Nr 65 pażdziernik-grudzień 2008 Nr 64 lipiec-wrzesień 2008 Nr 63 kwiecień-czerwiec 2008 Nr 62 styczeń-marzec 2008 Nr 61 wrzesień-grudzień 2007 Nr 60 lipiec-wrzesień 2007 Nr 58-59 styczeń-czerwiec 2007 Nr 57 październik-grudzień 2006 Nr 56 lipiec-wrzesień 2006 Nr 55 kwiecień-czerwiec 2006 Nr 54 styczeń-marzec 2006 Nr 53 październik-grudzień 2005 Nr 52 lipiec-wrzesień 2005 Nr 51 kwiecień-czerwiec 2005 Nr 50 styczeń-marzec 2005 Nr 48-49 lipiec-grudzień 2004 Nr 47 kwiecień-czerwiec 2004 Nr 46 marzec 2004 Nr 45 grudzień 2003 Nr 44 październik 2003 Nr 43 czerwiec 2003 Nr 42 marzec 2003 Nr 41 grudzień 2002 Nr 40 październik 2002 Nr 39 czerwiec 2002 Nr 38 marzec 2002 Nr 37 grudzień 2001 Nr 36 wrzesień 2001 Nr 35 czerwiec 2001 Nr 34 marzec 2001 Nr 33 grudzień 2000 Nr 32 wrzesień 2000 Nr 31 maj 2000 Nr 30 marzec 2000 Nr 29 grudzień 1999 Nr 28 październik 1999 Nr 27 lipiec 1999 Nr 26 marzec 1999 Nr 25 grudzień 1998 Nr 24 wrzesień 1998 Nr 23 czerwiec 1998 Nr 22 marzec 1998 Nr 20-21 grudzień 1997 Nr 19 wrzesień 1997 Nr 18 czerwiec 1997 Nr 17 marzec 1997 Nr 16 grudzień 1996 Nr 15 wrzesień 1996 Nr 14 czerwiec 1996 Nr 13 grudzień 1995 - luty 1996 Nr 12 listopad 1995 Nr 11 sierpień 1995 Nr 10 maj 1995 Nr 9 styczeń-luty 1995 Nr 8 grudzień 1994 Nr 7 listopad 1994 Nr 6 sierpień 1994 Nr 5 maj 1994 Nr 4 luty 1994 Nr 3 grudzień 1993 Nr 2 września 1993 Nr 1 maj 1993
|
Spis treści Gazety Górskiej nr 3-4/48-49 R 13 LIPIEC - GRUDZIEŃ 2004
str. 1, 14
Polonijny buschwalking [fot.3 J. Rygielski] – Janusz Rygielski
str. 2, 3
cd. Polonijny buschwalking
Z problematyki ochrony i udostępniania jaskiń – Wojciech W. Wiśniewski
str. 4
Na zlocie – Eugeniusz Gnacik
Podwójny jubileusz – Andrzej Matuszczyk
Raptularz – Janusz Konieczniak
str. 5
Tajemnice Beskidu Małego [fot. 1 T. Guzek] – Zbigniew Kubień
cd. Raptularz
str. 6
Rewolucja w Tatrach – inf. PAP
Złote gody Babiogórskiego Parku Narodowego [fot. 1 P. Krzywda]– Urszula Janicka-Krzywda
100 lat kapliczki na Jaworzynie Kamienieckiej [fot. 1 P. Krzywda] – Urszula Janicka-Krzywda
str. 7
Góry Polski – Andrzej Matuszczyk
Listy – Polemiki
- Lech Rugała
Nauka poszła w góry – Wojciech Biedrzycki
str. 8
Moje przymierze z Tatrami – Edmund Zaiczek
Zima 2004/2005 – Komunikat KTN ZG PTTK
Wiersze o górach – Józef Czechowicz
Przygoda na czerwonym – Andrzej Matuszczyk
str. 9
Krzywda włoskiej damy – Sylwester Jedynak
cd. Raptularz
str. 10
75 lat Oddziału w Sanoku [fot. 1 Eta Zaręba]- Krzysztof Prajzner
str. 11
Święto baraniogórców – Ryszard M. Remiszewski
cd. Raptularz
str. 12
Szczelinie Wielki – rzeźby natury w piasku – Andrzej Wojtoń
„Zielony Domek” jak nowy – Wojciech Stankiewicz
Górski dekalog [fot. 1 k. Wojtasiński] – Krzysztof Wojtasiński
str. 13
Krzyżówka dla wędrowców – opr. Krzysztof Wojtasiński
Zbigniew Gorbaczewski
Helena Waryas-Marcinkowska – Patrycja Marcinkowska
Tu kupisz Gazetę Górską
Stopka redakcyjna
wkładka literacka
Przygoda na czerwonym szlaku – Agata Kapłon
Janusz Rygielski
POLONIJNY BUSHWALKING*
Z peryferii Ipswich, satelity Brisbane, gdzie zamieszkałem po przyjeździe do Australii, codziennie mogłem oglądać Flinders Peak - strzelistą skalistą górę, niepodobną do znanych mi europejskich szczytów. Wydawała się ogromna, choć wznosiła się zaledwie 679 m nad poziomem morza. Z mapy jednak wynikało, że góra startuje z wysokości 50 metrów, nieco więc przekracza ścianę Giewontu.
Jak się do niej dostać? Samochodu nie miałem, ale udało się kupić stary rower za 20 dolarów. Zona akurat powierzyła mi opiekę nad dzieckiem, więc wsadziłem małego brzdąca w nosiłki i w potwornym upale przepedałowałem kilkanaście kilometrów. Droga skończyła się przed bramą prowadzącą do jakiejś posiadłości. Zsiadłem z bicykla i zacząłem zastanawiać się co dalej robić z tak pięknie rozpoczętym dniem.
Po paru minutach pojawił się farmer, któremu, częściowo łamaną angielszczyzną częściowo na migi, wyjaśniłem, że chciałbym odbyć górską wycieczkę, wskazując na Flinders Peak. Miejscowy uśmiechnął się życzliwie i powiedział, że owszem mogę wędrować jego posiadłościami, ale nie na Flinders ponieważ ta góra do niego nie należy i wskazał niepozorne, zalesione wzgórze „Możesz iść tam”.
Moja twarz pokazała mu chyba zranioną dumę górołaza, która nie akceptowała tej uprzejmości. Rozłożył więc ręce i aby podkreślić niestosowność mojego zachowania dodał: „W Australii rowerzystom nie wolno wozić dzieci na plecach.”
Uprzejmie podziękowałem i popedałowałem z powrotem.
* * *
Po tak udanym starcie wbiegliśmy z Jackiem na oba wierzchołki Mt Barney, góry sklasyfikowanej na trzecim miejscu w Australii (tough), po Federation Peak na Tasmanii i Mt Gower na Lord Howe Island (Australian Mountains – The Best 100 walks). Mt Barney ma zaledwie 1365 m wysokości, ale podejście wynosi 1139 m, a zatem więcej niż z Morskiego Oka na Rysy. Pod wzlędem różnicy wysokości biją go tylko Mt Bartle Frere na północy stanu Queensland (1542 m) i Feathertop w Wiktorii (1372 m).
Na kolejną wycieczkę wybrałem się w listopadzie z Jackiem, jego dwunastoletnim synem i nieżyjącym już kolegą, którego nazwiska nie wymienię ze względu na jego niedyspozycję żołądkową i ogólną spowodowaną przepiciem w nocy poprzedzającej wędrówkę. Pojechaliśmy do Parku Narodowego Lamington, z zamiarem przejścia legendarną trasą ekipy ratunkowej, która w 1937 r., tnąc dziewiczą dżunglę, szła po dwóch ocalałych rozbitków samolotu Stinson. Jeden z nich miał połamane nogi i musiał być zniesiony na noszach.
* * *
Małolaty wspinały się po skałach, brodziły potokami, przebijały przez lantanę, i wędrowały bez ścieżek przez dżunglę. Syn przyjaźnił się w szkole z Wietnamczykiem, który miał liczną rodzinę. Czasem na wycieczki jeździło więc dwoje i więcej rodzeństwa. Któregoś dnia, kiedy rano przyjechałem po młodych turystów, przywitał mnie ojciec rodziny i powiedział, że właśnie przyleciały z Wietnamu dwie siedemnastoletnie bratanice, które też chciałyby poznać bushwalking. W samochodzie nie miałem już więcej miejsca, ale na szczęście w pobliżu mieszkał kolega, na którego w takiej sytuacji mogłem liczyć. Zaprowadziłem towarzystwo wąwozem Palm Gorge na Mt Greville, a potem do rzadko odwiedzanego naturalnego basenu na stoku skalistej góry. Zwyczajowo, po zakończeniu wędrówki, wiozłem dzieci do miejsca piknikowego, gdzie wydawałem obfity lunch. Tym razem był on wyjątkowy, bo dziewczyny przejęły inicjatywę. Z kolegą udaliśmy się na zasłużony spoczynek, a znakomite jadło na sposób wietnamski zostało nam podane na trawie.
Dzieci polskie oraz innych imigrantów akceptowały trasy wędrówek bez problemu, ale młodzi Australijczycy nie mogli pojąć faktu, że przybysz z dalekiego kraju, w dodatku posługujący się dziwną odmianą angielskiego, której nie mogli zrozumieć, prowadzi ich w miejsca, o których nie słyszeli ich rodzice. Kiedyś zabrałem kilku szkolnych kolegów Marka na Mt Cordeaux, swoim własnym wariantem, bez jakiejkolwiek ścieżki, przez gęstą dżunglę. Mały Kay dreptał tuż za mną przez dwie godziny i chyba z dziesięć razy pytał: „Mr Tatuś, are you sure that this is the right way?”.
Jak co roku, w początkach grudnia 2003 r. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie odbyło się doroczne sympozjum KTG.
Tym razem temat sympozjum brzmiał:
Góry chronić - czy udostępniać.
Wygłoszonych zostało wiele interesujących referatów, jednak z przyczyn technicznych nie ukazały się one drukiem.
Organizatorzy zaproponowali ich druk w Gazecie Górskiej.
Poniżej prezentujemy jeden z nich.
Redakcja
(skróty)
Wojciech W. Wiśniewski
Z problematyki ochrony i udostępniania jaskiń
Zagadnienie, które jest tematem konferencji "góry udostępniać by chronić", bodaj najdobitniej uwidacznia się w przypadku jaskiń. I one są przedmiotem mojego doniesienia, w którym zasygnalizuję tylko kilka związanych z tym problemów.
Przemiot ochrony
Na wstępie wyjaśnijmy, co ma być przedmiotem ochrony - czym są jaskinie, są to bowiem obiekty bardzo szczególne. Unikalne z tego powodu, że są to jedyne obiekty geograficzne - formy geomorfologiczne, które definiowane są względem wielkości ludzi. Otóż jaskinie to naturalne próżnie skalne o wymiarach umożliwiających ich penetrację przez człowieka. Dodajmy przy tym odrazu że jaskinie to jedyne obiekty geograficzne, których w zasadzie nie da się poznać ani tym bardziej zbadać bez wejścia do nich człowieka. Nie skonstruowano jeszcze urządzeń, które mogłyby nas w tym względzie zastąpić.
Jaskinie są niezwykłe także z tego też powodu, że są wciąż jeszcze niepoznane i są one przedmiotem ostatnich prawdziwych odkryć geograficznych, w pierwotnym i podstawowym znaczeniu tego terminu. Ten podziemny świat jest dopiero na bardzo wstępnym etapie poznania. Nawet w Polsce co roku odkrywane są nowe jaskinie. Jak jest to czasem łatwe dobrze pokazuje przykład Sympozjum Spelologicznego, które odbyło się w końcu października 2002 roku na terenie Niecki Nidziańskiej. W czasie jednej z sesji terenowych odkryto sporą, bo ok. 30 metrowek długości nieznaną wcześniej jaskinię, a w dwu dalszych jaskiniach odkryto nowe otwory i kilkadziesiąt metrów korytarzy. Każdy rok na świecie przynosi nie tylko odkrywanie setek, a może już tysięcy jaskiń, ale nawet odkrywanie nowych, nieznanych wcześniej speleologii regionów jaskiniowych. Obecnie - jak można szacować - znamy ponad 250 tysięcy jaskiń. Istnieją we wszystkich kontynentach i częściach świata niemal dosłownie od bieguna południowego do północnego. Większość z nich, bo ok. 180 tysięcy poznano na terenie Europy. Najwięcej zaś w Alpach - ok. 25 tysięcy. To pierwsze miejsce Europy wynika jedynie z faktu bardzo nierównomiernego speleologicznego rozpoznania poszczególnych rejonów świata, najsilniejszego właśnie w Europie. Jaskinie mogą powstawać we wszystkich typach skał, nawet w super odpornych piaskowcach kwarcytycznych. Geneza ich może być różna - najliczniejsze są jednak jaskinie krasowe (ok. 90% znanych nam dziś jaskiń).
