowadzi droga jezdna (zwykle zamknięta), a od niej odchodzą w każdą boczną dolinkę, a także na niektóre grzbiety, dawniej używane trakty. W wielu miejscach można wędrować według własnego uznania.
W dni powszednie czasami ktoś rozbije namiot na kempingu. W górach nigdy nie spotkałem nawet jednej istoty ludzkiej. Podczas weekendu kemping potrafi być nawet wypełniony, ale korzystający z niego spędzają czas głównie przy stołach lub nad potokiem. Niektórzy korzystają z przygotowanych dla nich szlaczków. Na dalsze wędrówki udają się nieliczni. Aby spopularyzować Park, jego administracja otwiera czasami główną drogę dla właścicieli pojazdów z napędem na cztery koła. Raz w roku, w maju, odbywa się tu huczna impreza – w rodzaju ludowego festiwalu składająca się z “rodeo”, a więc ujarzmiania koni, oraz występów estradowych. Nie wiedząc o tym obyczaju wybrałem się tam kiedyś w niewłaściwą niedzielę maja i głośną muzykę słyszałem nawet na najwyższym szczycie.
Park Regionalny Glen Rock wprowadza w podobny nastrój jak niegdyś Bieszczady, Beskid Niski i Pogórze Dynowskie. Znajdują się w nim resztki drewnianych konstrukcji oraz sadów. Zachowało się też wiele polan wcześniej wykorzystywanych na wypasy. Niestety, podobnie jak olcha szara wkracza na nie brazylijska lantana, wyjątkowo paskudny, kolczasty chwast, zakrzaczający niektóre niższe partie Parku w sposób uniemożliwiający poruszanie się. Stare drogi zamieniają się w ścieżki stanowiące niegdyś część sieci komunikacyjnej w dolinie. Ponieważ w miejsce bydła wkraczają kangury więc ta dawna sieć miesza się z nowszą, wydeptaną przez zwierzęta. O ile drogi niegdyś wybudowane przez człowieka dokądś tam prowadziły to kangurze szlaki funkcjonują w sposób zupełnie dla niego niezrozumiały. Skutek jest taki, że do pojawiających się ni z tego ni z owego ścieżek nie można się odnosić z zaufaniem. Nigdy nie wiadomo dokąd doprowadzą i lepiej trzymać się sprawdzonych reguł wędrowania po górach bez szlaków.
Krótko po uspołecznieniu Parku Glen Rock zacząłem po nim wędrować samotnie odkrywając różne interesujące turnie, urwiska i hale grzbietowe ze wspaniałymi widokami, a także przepiękne stanowiska drzew trawiastych (grass tree) rozsiane po całym obszarze. Krajobraz okolic Glen Rock przypomina mocno typowe widoki gór w okolicach Brisbane, wykorzystywanych do wypasów. Jednakże ze względu na fakt, że są to zwykle tereny prywatne, nie wolno po nich wędrować. Ponadto teren zabrany kilka lat temu krowom czy owcom zawsze piękniej pachnie niż aktualnie użytkowany.
Poznawszy tę rozległą dolinę wprowadziłem do niej kilkakrotnie australijską PTTK-owska grupę. Uczestnicy wędrowali wiele kilometrów główną doliną, weszli na najwyższy szczyt Mt Machar, zdobyli Glen Rock i Mt Philp oraz odwiedzili Red Rock – wspaniały płaskowyż zbudowany z czerwonej wulkanicznej skały, zakończony wielkim urwiskiem.
. . .
|