Dziś nie wiemy jeszcze, nie tylko jak wiele jest na Ziemi jaskiń, ani też tego jakich rozmiarów będą największe jaskinie, ale nawet tego, gdzie te największe jaskinie się znajdują. Aktualnie najdłuższa znana jaskinia świata - Jaskinia Mamucia znajdująca się w Stanach Zjednoczonych ma już blisko 600 kilometrów długości. Najgłębszą zaś jest Jaskinia Krubera w Kaukazie która ma ponad 1700 metrów głębokości. Tu dla lepszego uświadomienia tej wielkości przypomnę, że różnica wysokości między Morskim Okiem, a Rysami to tylko 1100 metrów. Ale jak się okazuje są to wielkości jeszcze dalekie od możliwości Ziemi. Niektórzy geolodzy na podstawie porównania znanych sieci korytarzy jaskiniowych do powierzchni na jakiej mogły one powstać sugerują, że możliwe jest istnienie jaskiń o długości liczonej w tysiącach kilometrów - według takich szacunków w górach nad rzeką Leną niedaleko Bajkału może istnieć jaskinia o niewyobrażalnej długości ponad 40 tysięcy kilometrów. Natomiast jak chodzi o jaskinie o rekordowej głębokości, to największa stwierdzona barwieniami deniwelacja systemu jaskiniowego przekracza już 2,5 kilometra. System ten znajduje się w Meksyku. Ale nie jest to jeszcze kres potencjału Ziemi. Zdaniem geologów możliwe jest istnienie, gdzieś w Ameryce środkowej i Chinach jaskiń o głębokości przekraczającej 3000 metrów, a w Pamirze nawet jeszcze większej. Przed ok. 10 laty poznano tam w północnym Karakorum wapienny masyw górski, w którym jest ok. 4,5 kilometra różnicy wysokości między krasowym plateau, a wielkimi wywierzyskami u podnóża. Z tym że łączności między nimi nie potwierdzono barwieniami, gdyż masyw ten znajduje się w rejonie wojskowym, a dziś - ze względu na sytuację polityczną - jest jeszcze trudniej dostępny.
*****
Podobnie jest z jaskiniami. Tam gdzie człowiek nie chodzi jaskinie nierzadko znikają. Albowiem obecność ludzi często spowalnia tempo niszczenia jaskiń, ogranicza rozwoj roślinności i związane z tym zasypywanie otworów i wypełnianie wstępnych części jaskiń liścmi i próchnicą, a także rumoszem skalnym. Doskonale to widać na przykładzie Pienin. W wielu miejscach tych gór, gdzie nikt nie chodzi, po jaskiniach pozostały tylko zagłębienia lub po strop zasypane wejścia. Dodajmy, że cechą charakterystyczną Pienin jest to, że tamtejsze jaskiniowe otwory i to nawet dużych rozmiarów są łatwo zasypywalne, wobec ilości spadających tam obecnie kamieni, i masowo zsuwającej się ze stromych stoków próchnicy. Niektóre z jaskiń, ze względu na cyrkulację powietrza, zasypywane są po strop liśćmi (jak np. Jaskinia w Bramie Pienińskiej, którą liście wypełniają już niemal po strop). Zwrócmy przy tym uwagę, że często jaskinie giną w ten sposób też jako miejsca schronienia nietoperzy, bo całkiem zamykane są jedyne do nich wejścia. Tracimy w ten sposób też obiekty, które - jak położony przy wielkim stożku piargu wysypującym się ze środka Ligarków, którego otwór zawalony jest już niemal po strop kamieniami - mogą być interesujące i cenne archeologicznie. Znajduje się bowiem w tzw. ciepłej części przełomu Pienińskiego, gdzie po stronie słowackiej jest znane stanowisko epoki brązu, jedyne stanowisko archeologiczne we wnętrzu Pienin.
Zwróćmy jeszcze uwagę na inne negatywne skutki takiej ochrony. Zamyka ona dostęp ludziom prawym, którzy o jaskinie by dbali, a nie przejmują się nią niszczyciele. Brak turystów często sprawia, że miejscowa ludność z większą swobodą wykorzystuje jaskinie jako śmietniki. Jaskinie nieudostępnione do zwiedzania na terenach chronionych, ale położone blisko ścieżek, są dziś często mocno zanieczyszczone fekaliami, czego przykładem jest Piec Górny - niewielka jaskinia położona w Pieninach tuż przy Drodze Pienińskiej. Tam gdzie mogą chodzić ludzie taka sytuacja się nie zdarza.
*****
Chlubnym wyjątkiem był kamieniołom w Kletnie w Sudetach, w którym w 1966 roku otworzyło się wejście do jaskini Niedźwiedziej. Była tak piękna, że postanowiono udostępnić ją do zwiedzania. Dzięki temu przetrwała.
Niestety jednak od tego czasu w kamieniołomach w Polsce w zasadzie "nie odkryto" już żadnej jaskini. Jak można się było nieoficjalnie dowiedzieć od pracowników kamieniołomów, w razie otworzenia się wejścia do jakiejś jaskini, mieli oni nie tylko zakaz informowania o tym, ale nawet nakaz przyśpieszenia tempa robót by jaskinię zniszczyć, albo musieli jak najszybciej ją zasypać. Starano się by wiedza o takim odkryciu nie wyszła na zewnątrz zakładu, w obawie przed możliwością zamknięcia pracy kamieniołomu.
Teraz zjawisko takie szczególnie nasilone jest w kamieniołomie wapienia w górze Połom w Wojcieszowie, w górach Kaczawskich. Trwa tam pełna dewastacja jaskiń. O wielu jaskiniach jakie tam były w ogóle nie wiemy, a rejestry jaskiń poznanych tam wcześniej, coraz bardziej przypominają zbiór nekrologów. W ich opisach pojawiają się słowa "zniszczona", "zasypana". By jakoś ten problem rozwiązać przed 3 laty zorganizowano pod patronatem Unii Europejskiej specjalną sesję "ochrona przyrody nieożywionej w kontakcie z przemysłem". Przedstawiciele zakładu w obecności naukowców z uniwersytetów w Poznaniu i Sosnowcu oraz urzedników z regionalnych instytucji ochrony przyrody zobowiązali się wtedy do współpracy z grotołazami. Ale potem co cenniejsze jaskinie i tak zasypano. W czasie tego sympozjum dowiedziano się o istnieniu, znanej już od dawna pracownikom zakładu, niezwykłej jaskini długości 130 metrów. Po jej zbadaniu okazało się, że zawiera ona szatę naciekową może nawet piękniejszą od tej w Jaskini Raj i Niedźwiedziej. Jaskinię nazwano Kryształową, bo zawiera m.in. kryształową wannę, formę unikalną w skali Polski a ze względu na jakość wykształcenia kryształów może też i w skali Europy. Obok odkryto drugą równie piękną jaskinię Zimową. By uchronić je od zniszczenia, grotołazi zaproponowali zostawienie tzw. "świadka", i przedstawili projekt udostępnienia jaskiń do zwiedzania, co mogło przynosić dochód. Zaatakowano ich wtedy w mediach, że zmierzają oni do zamknięcia kamieniołomu i pozbawienia ludzi pracy. Jeden z przedstawicieli instytucji odpowiedzialnych za ochronę przyrody zaproponował żeby kryształy z jaskini wyciąć i przenieść do piwnicy w muzeum. Niedługo potem jaskinie zasypano. Dodam że podobna sytuacja ma miejsce i w innych krajach. Np. we Włoszech, gdzie kamieniołomy słynnych karraryjskich marmurów zjadają całe góry wraz z jaskiniami. Zagroziły one istnieniu najgłębszej jaskini Włoch Antro Corchia. Są jednak nadzieje, że jaskinia ta ocaleje, bo w 2001 roku część tej jaskini udostępniono dla ruchu turystycznego.
Jak więc widać, często "udostępniać" znaczy nie tylko ochronić, ale "ocalić".
Wojciech W. Wiśniewski
PODWÓJNY JUBILEUSZ
W dniach 22-24 października 2004 roku w Tarnowie odbyła się znacząca impreza związana z naszym Towarzystwem. Oddział PTTK „Ziemi Tarnowskiej” w Tarnowie święcił podwójny jubileusz 80-lecia i 50-lecia Koła Przewodników „Leliwa”.
Goszczący w Tarnowie Prezes PTTK – Janusz Zdebski w propagowaniu piękna polskiej ziemi, miłości do Ojczyzny, kształtowaniu przyjaźni na górskim szlaku – upatruje wypełnianie najszlachetniejszych wartości oraz najbardziej trwałego sposobu kontynuacji misji PTTK od roku 1873. Nasze Towarzystwo może i powinno kształtować taki właśnie model uprawiania turystyki jako przeciwwagę dla bezdusznej komercji osiągającej obecnie szczyty popularności.
Jakby kontynuując myśl naszego szefa – Prezydent Tarnowa zwrócił uwagę, że gdy ubiera plecak i rusza na turystyczny szlak wszelkie troski i kłopoty zostają w siedzibie jego urzędu a sam staje się w jednej chwili innym, lepszym człowiekiem.
Małopolskę odwiedza rocznie 4 miliony turystów. Tarnowska ziemia, przede wszystkim dzięki pracy PTTK w pełni ukazuje swoje krajoznawcze bogactwo z podkreśleniem aspektów patriotycznych uprawiania turystyki – potwierdził Wicemarszałek Województwa Małopolskiego i reprezentanci Wojewody Małopolskiego. Starostwo w Tarnowie ocenia „Ziemię Tarnowską” bardzo wysoko również poprzez edukacyjną rolę tutejszego środowiska przewodnickiego skupionego w „Leliwie” i dobry stan szlaków turystycznych.
Prezes Oddziału PTTK w Tarnowie – Andrzej Łabno uważa, że kierowany przez niego Oddział a przez Juliana Lewanderskiego – Koło Przewodników robią tylko to, co do nich należy. Starają się kontynuować dziedzictwo takich nestorów turystyki jak ks. Walenty Gadowski, czy pierwszych turystów w historii związanych z dziejami tej ziemi – jak m.in. Beata Łaska.
Dla najpełniejszego ukazania swojego dorobku podwójny jubilat przygotował specjalną ekspozycję typu historyczno-krajoznawczego w tarnowskim ratuszu pod tytułem „Historia turystyki na Ziemi Tarnowskiej” obejmującą m.in. szczegółowe kalendarium wydarzeń a zarazem dokonań dla turystyki w całym regionie. Tarnów pozostaje jednym z ważnych ośrodków przewodnictwa beskidzkiego, któremu przewodzi Koło „Leliwa” wypełniające takie najważniejsze wg. Tadeusza Staicha kanony przewodnickie: ...Przewodnik to człowiek dobrze wychowany i taktowny. Jest w równej mierze dobrym fachowcem, co przyjacielem i towarzyszem na szlaku wędrówki...
Wśród lawiny wyróżnień i odznaczeń – co jest normalne dla tak znaczących jubileuszy szczególnie zapamiętałem podnoszące prestiż patriotyczny i historyczny tej Ziemi „Dukaty Tarnowskie” od Prezydenta Tarnowa oraz „Grosze Tarnowskie” od Starosty Tarnowskiego.
Uroczystość w sali lustrzanej Banku Przemysłowo Handlowego, tradycyjnego już miejsca nie tylko PTTK-owskich jubileuszy zaszczycili czterej Członkowie Honorowi PTTK: Zbigniew Siudak z Bochni oraz Barbara Twaróg, Zbigniew Twaróg i Zbigniew Kresek z Krakowa.
Andrzej Matuszczyk
Raptularz górski
1 lipca 2004 r. minęło 15 lat od powstania z inicjatywy Oddziału Pienińskiego PTTK w Szczawnicy, Schroniska PTTK pod Bereśnikiem.
4 lipca 2004 r. w Lipnicy Wielkiej odbyło się jubileuszowe XXX Święto Pasterskie połączone z 10. rocznicą powołania Fundacji „Children in Crisis”, której siedziba znajduje się w Schronisku Babiogórskim w Przywarówce, 50-leciem Babiogórskiego Parku Narodowego i 80-leciem administracji lasów państwowych.
9 - 15 lipca 2004 r. w Krynicy został zorganizowany I Ogólnopolski Festiwal Fotografii Przyrodniczej i Krajoznawczej. Organizatorem imprezy było Stowarzyszenie Artystów „Młode Sztuki”.
17 lipca 2004 r. w Krynicy Zdroju na placu przed kinem „Jaworzyna” (ul. Piłsudskiego), odsłonięto pomnik Jana Kiepury, wielkiego tenora, częstego bywalca tego uzdrowiska. Inicjatorami budowy pomnika byli członkowie Towarzystwa Kulturalnego im. Jana Kiepury, a wykonawcą zakład Piotra Piszczkiewicza w Podłężu k/Krakowa.
17 lipca 2004 r. w Krakowie w wieku 78 lat zmarł Wiesław Żakowski, uczestnik powstania warszawskiego, ekonomista, wieloletni prezes WSS „Społem” w Krakowie, przewodnik beskidzki I kl., przodownik turystyki górskiej, turysta i działacz turystyczny.
17 lipca 2004 r. w Sądeckim Parku Etnograficznym w Nowym Sączu konsekrowano cerkiew p.w. św. Dymitra Męczennika przeniesioną ze wsi Czarne w Beskidzie Niskim. W uroczystościach udział wzięli: Janusz Sepioł marszałek małopolski, Jan Martyniak, metropolita greckokatolickiej Diecezji Przemysko-Warszawskiej oraz grekokatolicy i turyści, którzy zjechali z całego regionu.
21 lipca 2004 r. w Sromowcach Niżnich w wieku 58 lat zmarła Helena Waryas Marcinkowska, kierownik Schroniska PTTK „Trzy Korony” (od 1985 r.), działaczka społeczno-kulturalna założycielka zespołu regionalnego „Małe Flisaki” oraz wiceprezes Koła Związku Podhalan w Sromowcach Niżnich.
6 – 7 sierpnia 2004 r. pracownicy TPN i słowackiego TANAP liczyli wędrujących turystów po Tatrach. Podsumowanie akcji nastąpiło w Tatrzańskiej Łomnicy 11 sierpnia, z której wynika, że: w pierwszym dniu liczenia, na teren Tatr weszło ok. 45 tys. osób, w tym po polskiej stronie 27354 osoby, a po słowackiej ok. 18 tys. W drugim dniu w Tatrach Polskich było 24685, a w trzecim 23454 osób.
7 sierpnia 2004 r. po trzech latach przerwy, z peronu Skansenu Taboru Kolejowego w Chabówce wyruszył zabytkowy pociąg retro na trasie Rabka Zdrój – Mszana Dolna. Przejażdżka trwająca 4 godziny kosztuje 6 zł wraz ze zwiedzaniem skansenu. W tym roku w od sierpnia do września zorganizowano 8 kursów.
7 – 8 sierpnia 2004 na Kudłaczach odbył się 13 Nadzwyczajny Chodnicek Staicha. Tradycyjnie spotkali się przyjaciele i sympatycy na trasach Beskidu Myślenickiego wspominając Tadeusza Staicha, pisarza, poetę, żołnierza AK i przewodnika tatrzańskiego oraz partyzantów AK walczących na tym terenie w okresie okupacji niemieckiej.
14 sierpnia 2004 r. na szczycie Lubania w Gorcach uroczyście poświęcono krzyż papieski, który ma przypominać górskie wędrówki Papieża. Inicjatorem budowy krzyża był proboszcz z Ochotnicy Dolnej ks. Stanisław Wojcieszak.
21 sierpnia 2004 r. w stanicy harcerskiej „Berdo” położonej nad zalewem w Myczkowcach (Bieszczady) została zorganizowana przez sanockich harcerzy, „II Bieszczadzka Biesiada Artystyczna” poświęcona piątej rocznicy śmierci Jerzego Harasymowicza, autora ponad 50 tomików poezji, w których większość wierszy poświęcił przyrodzie Podkarpacia, krajobrazowi Bieszczad i krainie Łemków.
22 sierpnia 2004 r. na Hali Krupowej odbyło się kolejne spotkanie górali babiogórskich pod nazwą „V Juzyna na Hali”. W ramach tej imprezy odbyło się wmurowanie tablicy upamiętniającej górską wycieczkę w okolicy Babiej Góry. Organizatorem spotkania był sidziński oddział Związku Podhalan przy współpracy kierownictwa schroniska PTTK na Hali Krupowej.
3 września 2004 r. w Sromowcach Wyżnych uroczyście wprowadzono do obiegu emisję polsko-słowackiego znaczka „Flisacy na Dunajcu”. Atrakcją tych uroczystości było przewiezienie poczty tratwami z przystani Sromowce-Kąty do Czerwonego Klasztoru i dalej do Szczawnicy.
4 września 2004 r. w Ośrodku Kultury Turystyki Górskiej PTTK na Jaworzynie Krynickiej zaprezentowano program dydaktyczny obejmujący „ścieżkę przyrodniczo-edukacyjną i stanowisko edukacyjne pn. „Przyroda pasma Jaworzyny”. „Ekomuzeum Jaworzyna” otrzymało siedzibę w budynku Ośrodka KTG PTTK na Jaworzynie Krynickiej dzięki wysiłkom przedstawicieli: Leśnego Zakładu Doświadczalnego Akademii Rolniczej w Krakowie, krynickiego koła Polskiego Klubu Ekologicznego, Kolei Gondolowej i Oddziału PTTK w Krynicy.
5 września 2004 r. Oddział Tatrzański PTTK w Zakopanem zaprezentował Schronisko PTTK w Roztoce w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”. Podczas uroczystości, kierownik schroniska Marek Pawłowski otrzymał Złotą Honorową Odznaką PTTK, Grażyna Pawłowska Dyplom Honorowy PTTK, a Jan Krupski, wybitny przewodnik tatrzański został wyróżniony Odznaką Zasłużonego Przewodnika PTTK.
9 września 2004 r. w Rymanowie spłonęła 30 metrowa drewniana wieża XVIII-wiecznego kościoła pw. Św. Wawrzyńca. Powodem pożaru była iskra spawalnicza podczas wykonywania prac remontowych.
10 –12 września 2004 r. w rejonie Wysowej w Beskidzie Niskim odbył się II Rajd im. Edwarda Moskały i Jana Boruckiego. Organizatorem rajdu był Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie i Tygodnik Podhalański.
11 września 2004 r. w salonie wystawowym muzeum Orawskiego Parku Narodowego w Zubrzycy Górnej otwarto wystawę pt. „Marian Kornecki na orawskim gościńcu”.
11 września 2004 r. w Górach Stołowych odbyły się X Międzynarodowe Zawody w Ratownictwie Górskim z udziałem zespołów z poszczególnych grup GOPR oraz ratowników górskich z Czech i Niemiec.
12 września 2004 r. Oddział PTTK w Jeleniej Górze zaprezentował Schroniska PTTK Samotnia i Strzecha Akademicka w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”.
16 września 2004 r. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie odbyła się konferencja prasowa w związku z uznaniem przez ministra edukacji, internetowego szkolenia GOPR „W górach bezpiecznie” jako ośrodka dydaktycznego, zalecanego do użytku szkolnego.
16 września 2004 r. w Śródmiejskim Ośrodku Kultury w Krakowie odbył się wernisaż wystawy fotograficznej „Transylwania” Jerzego Bogusława Nowaka, przewodnika tatrzańskiego i beskidzkiego, taternika, podróżnika, turysty i przodownika GOT. Wystawa została zorganizowana w ramach jubileuszu 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki w Krakowie i czynna będzie do 3 października.
17 września 2004 r. włodarze Jasła przypomnieli o 60 rocznicy wysiedlenia mieszkańców i zburzenia miasta przez hitlerowskiego okupanta. Jasło, jedno z najpiękniejszych miast Podkarpacia zostało zniszczone jesienią 1944 r. w 97 proc. nie w wyniku działań wojennych, ale zaplanowanej z premedytacją akcji. Z 1150 domów ocalało zaledwie 39, tym samym stając się najbardziej zniszczonym miastem w Polsce podczas II wojny światowej.
17 września 2004 r. w Krakowie zmarł Kazimierz Masłowski, mgr inż. architektury, absolwent ASP i AWF, artysta malarz, członek Związku Polskich Artystów Plastyków, działacz i propagator narciarstwa, instruktor wykładowca, członek Międzynarodowych Stowarzyszeń Instruktorów, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, prezes Stowarzyszenia Instruktorów i Trenerów PZN, honorowy prezes Stowarzyszenia STTN-PZN i PZN.
18 września 2004 r. w Krakowie, w wieku 77 lat zmarł Jerzy Burzyński, turysta, przewodnik beskidzki i terenowy, przodownik GOT i strażnik Ligi Ochrony Przyrody.
18 września 2004 r. Muzeum Podkarpackie w Krośnie obchodziło 50-lecie działalności.
19 września 2004 r. Oddział PTTK „Beskid” w Nowym Sączu zaprezentował Schronisko PTTK im. Władysława Stendery na Hali Łabowskiej w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”.
19 września 2004 r. we Frydmanie odbyły się uroczystości związane ze 100-leciem urodzin Michała Balary (1904-1988), nauczyciela, pisarza, spiskiego działacza regionalnego, miłośnika góralszczyzny i honorowego członka Związku Podhalan.
19 września 2004 r. w Muzeum Wsi Radomskiej w Radomiu przyznano tegoroczne nagrody im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”. Z Podhala i Orawy laureatami zostali: Janina Jarosz-Walczakowa – malarka na szkle, poetka, Andrzej Haniaczyk – śpiewak, tancerz, budowniczy instrumentów muzycznych, popularyzator kultury orawskiej, i Józef Pitoń – tancerz, śpiewak, gawędziarz i popularyzator kultury podhalańskiej.
26 września 2004 r. Oddział PTTK w Rzeszowie zaprezentował Schronisko PTTK na Małej Rawce w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”. Udział w spotkaniu wzięło ponad 150 uczestników, wśród nich członkowie ZG PTTK: Agnieszka Wałach, Jerzy Kapłon, Andrzej Tereszkowski oraz prezes spółki Bieszczadzkie Schroniska i Hotele w Sanoku - Józef Szymbara.
28 września 2004 r. radni miasta i gminy Piwniczna–Zdrój jednogłośnie uchwalili przystąpienie tegoż uzdrowiska do Związku Międzygminnego „Perły Beskidu Sądeckiego”.
29 września 2004 r. w Muzeum Historycznym, Pałac w Dukli odbyła się konferencja naukowa pt. „Tędy szli... Operacja Karpacko-Dukielska – retrospekcja 60 lat później” z udziałem historyków wojskowości z Czech, Słowacji, Ukrainy i Polski.
Operacja Karpacko-Dukielska rozpoczęła się 8 września 1944 roku z udziałem radzieckiej 38 Armii w której skład wchodził 1 Korpus Czechosłowacki. Po krwawych walkach, w których zginęło ponad 120 tys. żołnierzy, Przełęcz Dukielską zdobyto 6 października 1944 r.
2 października 2004 r. na Lubaniu w Gorcach została odsłonięta tablica upamiętniająca zniszczone i utracone na Kresach Wschodnich schroniska górskie, ich gospodarzy i korzystających z ich gościnności turystów. Inicjatorem powstania tablicy i wmurowania jej w ruiny zniszczonego w czasie działań wojennych schroniska był ks. Stanisław Wojcieszak, proboszcz z Ochotnicy Dolnej i Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie.
2 października 2004 r. minęło 10 lat od podpalenia przez nieznanych sprawców, XVIII w. kościółka drewnianego p.w. Św. Krzyża na Piątkowej Górze.
3 października 2004 r. jubileusz 120-lecia uruchomienia jednej z najpiękniejszych linii kolejowych w Polsce na trasie Nowy Sącz – Chabówka, uczczono przejazdem pociągiem retro z Nowego Sącza do Mszany Dolnej przez Marcinkowice, Limanową, Tymbark, Dobrą, Kasinę Wielką.
3 października 2004 r. Oddział Krakowski PTTK prezentował Schronisko PTTK na Hali Krupowej w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK” połączona z Jubileuszowym 50. Zlotem turystów na Hali Krupowej. Udział wzięło ponad 450 uczestników.
4 października 2004 z inicjatywy pracowników Gorczańskiego Parku Narodowego w kaplicy Bulandy na szczycie Jaworzyny Kamienickiej została odprawiona msza święta z udziałem dziewięciu kapłanów w stulecie ufundowania kapliczki. Intencją mszy był m.in. spokój duszy fundatora – słynnego gorczańskiego czarownika i znachora Bulandy.
6 października 2004 r. w Wysowej odbyły się małopolskie obchody Światowego Dnia Turystyki. Wśród ponad 20 laureatów konkursu Wielkie Odkrywanie Małopolski znalazły się m.in. Lipnica Wielka, Zawoja (w kategorii - miejscowość), galeria Anny i Eugeniusza Boguckich z Zakopanego (w kategorii - atrakcje turystyczne), Hotel „Litwor” z Zakopanego (w kategorii – baza noclegowa), karczma „Redykołka” w Zakopanem i karczma „Góralsko Strawa” w Nowym Targu (w kategorii – baza gastronomiczna). Dyplom Marszałka Województwa Małopolskiego za wkład w rozwój turystyki i promocję turystyki województwa małopolskiego przyznano Marianowi Fersterowi, prezesowi Koła Przewodników Tatrzańskich im. Macieja Sieczki z Krakowa.
10 października 2004 r. Oddział PTTK z Międzygórza był gospodarzem prezentacji Schroniska PTTK im. Zbigniewa Fastnachta na Śnieżniku w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”.
15 października 2004 r. w Muzeum Podkarpackim w Krośnie odbyła się sesja popularnonaukowa na temat: „Armia Krajowa w operacji zbrojnej Burza na Podkarpaciu. Organizatorami byli: Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Krośnieńskiej i Muzeum Podkarpackie.
16 października 2004 r. przed kościołem Najświętszego Salwatora przy ul. Bronisławy w Krakowie odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą ks. Ferdynandowi Machayowi. Ks. Ferdynand Machay (1889-1967), Orawianin, gorliwy działacz zabiegający o przyłączenie Spisza i Orawy do Polski po I wojnie światowej, od 1924 roku związany z Krakowem, gdzie poświęcił się pracy duszpasterskiej i społecznej. W latach 1937-1944 był proboszczem parafii Najświętszego Salwatora, a od roku 1944 archiprezbiterem kościoła Mariackiego.
16-17 października 2004 r. na Przysłopie pod Baranią Górą obchodzono 10-lecie powstania Babiogórskiego Ośrodka Kultury Turystyki Górskiej PTTK w Beskidzie Śląskim „U źródeł Wisły”.
17 października 2004 r. w Szczawnicy obchodzono 30-lecie istnienia Pienińskiego Oddziału Związku Podhalan, aktualnie liczącego około 200 osób. Pieniński Oddział Związku Podhalan został założony 13 stycznia 1974 r. a kolejnymi prezesami byli: Józef Gabryś, Jan Hamerski, Stanisław Majerczyk, Stanisław Wiercioch, a od 2002 r. Marek Ciesielka. Na przestrzeni tego czasu honorowymi członkami Związku Podhalan zostali: Michał Słowik-Dzwon, Dominik Malinowski, Anna Wiercioch, Aniela Krupczyńska, Helena Zachwieja i Anna Mastalska.
17 października 2004 r. Oddział Górnośląski w Katowicach prezentował Schronisko PTTK na Równicy w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”.
21-23 października 2004 r. w Krakowie, Nowym Targu i Bukowinie Tatrzańskiej odbyła się Międzynarodowa Konferencja naukowa pod hasłem „Góry i góralszczyzna w dziejach i kulturze pogranicza polsko-słowackiego”.
22 października 2004 r. w Jabłonce odbyła się Konferencja „Babia Góra – nasze wspólne dziedzictwo” wieńcząca obchody 50-lecia Babiogórskiego Parku Narodowego.
23 października 2004 r. z inicjatywy PTTK w Schronisku PTTK w Dolinie Chochołowskiej uroczyście odsłonięto tablicę upamiętniającą próbę startu 12/13 października 1938 r. balonu „Gwiazda Polski” mającą na celu ustanowienie nowego rekordu wysokości. Załogę tworzyli: pilot kpt. Zbigniew Burzyński i dr Konstanty Narkiewicz-Jodko. Próba zakończyła się wybuchem i uszkodzeniem powłoki podczas napełniania balonu wodorem.
23 października 2004 na zamku w Lesku, odbył się nadzwyczajny Zjazd Delegatów Grupy Bieszczadzkiej GOPR, na którym na prezesa wybrano Pawła Sikorę i do zarządu dokooptowano Witolda Zabierowskiego. W czasie uroczystości 6 kandydatów złożyło ślubowanie i otrzymali nominację na stopień ratownika.
24 października 2004 r. Oddział PTTK w Wałbrzychu prezentował Schronisko PTTK Andrzejówka w ramach akcji ZG PTTK „Rok Schronisk Górskich PTTK”.
25 października 2004 r. w Zakopanem, w wieku 93 lat zmarł Jerzy Ustupski, olimpijczyk, narciarz, wioślarz, taternik, ratownik górski i działacz ruchu regionalnego, turystycznego i sportowego.
2 listopada 2004 r. rozpoczęto kolejny etap budowy ekspresowej „Zakopianki” pomiędzy Myślenicami a Lubniem.
5 listopada 2004 r. w galerii fotografii Przedsiębiorstwa Geologicznego S.A. w Krakowie, odbył się wernisaż fotografii Jacka Płonczyńskiego pt. „Tatry i przewodnicy” w ramach obchodów 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki.
6 listopada 2004 r. w Rabce uroczyście obchodzono 50-lecie istnienia Podhalańskiej Grupy GOPR. Najbardziej zasłużonych ratowników wyróżniono medalami i odznaczeniami, wśród których Adam Jurczakiewicz otrzymał Krzyż Kawalerski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, Władysław Mlekodaj i Jan Szejki – Krzyże Komandorskie Orderu Odrodzenia Polski i Jan Chrustek – Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. W czasie uroczystości 15 kandydatów złożyło ślubowanie i otrzymali nominację na stopień ratownika.
8 listopada 2004 r. w galerii Klubu 2 Korpusu Zmechanizowanego w Krakowie odbył się wernisaż fotografii Jerzego Bogusława Nowaka pt. „Góry Świata” z okazji 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki i 25-lecia Szkolnego Koła Krajoznawczo-Turystycznego „Kałamarz” przy SP nr 70 i Gimnazjum nr 27 w Krakowie.
10 listopada 2004 r. pojawiła się nowa rozszerzona wersja strony internetowej – www.topr.pl.
12 –14 listopada 2004 r. w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego w Zakopanem odbył się VI Zjazd delegatów Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Prezesem PTT wybrano ponownie Antoniego Leona Dawidowicza (Kraków), a jego zastępcami zostali: Janusz Badura (Bielsko-Biała), Jerzy Piotr Krakowski (Mielec) i Włodzimierz Janusik (Łódź). Honorowe członkostwo PTT otrzymali: Marian Tadeusz Bielecki (ratownik GOPR z Bielska-Białej), Ryszard Kaczorowski (prezydent RP na obczyźnie), prof. Jacek Kolbuszewski (Wrocław), prof. Zbigniew Mirek (Kraków), Stanisław Trębacz (działacz PTT w Chrzanowie) i Maciej Zaremba (działacz PTT w Nowym Sączu). Obecnie Polskie Towarzystwo Tatrzańskie liczy ok. 1500 członków zrzeszonych w 20 oddziałach na terenie całego kraju.
15 listopada 2004 r. w kawiarni „Pod ogródkiem” w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, odbył się wernisaż wystawy malarstwa Małgorzaty Szpunar, Jana Krupskiego i Jacka Wiśniewskiego pt. „Piękno gór utrwalone” z okazji 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki w Krakowie.
19 listopada 2004 r. w godzinach popołudniowych wiatr wiejący z szybkością 200 km/godz. wyrządził bardzo duże straty w drzewostanie w górach, na Orawie i w miejscowościach podtatrzańskich, szczególnie po południowej stronie Tatr (Słowacja). Po stronie południowej u podnóża Babiej Góry, w obwodzie ochronnym Orawa oraz Krowiarki wichura zdewastowała ponad 4 do 5 tysięcy m3 lasów, a w Gorcach uszkodziła linię energetyczną, powodującą ponad tygodniową przerwę w dostawie energii elektrycznej do schroniska na Turbaczu.
25 listopada 2004 r. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, odbył się wernisaż fotografii Irminy Butkiewicz-Mazurkiewicz pt. „Przewodników portret własny” w ramach 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki w Krakowie.
25 listopada 2004 r. z okazji 50-lecia Koła Przewodników Tatrzańskich im. Macieja Sieczki, w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie odbyło się uroczyste Walne Zebranie Koła na którym wręczono najbardziej zasłużonym przewodnikom tatrzańskim odznaczenia państwowe, resortowe i organizacyjne. Złoty Krzyż Zasługi otrzymali: Jan Jabłoński i Janusz Konieczniak, Srebrny Krzyż Zasługi – Krzysztof Kosiński i Wojciech Winkel, Brązowy Krzyż Zasługi – Bożena Chramęga, Odznakę Honorową „Za Zasługi dla Turystyki – Jacek Dobrowolski, Marian Ferster i Liwiusz Matus, Odznakę „Zasłużony Przewodnik PTTK” – Marian Ferster, Złote Honorowe Odznaki PTTK – Jacek Budziaszek, Bożena Chramęga, Artur Mida, Jan Puchalski i Wojciech Winkel, Srebrne Honorowe Odznaki PTTK – Jerzy Bogusław Nowak i Andrzej Serafin, Dyplomem ZG PTTK wyróżniono Jana Matysiaka, a Dyplomem Zarządu Oddziału Krakowskiego PTTK – Jerzego Kochmana i Pawła Kroha. Koło Przewodników Tatrzańskich im. M. Sieczki otrzymało okolicznościowy medal COTG PTTK. Ponadto wyróżniono okolicznościowymi dyplomami Koła osoby ściśle współpracujące z Kołem.
26 listopada 2004 r. w Mszanie Dolnej, po czterech latach została ostatecznie podpisana umowa przekazująca słynną „Orkanówkę” (dom Władysława Orkana, gorczańskiego pisarza i poety) gminie Niedźwiedź przez nowotarskie Starostwo Powiatowe i Muzeum im. Władysława Orkana w Rabce.
30 listopada 2004 r. o godz. 18.20, Zakopane, Kraków, powiat nowotarski i nowosądecki nawiedziło trzęsienie ziemi. Według Głównego Obserwatorium Sejsmologicznego w Ojcowie, wstrząsy miały siłę 3,6 stopni w otwartej skali Richtera, natomiast w 12-stopniowej tzw. skali opisowej osiągnęły 6. stopień. Epicentrum znajdowało się w okolicy Czarnego Dunajca, 10 km pod powierzchnią Ziemi i 10 km na północny zachód od Zakopanego.
1 grudnia 2004 r. w wieku 70 lat zmarł Michał Źrołka (25.10.1934 – 1.12.2004), łemkowski pisarz, przyjaciel Nikifora. Pochowany został na starym cmentarzu nieopodal cerkwi w Wierchomli.
1grudnia 2004 r. w Tatrzańskim Parku Narodowym wprowadzono zarządzenie dyrektora TPN o ruchu pieszym, rowerowym oraz uprawianiu narciarstwa na terenie Tatr. Z zarządzenia wynika, że szlaki tatrzańskie nie będą zamykane przed jego użytkownikami, a turysta informowany o stopniu zagrożenia lawinowego sam będzie musiał podjąć decyzję o ryzyku eskapady górskiej i ponosić z tym ryzykiem odpowiedzialność. Zarządzenie zostało opracowane we współpracy z ratownikami TOPR i obowiązywać będzie przez rok, po czym możliwe będzie wprowadzenie ewentualnych korekt.
2 grudnia 2004 r. w siedzibie Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK, z inicjatywy Wydawnictwa Bezdroże i Centralnej Biblioteki Górskiej PTTK w Krakowie odbyła się promocja turystycznych przewodników narciarskich po górach Polski wydanych w „Serii z falą”.
2-5 grudnia 2004 r. w hali sportowej Akademii Ekonomicznej w Krakowie odbył się II Krakowski Festiwal Górski, w którym udział wzięli m.in. Leszek Cichy, Aleksander Huber, Ryszard Pawłowski, Piotr Pustelnik i Krzysztof Wielicki oraz przedstawiciele Tatrzańskiego Parku Narodowego z dyr. Pawłem Skawiński i ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Organizatorami festiwalu byli: TKN Wagabunda, wspinanie.pl i czasopismo „Góry”.
4 grudnia 2004 r. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie, odbyło się sympozjum pt. „Uzdrowiska górskie w Polsce” zorganizowane przez Komisję Turystyki Górskiej ZG PTTK.
4 grudnia 2004 r. w drewnianym kościółku p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej w Zakopanem został poświęcony sztandar ufundowany dla Koła Przewodników Tatrzańskich im. Macieja Sieczki w Krakowie z okazji 50-lecia istnienia Koła.
9 grudnia 2004 r. w lektorium Centralnej Biblioteki Górskiej PTTK w Krakowie, odbyła się promocja książki Zofii Horodyńskiej Dziennik „ Stokłosy”.1944. wydanej przez Wydawnictwo Barbara.
11 grudnia 2004 r. w Krakowie, w wieku 72 lat zmarła doc. dr hab. Danuta Tylkowa, kierownik Pracowni Etnologii PAN, związana z Komisją Etnografii PAN oraz Międzynarodową Komisją do Badania Kultury ludowej w Karpatach i na Bałkanach, autorka wielu publikacji naukowych i popularno-naukowych związanych z poszczególnymi rejonami Karpat Polskich.
11 grudnia 2004 r. w Zagórzu w wieku 73 lat zmarł Jerzy Bartuch, turysta, narciarz, ratownik górski, współzałożyciel Grupy Bieszczadzkiej GOPR, wieloletni członek zarządu GOPR, trener narciarstwa I klasy, prezes Podkarpackiego Okręgowego Związku Narciarskiego.
11-12 grudnia 2004 r. w Limanowej obchodzono 90. rocznicę zwycięskich walk armii austro-węgierskiej z Rosjanami. Bitwa pod Limanową była pierwszym ważnym zwycięstwem w strategicznym boju, dzięki któremu polskie miasto w początkach grudnia 1914 roku znalazło się na ustach całej Europy, a same walki miały ogromny wpływ na dalszy przebieg wojennych zdarzeń i stały się zapowiedzią odzyskania przez Polaków niepodległości.
13 grudnia 2004 r. w Iwoniczu Zdroju spłonął zabytkowy budynek z 1886 r., w którym na parterze znajdowała się znana kawiarnia z dancingiem „Krakowiak” oraz na I piętrze pomieszczenia Gminnego Ośrodka Kultury i sala narad. Straty ocenione zostały na 700 tys. zł.
18 grudnia 2004 r. minęło 120 lat od uruchomienia galicyjskiej linii kolejowej na trasie Nowy Sącz – Chabówka.
24 grudnia 2004 r. w Krakowie, w wieku 75 lat zmarł prof. dr Janusz Nowak, botanik – lichenolog, wybitny znawca flory tatrzańskiej, autor „Atlasu porostów tatrzańskich”, członek reaktywowanego Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
26 grudnia 2004 r. w Wrocławiu, w wieku (?) zmarł Zbigniew Garbaczewski, działacz KTG i były prezes Zarządu Oddziału Wrocławskiego PTTK, wieloletni przewodniczący Delegatury Sudeckiej KTG ZG PTTK, Honorowy Członek PTTK, autor artykułów i przewodników związanych z Sudetami.
Zebrał Janusz Konieczniak
TAJEMNICE BESKIDU MAŁEGO.
Uroczy – i wciąż tajemniczy – Beskid Mały dzieli się na dwie nierówne części – większą – wschodnią, która podzielona jest na Pasmo Leskowca (922m) i Łamanej Skały (929m). Ta część górotworu nazywana jest również Górami Zasolskimi.
Po drugiej – zachodniej – stronie Soły stanowiącej naturalną granicę grup, rozpościera się Pasmo Czupla (933m) i Magurki Wilkowickiej (909 m).
Dominującym szczytem Pasma Leskowca jest ów słynący z niezwykłej dookolnej górskiej panoramy szczyt Leskowiec (922 m), zwany dawno temu Bieskidem, a czasami nawet – Hrabskimi Butami!
Skąd ta dziwna – dziwaczna wręcz – nazwa znalazła się – i utrwaliła na długie lata – w Beskidzie Małym i w fachowej literaturze góroznawczej?
Rozwiązywanie zagadki należy rozpocząć od poszukiwań w fundamentalnej, doskonałej – i nadal najwartościowszej monografii Beskidu Małego pióra Kazimierza Sosnowskiego – zwanego ojcem turystyki beskidzkiej – jaka ukazała się pierwotnie w „Wierchach”, tom trzeci z 1925 roku (s.119-159). Warto również nadmienić, iż nazwę jeszcze dziewiczego górotworu geograficznego – Beskid Mały wymyślił i wprowadził do oficjalnego obiegu świetny znawca Beskidów – Kazimierz Sosnowski.
We wspomnianej wyżej pracy autor pisze:
„ Leskowiec jest świetnym punktem widokowym. Zdobi wierch jego wysoki krzyż drewniany, około leżą duże płyty kamienne, na których byli właściciele tych dóbr z przed 30-tu lat ku upamiętnieniu swego pobytu kazali wykuć ślady swych stóp i herby. Nie dali się ostać tym pańskim kaprysom pasterze i płyty potłukli, bądź „skulali” na dół ku swojej uciesze. Obecnie widać jeszcze stopy hr. Potockich z Zatoru i hr. Wielopolskiej”.
Tematykę zaginionych płyt z Leskowca porusza również Aleksy Siemionow w swojej doskonałej monografii „ Ziemia Wadowicka”, pisząc na stronie 446:
„ Niektórym turystom górskim z początku XX wieku nieobca była próżność. I tak np. ówcześni właściciele Ponikwi, hr. Potoccy z Zatora w towarzystwie hr. Wielopolskiej, wyszedłszy na Leskowiec postanowili uwiecznić ten wyczyn przez zlecenie wykucia w kamiennych płytach na szczycie ich stóp. Od tego czasu zaczęła ludność okolicznych wiosek nazywać Leskowiec „Hrabskimi Butami”. Nazwa ta, mimo, że płyty ze stopami dawno zniknęły (jak pisze K. Sosnowski w 1926r., strącone i rozbite przez pastuchów), jednak przetrwała w pamięci ludzi”.
Poszukiwania tablic w terenie należy rozpocząć od wejścia na kulminację wspaniałego widokowo szczytu Leskowca z wielką polaną szczytową i osadzonym na niej drewnianym, milenijnym krzyżem o wymiarach około 6m wysokości i 2m rozpiętości, na którym widnieje tabliczka z okolicznościową inskrypcją o treści:
KTO KRZYŻ ODGADNIE
TEN NIE UPADNIE
A.D.
2000
PARAFIA KRZESZÓW
Należy wspomnieć, iż jest to trzeci w kolejności krzyż stojący na tej znanej beskidzkiej górze.
Pierwszy postawiono w 1900 roku, drugi istniał w okresie międzywojennym, trzeci osadzono w 2000 roku.
Otóż kilkaset metrów od szczytu i znajdującego się tam krzyża, na stromym i gęsto zalesionym zboczu, opadającym w stronę wsi Rzyki, znajdują się owe dwie opisane w literaturze turystycznej, historyczne płyty, o których już zapomniano myśląc, że zostały one dawno temu bezpowrotnie zniszczone.
Bliżej szczytu Leskowca i milenijnego krzyża znajduje się płyta większa i cięższa. Posiada ona niezbyt regularne kształty. Jej wymiary wynoszą: wysokość 85cm, długość 128cm. Grubość płyty wynosi 18cm. W lewym dolnym rogu kamień posiada znaczny ubytek materiału, który zniszczył fragment wyrytego wizerunku. Płyta podzielona jest symetrycznie wykutą pionową linią podziału na dwie równe części.
Z lewej strony widnieje inskrypcja wykuta w kamieniu:
„Hr. MERY WIELOPOLSKA”.
Pod napisem wykuto parę damskich obcasów. Z prawej strony wykuto napis:
„ ROMAN BA. TAUBE”.
Pod nazwiskiem widnieje para męskich obcasów. Na dole – poniżej wykutych śladów obuwia zdobywców Leskowca – w środkowej części i na obydwu połówkach płyty wykuto wspólną datę: 1/9 1898.
Rysunek damskich trzewików ma około 16 cm wysokości, męski but ma wysokość 27 cm. Kształty obcasów mają około 2 cm głębokości. Wykute inskrypcje nazwisk mają około 5,5cm wysokości.
Kilkadziesiąt metrów poniżej pierwszej płyty znajduje się drugi pamiątkowy kamień z Leskowca. Płyta posiada znacznie mniejsze rozmiary, które są zbliżone do kwadratu: szerokość to 81cm a wysokość wynosi 79,5 cm. Grubość płyty wynosi od 15-20 cm.
W górnej części płyty widnieje promieniście wyryta inskrypcja o treści: „Hr. Ad. Potocki”. Poniżej nazwiska widnieje wykuty odcisk pary męskiego obuwia. Jeszcze niżej widać napis: Roku 1846. W lewym dolnym rogu wyryto grupę cyfr: 19012.
Niestety – nie wiadomo, co one oznaczają. Litery nazwiska na płycie mają zróżnicowaną wysokość wynoszącą od 6÷13,5 cm. Wysokość wyrytych obcasów to 24,5 cm, a głębokość ich rycia wynosi od 1,5÷2,5 cm. Naroża płyty są ścięte. W lewym górnym rogu płyta posiada znaczny ubytek materiału.
Ciekawostką geologiczną jest spory kawałek innego – białego – kamienia, który jest doskonale widoczny w piaskowcowej bryle pamiątkowej tablicy. Wydaje się, że historyczne płyty wykonane są z różnych gatunków piaskowca. Prawdopodobnie materiał na płyty pozyskiwano z dwóch różnych miejsc.
Nie potwierdza się również informacja podana w monografii „Ziemia Wadowicka” pióra Aleksego Siemionowa zamieszczona na stronie 446, że oto szczyt Leskowca został równocześnie zdobyty przez hrabinę Wielopolską, Romana Taubego oraz hrabiego Potockiego. Pierwsze dwie wzmiankowane osoby były na szczycie beskidzkiej góry w 1898 roku, a hr. Potocki już w 1846 roku. Różnica w obydwu beskidzkich wejściach wynosi przeszło pół wieku, a płyty z inskrypcjami zdobywców są starsze i pochodzą jeszcze z XIX, a nie – XX wieku!
Może warto byłoby pokusić się o poszukiwanie w archiwach dokumentów, które przybliżyłyby historyczne postacie upamiętnione trwałą inskrypcją na pamiątkowych płytach z piaskowca na szczycie Leskowca – przez pewien czas nazywanym również Hrabskimi Butami.
Niezwykle ciekawa jest historia powstania pamiątkowych płyt na Leskowcu, ale również ciekawa jest historia ich odnalezienia. Kilkakrotne próby ich zlokalizowania w terenie nie udały się autorowi tego opracowania. Również późniejsze próby uwiecznienia płyt na fotografiach nie udawały się ze względu na panujący w lesie półcień nad płytami. Chcąc wreszcie uwiecznić w miarę wiernie napisy inskrypcji, które naruszył już ząb czasu, należało się posłużyć małym fortelem. Mianowicie – tuż przed wykonaniem fotografii – zagłębienia wyryte ręką nieznanych nam kamieniarzy zostały wypełnione... mąką! Zdjęcia wreszcie się udały.
Przez ponad 100 lat Masyw Leskowca bezpiecznie opiekował się powierzonymi mu przez potomnych historycznymi kamieniami pamiątkowymi.
Czas najwyższy, aby przyszłością cennych tablic zajęli się ludzie...
Zbigniew Kubień
100 lat kapliczki na Jaworzynie Kamienickiej
Dnia 4 października 2004 roku Gorczański Park Narodowy zorganizował na Jaworzynie Kamienickiej w Gorcach uroczyste obchody setnej rocznicy powstania owianej legendami tzw. Bulandowej kapliczki. Stoi ona na jednej z najpiękniejszych gorczańskich polan, na samym grzbiecie, tuż pod lasem. Została zbudowana w 1904 roku przez tutejszego bacę, wieloletniego gospodarza polany – Tomasza Chlipałę ze Szczawy, zwanego Bulandą. Kapliczka jest niewielka, murowana z kamienia w formie czworościennego słupa z niedużą wnęką na frontowej ścianie, pobielona, nakryta gontowym daszkiem.
Fundator kapliczki to postać w Gorcach znana. Słynął z wyjątkowej uczciwości, prawości i pobożności, leczył i pomagał w różnych życiowych kłopotach, a także, jak każdy baca, żył podobno za pan brat z nadprzyrodzonymi siłami, o czym opowiadają tutejsze legendy. Zmarł 1 maja 1913 roku w Lubomierzu, gdzie mieszkał przez całe życie i skąd pochodziła jego żona Marianna. Po jego śmierci na Jaworzynie bacował wnuk Jan Zapała – syn zmarłej młodo jedynej córki Bulandy, a następnie prawnuk Stanisław.
Jak chce tradycja, wspomnianą kapliczkę Bulanda ufundował za pieniądze otrzymywane za leczenie i udzielane ludziom porady. Umieścił w niej wykonaną własnoręcznie rzeźbę swojego patrona, św. Tomasza Apostoła, która jednak padła przed laty ofiarą jakiegoś „kolekcjonera”.
Uroczystość rocznicową rozpoczęła Msza Święta celebrowana przez dziewięciu kapłanów pod przewodnictwem duszpasterza turystów ks. prof. Macieja Ostrowskiego przy polowym ołtarzu ustawionym koło kapliczki. Wzięli w niej udział pracownicy Parku z dyrektorem Januszem Tomasiewiczem - głównym inicjatorem rocznicowych obchodów na czele, gorczańscy leśnicy, przedstawiciele miejscowych władz ze starostą powiatu limanowskiego Romanem Duchnikiem i posłem Ziemi Limanowskiej Bronisławem Dutką, oraz zaproszeni goście i turyści. Muzykował regionalny zespół z Kamienicy - „Gorce”. Ksiądz Stanisław Wojcieszak z Ochotnicy Dolnej w homilii przybliżył zebranym dzieje kapliczki i postać jej fundatora, zwrócił uwagę na wartość tradycji i znaczenie przyrody, a także przypomniał rolę świętych patronów w życiu i pracy człowieka.
Po nabożeństwie spotkano się przy ognisku gdzie uczestnicy mogli usłyszeć gawędy i wspomnienia o Bulandzie, gorczańskich pasterzach i zbójnikach, posłuchać kapeli i delektować się poczęstunkiem, w którym nie zabrakło pasterskiego specjału – oscypka i gotowanej w kociołku herbaty. Spotkaniu towarzyszyła wspaniała, jesienna pogoda.
Wybierając na tę uroczystość dzień poświecony św. Franciszkowi z Asyżu organizatorzy pragnęli podkreślić jeszcze nie tak dawny ścisły związek działalności człowieka z przyrodą, która częstokroć, jak miało to miejsce tu, w górach, decydowała o jego bycie. Gorce to wszak dawna kraina pasterzy, owczarskich szałasów, kośnych łąk i polan, dzisiaj licznie odwiedzana przez turystów.
URSZULA JANICKA-KRZYWDA
Do i od redakcji:
Drukujemy list Lecha Rugały jako nawiązanie do artykułu w nr 46 naszej „Gazety” p.t. Dokąd zmierzasz, przodowniku turystyki górskiej? W toczącej się dyskusji na temat uprawnień przodowników do prowadzenia wycieczek górskich Redakcja nasza konsekwentnie stoi po stronie tych, którzy – podobnie jak Lech Rugała – domagają się przywrócenia tych uprawnień. W marcu b.r., w gronie kilku osób – znawców problemu, opracowane zostały uwagi do osławionego rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z 1997 r. w sprawie bezpieczeństwa w górach, a wkrótce potem – szczegółowy projekt nowego rozporządzenia w tej sprawie (opublikowany na stronie internetowej ZG PTTK). W obu opracowaniach przewidziane jest m.in. przywrócenie uprawnień przodowników turystyki górskiej i turystyki narciarskiej do prowadzenia społecznie wycieczek górskich. Jak się dowiedzieliśmy ostatnio, projekt ten ma być w listopadzie b.r. skierowany pod obrady Prezydium ZG PTTK, a następnie do MSWiA. No cóż – chciałoby się powiedzieć – lepiej późno, niż wcale...
Co dalej z turystyką społeczną?
Śledząc tok toczącej się dyskusji na temat prowadzenia po górach z przykrością muszę stwierdzić, że niewielu jest ludzi odważnych w parlamencie, którzy wyrażają się krytyczne o obowiązujących w tej materii przepisach. Na tym tle zdecydowanie wyróżnia się senator z Wielkopolski, Włodzimierz Łęcki. Dlatego pozwolę sobie poddać pod rozwagę ten oto fragment jego wypowiedzi:
"Mam więc pytanie do pani minister i prosiłbym o odpowiedź na piśmie: czy osoba, która oprowadza wycieczkę, ale nie pobiera z tego tytułu wynagrodzenia, działa legalnie? Bo są różne interpretacje dotyczące tej materii, a jest to bardzo istotne dla działania organizacji społecznych, między innymi PTTK. W niektórych regionach interpretuje się to w ten sposób, że praca przewodnika jest pracą zawodową, do której należy mieć określone uprawnienia i wówczas można oprowadzać za wynagrodzeniem. Ale jest wiele osób, które pełnią w PTTK funkcje przodowników turystyki pieszej czy instruktorów krajoznawstwa, a zdaniem niektórych urzędników społeczne pełnienie funkcji przewodnika jest w kontekście ustawy o usługach turystycznych zabronione."
(źródło: http://www.senat.gov.pl/k5/dok/sten/056/13.HTM#A00061 )
Czytając natomiast wypowiedzi działaczy przewodnickich i ich negatywne zdanie o wnioskach senatora dotyczących zmian w przepisach dochodzę do wniosku, że część z nich, a zwłaszcza środowisko górskie, by chciała nie tylko umocnić, ale nawet rozszeszyć niemal na cały kraj istniejący już w górach monopol na prowadzenie wycieczek turystycznych. Pretekstem do rozszerzenia tego monopolu stało się histeryczne wręcz wyolbrzymianie problemu bezpieczeństwa wycieczek i argumentacja, że jedynie przewodnik posiadający uprawnienia państwowe może i powinien je zapewnić.
Czy w tej sytuacji stowarzyszenia organizujące turystykę społeczną będą zmuszone do obsługi imprez dla swoich członków korzystać z usług przewodnika posiadającego uprawnienia państwowe? Wszystko wskazuje na to, że o to właśnie im chodzi. Czy może będą zmuszone uzyskiwać zezwolenie wojewody na szkolenie własnych przewodników, jeśli
nie będą chciały angażoważ osób z zewnątrz? Jest to interesujące pytanie, ponieważ Konstytucja RP gwarantuje wolność działania stowarzyszeń.
Ja i członkowie Klubu Sudeckiego im. Aleksandra Ostrowicza z Poznania (jak sądzę również inne kluby górskie z Poznania i Wielkopolski, w tym Wielkopolski Klub Przodowników Turystyki Górskiej PTTK) będziemy stanowczo domagać się poszanowania konstytucyjnego prawa do wolności poruszania się po kraju, poszanowania naszych wewnętrznych uprawnień i zniesienia monopolu na prowadzenie grup w polskich górach, a przede wszystkich w tak łatwych turystycznie pasmach górskich, jakie występują np. w Sudetach.
Uważam, że nie może być tak, aby jakikolwiek klub górski był zmuszany do organizowania państwowych kursów przewodnickich i marnowania czasu na zbędną biurokrację. Mamy własny, wewnętrzny system gromadzenia i zdobywania wiedzy o kraju, oparty głównie na samokształceniu oraz organizowaniu i prowadzeniu imprez górskich. Władze państwowe muszą dostrzec, że swoją działalnością statutową nie zagrażamy nikomu i uszanować nasze niezarobkowe cele oraz wolę członków Klubu decydujących w wolnym wyborze, kto będzie ich prowadził po górskim szlaku. Nakazuje im to obowiązująca w Polsce Konstytucja i prawo Unii Europejskiej.
Pozdrawiam Lech Rugała
Moje przymierze z Tatrami
Losy wojny rzuciły mnie z Wileńszczyzny do Żywca. Biegałem więc po pagórkach i potokach (ulubiony był Śliżowy Potok), a potem dalej i wyżej. W 1947 r. zorganizowałem 4-osobową wyprawę rówieśników na Malinowska Skałę. wyposażonych w łopatkę, koce, siekierkę, kuchenkę spirytusową, patelnie i garnek. Żywność to 4 bochenki chleba, kawałek słoniny, kilkanaście jajek, trochę cukru i piórka herbaty. Dowolności chodzenia w owym czasie i w tym terenie nie było: nie wszyscy złożyli broń, więc szliśmy z dala od ludzi, ale w pobliżu strumieni, które zapewniały wodę dla „kuchni i „łazienki”. Tę samodzielną wyprawę zapamiętałem na zawsze.
W r. 1949 uczestniczyłem w szkolnej wycieczce na Pilsko (pamiętam piękne schronisko; spłonęło w 1953 r.) i Babią. Tu ciekawostka jak sfinansowano te wycieczkę. Otóż na ”Małym Targu” w Żywcu pozostały ruiny po bombardowaniu miasta. Dyrektor szkoły, Bronisław Preidl, zorganizował „płatny czyn społeczny” i porządkowaliśmy teren. Zarobione pieniądze wystarczyły jeszcze na inny wyjazd, do Krakowa.
W r. 1954 prof. Marian Kuziak i prof. Mieczysław Zaręba z Technikum Mechanicznego w Sporyszu, którego byłem uczniem, zorganizowali obóz wędrowny w Tatrach. Bazę stanowiła stodoła, spaliśmy na sianie, program był bogaty: Morskie Oko, Dol. Pięciu Stawów, Szpiglasowa. W Dol. Pięciu Stawów prof. Kuziak udzielił nam lekcji wspinaczki i zjazdu na linie.
Pół wieku później przeżywałem uroki klasycznej wspinaczki. Klub Wysokogórski w Katowicach kończył kurs wspinaczkowy w Tatrach. Postawiłem dołączyć jako eksternista, a moim pragnieniem było wejście na Mnicha. Ten szczyt zawsze mnie intrygował. Wśród kursantów miałem „swoich” ludzi. Alinka i Andrzej umożliwili mi realizację mego marzenia, a instruktor - Paweł - wydał przyzwolenie.
W schronisku przy Morskim Oku serdecznie przyjęła mnie - oczywiście szarlotką i równie wspaniałą herbatą z cytryną - Maria Łapińska. Atmosfera w schronisku, mimo tłoku, wspaniała. Po spotkaniu Pawła informuję o moim pragnieniu, lecz okazuje się, że grupa Mnicha już „zrobiła” i zaproponował inny program. Zaczynamy od Żabiej Czuby i Żabiego Szczytu Niżnego. Urocze szczyty - poszło dobrze.
Drugi dzień, to wejście na Mięguszowiecki Szczyt. Wychodzimy przy niezbyt dobrej pogodzie, nad Mięguszowieckimi i Rysami wiszą czarne chmury, mam obawy, czy aura wytrzyma, ale Paweł jest optymistą: byleby wał chmur nie przedarł się przez mur szczytów na nasza stronę. Na szczęście pogoda była coraz lepsza, choć wyżej potwornie wiało.
Zaczyna się droga ekstremalna, granią na szczyt. Moja doświadczenie wspinaczkowe jest marne, toteż ścianki i turniczki pokonuję z mocno bijącym sercem, a tętno wali jak cekaem. Cóż, brak treningu, ale koncentruję się, bo jeden błąd może się skończyć tragicznie, tym bardziej że poprzedniego dnia na Rysach ktoś zginął. Ta wspinaczka, każdy krok, był walką o spełnienie pragnienia. I udało się wejść na Mięguszowiecki Szczyt Wielki, czego nie zakładałem nawet w najskrytszych marzeniach mając chociażby na uwadze mój wiek. Gratulacje i uściski pieczętują sukces.
Ale czeka upragniony Mnich, czy dam radę? Wprawdzie Paweł mówi, że jest łatwiejszy od „Mięgusza”, ale mam już 9 godzin wspinaczki za sobą, nogi, a zwłaszcza kolana czuję, a od chwytów bolą palce. Alinka sugeruje, abym został dzień dłużej i „zrobił” Mnicha nazajutrz. Pogodo zrobiła się cudowna, skała miła i przyjemna - cieplutka, z radością ją dotykam. Decyduję, że idę, tym bardziej że Paweł mnie popiera i widzę, chce mi pomóc. Ten granitowy posąg-iglica, niegdyś uważany za niedostępny i za najtrudniejszy szczyt jest dziś najpopularniejszym wspinaczkowym wierzchołkiem Tatr. I udało mi się wejść na ten szczyt, na którym - pamiętam - było bardzo ciasno. Jeszcze zdjęcie, trochę kontemplacji (zadumy?) i zjazd na linie. Taki zjazd w otchłań to też wspaniałe przeżycie. W 50.rocznicę mojego pierwszego zjazdu na linie z rozrzewnieniem wspominałem lekcje prof. Kuziaka.
Tatry nie są zwykłym pięknem, są pięknem ponad inne piękna. Tam gdzie piękno łączy się z tęsknotą za pięknem, rodzi się miłość. Góry trzeba ukochać, później idziemy w nie jakby oczyszczeni z trosk i problemów, hartujemy zdrowie zmaganiami fizycznymi, a silna wolą często pokonujemy samych siebie. Jeżeli kochamy góry, to wszystko w nich jest piękniejsze, miłość i przyjaźń, sami jesteśmy lepsi - pisał słowacki fotografik o Tatrach i jest to niepodważalna prawda, którą oby jak najwięcej ludzi chciało przeżywać.
EDMUND ZAICZEK
ZIMA 2004/05
Z uwagi na zbliżającą się zimę Komisja Turystyki Narciarskiej ZG PTTK pragnie zapoznać szersze grono turystów z możliwościami uprawiania tej pięknej dyscypliny, jaką jest narciarstwo turystyczne w gronie entuzjastów skupionych w PTTK. Sądzimy, że wybór imrez jest nie tylko szeroki, ale również różnorodny. Od obozów narciarskich, przez zloty zimowe, spotkania na śniegu aż do wysokokwalifikowanych rajdów jakimi są bez wątpienia: Rajd Karkonoski czy Tatrzański. Zapraszamy więc do wspólnego spędzenia przygody na śniegu.
KTN ZG PTTK
IMPREZY
KOMISJI TURYSTYKI NARCIARSKIEJ ZG PTTK W SEZONIE ZIMOWYM
2004/2005
1.Plenum KTN ZG PTTK - 17.12.04
2.Zlot Przodowników Tur. Narc. PTTK – Kalatówki 15-22.01.05
3.Rajd Narciarski po Jurze Krakowsko Częstochowskiej - Podlesice Unifikacja Przodowników nizinnych 6-9.01.05
4.XXXIX Słowacki Zlot Turystów Zimowych Stropkov – 27.01-30.01.05
5.WĘDRÓWKI PÓŁNOCY” Ogólnopolski rajd narc na śladowych po Suwalszczyźnie 29.01–5.02.05
6.XV Międzynarodowe Semin. Narciarskie Králiki – Wschodne Czechy (impreza zamknięta) 6.02.05
7.XXII Rajd „SUDETY 2004” na nartach śladowych Góry Łużyckie 16 – 20.02.05
8.Obóz narciarski w Beskidzie Niskim na nartach śladowych 15 – 21.01.05
9.XXIII Bieszczadzki Rajd Narc Ustrzyki Grn. – Wołosate 24 – 27.02.05
10.V Spotkanie Narc. Śladowych Jagodna (Góry Bystrzyckie 24 – 27.02.05
11.Zawody turystyczne „SKITOUR” „Korona Bieszczadów” – Bieszczady 10-27 02.04
12.L Ogólnopolski Międzynarod Rajd Narc. „Karkonosze” 2005. na trasach polskich i czeskich z trasą dla narc. śladowych 26.02 – 5.03.05
13.L Ogólnopolski Tatrzański Rajd Narc. na trasach polskich i słowackich 13 – 19.03.05
14.Narciarstwo wysokogórskie w Dol. Pięciu Stawów Polskich 23-30.04.05
INFORMACJE – WSKAZÓWKI – UWAGI
1. Impreza nr 2 Zgłoszenia należy przysyłać na adres: Komisja Turystyki Narciarskiej ZG PTTK, 31-010 Kraków, ul. Jagiellońska 6 (tel. 0-12 422-74-31) z zaznaczeniem na kopercie; KALATÓWKI.
2. Zgłoszenia na imprezy 3, 8 i 10 przyjmuje kol. Andrzej Stróżecki: 42-400 Zawiercie, ul. Dolna 7, tel. 0-32 671-31-77
3. Złoszenia na imprezę nr 4 przyjmuje i udzieli informacji kol. Piotr Kieraciński, „Forum Akademickie” Dział Informacji, ul. T. Zana 38a, 20-601 Lublin , tel.(81) 528 08 22 lub 23, e-mail: pik@forumakad.pl
4. Zgłoszenia na imprezę nr 5 „Wędrówki Północy” należy przesyłać na adres: Oddział PTTK, l6-400 Suwałki, ul. Kościuszki 37 tel.: 0-87 566-59-61. Zgłoszenia na imprezę nr 7 należy przesyłać na adres: Klub Narciarski „Psie Pole”, 50-107 Wrocław, Rynek-Ratusz 11-12.
5. Impreza nr 9 (XXIII Rajd Bieszczadzki) jest organizowana przez BPN, 38-713 Lutowiska 2 tel./fax. 0-13 461-01-66 (p. Wojmir Wojciechowski), Bieszczadzkie Schr. i Hotele PTTK i GOPR – Grupa Bieszczadzka
6. Imprezę nr 11 organizuje kol. Michał Chruściel. Zgłoszenia należy przesyłać na adres: 35-505Rzeszów, Al. Niepodległości 20, tel. 0-17 862-72-76 e-mail:funlok@man.rzeszow.pl
7. Rajd „KARKONOSZE 2005” (impreza nr 12) organizuje Komisja Turystyki Narciarskiej PTTK w Jeleniej Górze – kod poczt. 58-500, ul. 1-go Maja 88 tel.:0-75 752 58 51.
8. Zgłoszenia na Rajd Tatrzański (impreza nr 13) należy przesyłać na adres jak impreza nr 2.
9. Organizatorzy: Wojciech Biedrzycki e-mail biedrzyc@poczta.onet.pl tel. 0-12 637 17 60 oraz Jan Ozaist tel. biurowy:0-12 422 13 86.
10. Imprezę nr 14 organizuje kol. Alek Niźnikiewicz 45-370 Opole, ul. Ozimska 71 B/3 tel. 0-77 454 96 06, e-mail alekskitour@poczta.onet.pl
Dyżury sekretariatu KTN w okresie od 1 października do 30 listopada w każdą środę od godz. 9 do 15 (kol. Andrzej Matuszczyk) tel. 0-12 422 74 31 (ul. Jagiellońska 6) oraz we wtorki od godz. 8 do 12 (kol. Jan Ozaist) tel. jak w punkcie 10
2. Więcej informacji o działalności Komisji Turystyki Narciarskiej ZG PTTK można znaleźć na stronie internetowej KTN: http://www.ktn.info.pl/
Krzywda włoskiej damy
Zamek pobudowano na skalistym czubie wyniosłego wzgórza Chęcińskiego. Warownia powstawała 700 lat temu po najazdach tatarskich. Królewska inwestycja obronna miała chronią piastowski Wawel od najazdów plemion z dzielnic północnych. Był rówieśnikiem górskich kaszteli rycerskich z ówczesnego pogranicza węgierskiego - Biecz, Sącz, Lanckorona i Czorsztyn. Teraz obiekt akcentuje się na horyzoncie sztycami trzech ocalałych wież ze szczerbami po utracie murów.
Te resztki stanowią inteligentną prowokację krajoznawczą. Jadąc pociągiem z Krakowa lub szosą do Kielc, za Jędrzejowem od Tokarni widać w oddali płowe wieże zamczyska. Za wzgórzem leży niewidoczne miasteczko staropolskie Chęciny. Wieże kuszą do zwiedzenia. Zwykle są omijane, bo niby trwa pośpiech cywilizacyjny i współzawodnictwo bytowe.
Chęcińskie wieże zamkowe włączono do katalogu średniowiecznych zabytków architektury. Namowy do zwiedzania tego miejsca zawierają wiele abstrakcji. Właściwie są to jedynie resztki chronionych ruin po dwustu latach dewastowanej budowli. Walorem resztek jest ich oryginalność, która aktywnie pobudza wyobraźnię zwiedzających.
Zamek usytuowano na kulminacji teraz zwanej Górą Zamkową (560 m). Po niwelacji powstał tam szczytowy upłazek o małej przestrzeni, który otoczono wielokątnymi murami. W dół opadały strome zerwy skalne. Powstał górny zamek koszarowy. Później dobudowano kondygnację niższą jako odwód kwatermistrzowski. U podnóża sadowiło się podgrodzie tworząc zalążek przyszłego miasta i okolicznej kolonizacji.
Taktyczną zaletą murowańca była niedostępność i wgląd w pofałdowany teren. Wadą był skalisty grunt pozbawiony wody, za którą bezskutecznie kopano, w skale drążono lochy na więzienie wszystkich stanów. Służbę utrzymywał stały garnizon pół setki rycerzy dysponując zapasami bojowymi. Przez dwa wieki kolos uchodził za bezpieczny. Kiedy na uzbrojenie wprowadzono prochową broń palną, utracił skuteczność ręcznej obrony przez rycerstwo żołdowe. Zamek opanowali rokoszanie, potem wtargnęli Szwedzi, niszczyły go pożary i skończyła się taktyczna żywotność obiektu.
Biografia zamku zieje koszarową monotonią. Dla podretuszowania zasług trwałej ruiny, kieleccy regionaliści bezkrytycznie upowszechniają ponurą etykietę, że na zamku więziono wdowy królewskie, wymienia się Adelajdę, żonę Kazimierza Wielkiego. W inwentaryzacji kolonizacyjnej Olkusza, już w 1868 roku Oskar Kolberg zapisał: „Żarnowiec, osada starożytna. Był tu zamek, w którym Kazimierz Wielki nie cierpianą przez siebie małżonkę Adelajdę landgrafównę Hessji osadził, a później do ojca jej odesłał,"
Zamek był strażnicą bez elementów pałacowych i komnat reprezentacyjnych. Lokowanie w nim pobytu krnąbrnych białogłów królewskich nie znajduje potwierdzenia źródłowego. Zupełnie błędnie, dla efektu emocjonalnego, do takich zalicza się owdowiałą królową Bonę.
Lustracja podatkowa ekonomii Chęcińskiej z 1785 roku, orzekła: „Zamek bardzo zniszczony i do mieszkania nie zdatny, trudno go odremontować, brak dobrego przystępu..," Jeszcze w lipcu 1787 roku, z wysokości murów zamkowych odpalono salwy honorowe dla króla Stanisława Poniatowskiego, wracającego z Krakowa przez Chęciny i Kielce. Po wojnach napoleońskich w 1811 roku, Ursyn Niemcewicz zapisał:
Szerokie poły murów z basztami, rozległe we wnętrzu ziemi piwnice, odarte z dachów, ozdób i marmurów, wyjęte okna i drzwi - to jest wszystko, co zostało z gmachu..."
Techniczny rozwój taktyki obronnej kończył żywot zamków górskich powodując ich degradację materialną, Po rozbiorach ekonomia Chęcińska przypadła Austriakom. Siedzibę starostwa przeniesiono do Kielc. Gmaszyskiem chytrze zajęli się rabusie przyśpieszając jego dewastację. Materiały rozbiórkowe bezkarnie zawłaszczała ludność miejska, fundamenty i lochy rozkopywali poszukiwacze skarbów prowokowani tekstem legendarnego przekazu w takiej wersji.
„Legenda głosi - napisała Tatiana Banas - że w zamku przechowywała swoje skarby królowa Bona. Po śmierci małżonka - Zygmunta Starego, monarchini postanowiła opuścić Polskę i przez Śląsk udać się do Włoch. Pewnego letniego popołudnia, przed zachodem słońca, załadowano ciężkie, okute wozy i ogromne skrzynie z nieprzebranym bogactwem wyjechały z Chęcin. Podróż nie trwała długo. Podczas przejazdu przez rzekę Nidę (w dzisiejszej wsi Mosty), Królewski skarb runął do wody, gdyż słaby drewniany most nie wytrzymał obciążenia... Skarby zatonęły i dziś nikt naprawdę nie wie, co się z nim stało."
Wie się wszystko bardzo dokładnie, a powierzchowne przekazy kieleckich autorów lektur przewodnickich bywają kraszone opowiastkami z czasów epoki feudalnej. Liczy się na to, że nikt się nie spostrzeże na nieprawdzie, a krętacze unikną ignorowania. Takim jest wielowiekowy element moralności mojego otoczenia ze świętokrzyskiej Scyzorykolandi.
Bogata literatura historyczna powiastki o skarbach Bony traktuje jako zmyślone. Była córką narodu kupców i bankierów. Wierzyła w potęgę pieniądza i majętności, co przysporzało jej nieszczęść. Zaczęło się od tendencyjnie przeszacowanego włoskiego wiana zwiezionego na Wawel. Żadna inna cudzoziemka nie przywiozła do Polski tak ogromnego posagu, tyle wyprawy, pieniędzy i kosztowności. Nadal czerpała dochody z włości w Italii. Dodatkiem był przywilej do nadań skarbowych na królewszczyznach. Jednym z jej kilkudziesięciu nadań była ekonomia starostwa Chęcińskiego. Stąd pewnie ta zgubna impertynencja o pobycie Bony na zamku. Tak wyniosła osobowość z licznym orszakiem salonowym, pośród zamkowej ciasnoty i koszarowego żołdactwa?
Włoska księżna Bona Sforza d’Aragona, córka księcia Mediolanu, pochodziła z ciepłego Castel Capuano na południu Apeninów, w zimnym kraju nad Wisłą przeżyła prawie czterdzieści lat. Nudne małżeństwo z postarzałym i limfatycznym Zygmuntem Starym pchnęły ją do zarządzania sprawami publicznymi i administrowania dobrami skarbowymi. Zadbała o tworzenie dominium dynastycznego rodziny królewskiej.
Wychowała pięcioro potomstwa, w tym jedynego następcę do tronu Zygmunta II Augusta. Po zgonie królewskiego małżonka popadła w konflikt z synem na tle synowej Elżbiety. Po jej rychłym zgonie, konflikt się natężył o drugą synową Barbarę z Radziwiłłów. Demoniczna wdowa uchodzi z Wawelu osiedlając się na Mazowszu. Rezyduje w Warszawie odbudowując dobra skarbowe w Łomży, Gostyminie, Ujazdowie i Płocku.
Osamotniona wdowa królewska, odtrącona przez syna, powraca myślami do dawnej ojczyzny. Zachowała tam dziedziczne księstwa - Bari i Rossano. Zamierzony wyjazd pozoruje pretekstem kuracji u źródeł Abono koło Padwy. Panujący syn zakazał Bonie samowolnego oddalenia. Rozsiewano plotki o jej złodziejskich zamiarach wywozu majątku.
Po zrzeczeniu się wszelkich dóbr w Polsce, syn zezwolił jej na wyjazd z bagażem rzeczy osobistych, mebli i kosztowności. Było tego podobno dwadzieścia cztery wozy konne. Z Warszawy wyruszyła l lutego 1556 roku rankiem po wysłuchaniu mszy śpiewanej. Żegnały ją trzy córki i notable. Podróż wiodła przez Śląsk do Wiednia, dalej przez zaśnieżone Alpy do Padwy i Wenecji. Z uczuciem krzywdy i wielkiego żalu. Bona wracała do krainy dzieciństwa, gdzie nikt jej już nie pamiętał. Własne księstwa opuściła w krasie dziewczęcej urody. Wracała postacią drażliwej staruchy. Za nią powlokła się mityczna sensacja o nadzwyczajnym bogactwie.
Na rodzinnych pieleszach wokół Bony pojawiło się wielu pochlebców, podpatrywaczy i szpiegów. Jej majątek pobudza ich chciwość. Wyłudzono od niej wysoką pożyczkę z terminem zwrotu na świętą Nigdy. Rozgoryczona traktowaniem, zdradziła się zamiarem powrotu na Mazowsze. Włoskie otoczenie zaniepokoiło się ewentualnością zwrotnego transferu majętności do zimnego kraju na północy Europy.
Zmarła 19 listopada 1557 roku zdradliwie otruta przez własnego lekarza pałacowego. Wcześniej sfałszowano jej testament. Osoby spowinowacone raptownie rozszabrowały wdowie mienie osobiste. Takim był finał tego, co długo i z przesadą nazywano skarbem królowej Bony.
Sylwester Jedynak
ŚWIĘTO BARANIOGÓRCÓW
Baraniogórski Ośrodek Kultury Turystyki Górskiej PTTK „U źródeł Wisły” uroczyście obchodził 16 października 2004 r. swoje 10-lecie. Każda okrągła rocznica to okazja do podsumowania, powiedzenia sobie, co było dobre, a co złe. Twórcom ośrodka udało się przede wszystkim uratować obiekt będący w stanie śmierci technicznej, a dziś stanowi powód do dumy. Członkowie sekcji baraniogórskiej koła przewodników beskidzkich z Katowic dokonali rzeczy niecodziennej.
Skrzętnie odnotowywana jest frekwencja zwiedzających. To okazja do chluby, wciąż ona rośnie i rośnie przekraczając już 50 tys.. Zwiedzających przyciąga ekspozycja poświęcona historii turystyki górskiej i kulturze materialnej górali Beskidu Śląskiego. Pełny dorobek 10-lecia pokazuje wydana drukiem okolicznościowa monografia. Rzecz cenna. Chwalić się też trzeba umieć.
Duszą ośrodka jest kustosz Andrzej Dziczkaniec-Bośkoc. Postać barwna, rzutka i niezmiernie pracowita, odpowiedzialna i słowna; zmagająca się z problemami, które rodzą się wtedy, gdy nie siedzi się z założonymi rękoma. Wymaga tyle samo od innych, co od siebie. Niewiele zdziałał by sam, gdyby nie miał równie odpowiedzialnych współpracowników, takich samych "dzindziołów", którzy podejmują wyzwania i nie pytają za ile, tylko pracują. Niedowiarkom polecam odwiedzić ośrodek, warto się przekonać, co można osiągnąć pracując dla własnej satysfakcji.
Dobrze się stało, że te osoby zostały uhonorowane odznaczeniami resortowymi i organizacyjnymi. Kawałek blaszki przypięty na piersi też jest ważny, ale wydaje się, że dla nich nagrodą jest tętniący życiem ośrodek i to, że nie zmarnowano ich pracy. Jadwiga Polańska – przewodnicząca Podkomisji Kultury i Historii Turystyki Górskiej KTG ZG PTTK i Jerzy Kapłon – dyrektor Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK wręczyli odznaczenie „Za zasługi dla turystyki”: Andrzejowi Dziczkańcowi-Bośkocowi, Karolowi Lipowczanowi i Witoldowi Szoździe; odznaczenie „Za opiekę nad zabytkami”: Xeni Popowicz, Leonowi Tuczyńskiemu, Leonowi Kopernikowi i Gerardowi Suchankowi; Srebrną Honorową Odznakę PTTK: Eugeniuszowi Gnacikowi i Zbigniewowi Czechowiczowi.
Wzorową współpracę ośrodek ma z Nadleśnictwem Wisła, jej efekty odczuwają obie strony. Tak powstała "Izba Leśna" prezentująca florę i faunę Beskidu Śląskiego, ścieżki dydaktyczno - przyrodnicze na szczyt Baraniej Góry dolinkami Białej i Czarnej Wisełki oraz Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Istebnej - Dzielcu.. Dobrze zaczęło się na polu wydawniczym, wydane zostały 4 numery "Prac Baraniogórskich". Zapału nie starczyło na długo, szkoda. Ostały się jedynie informatory "Baraniogórskie zapiski" wydawane sposobem gospodarczym przez kustosza. W początkowych latach działalności ośrodka udało się zorganizować dwa "Baraniogórskie Muzykowania" pod patronatem Radia Katowice i z udziałem chóru z Instytutu Muzyki cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego i beskidzkiego muzyka Józefa Brody.
Kustosz ustanowił dyplom i honorową odznakę "Srebrnego Głuszca" przyznawaną od 1995 r. za bezinteresowną pracę na rzecz ośrodka. Tym unikatowym wyróżnieniem może - jak dotąd - szczycić się 11 osób. W „Ondraszkowej Piwnicy” odbywają się spotkania, prelekcje, posiady przyjaciół. Ma ona swoją historię, tradycję i zwyczaje przeniesione z koła PTTK „Redyk” w Katowicach. To w „Ondraszkowej” – wyróżnieni goście - mogą skosztować i po podniebieniu rozprowadzić kapeńkę mioduli z miodu gryczanego i dodatkami będącymi słodką tajemnicą kustosza.
A przed ośrodkiem skalnik i kapliczka baraniogórskiej Panienki. Andrzej Dziczkaniec-Bośkoc nie tylko ją namalował, ale napisał dla niej piękną suplikację, w której prosi o opiekę na krętych szlakach życia, ale i:
Nie pozwól, by piasek naszych myśli
Zmienił się w kamienie fałszywych słów
I czynów złych
Polecam suplikację ludziom myślącym i tym, którzy potrafią zatrzymać się na chwilę refleksji.
Specjalnie na jubileusz zrealizowany został przez Barbarę Czaykowską–Wójcik film będący kompilacją kilku innych nakręconych przed dziesięciu laty. Sentymentalną podróż do korzeni – jaką przeżyli uczestnicy spotkania – nagrodzono długo trwającymi oklaskami. Drugi archiwalny materiał filmowy - przygotował i nagrał na płytkę CD - red. Krzysztof Smereka z TV Katowice. Okolicznościowa płytka pozostanie piękną dokumentalną pamiątką.
Jubileusz Baraniogórców zaszczycił obecnością burmistrz Wisły Jan Poloczek. W silnej delegacji reprezentującej Nadleśnictwo byli: Andrzej Kudełka, Andrzej Gruca, Marek Sasin i Cezary Molin; przybyli Nela i Tytus Szlompkowie – członkowie Honorowi PTTK, a Oddział PTTK w Cieszynie reprezentował Alojzy Szupina – również członek Honorowy Towarzystwa.
Sekretarz Generalny Zarządu Głównego PTTK w słowie wstępnym do monografii ośrodka napisał: „Nisko się kłaniam tym wszystkim, których godziny dyżurów lub ciężkiej fizycznej pracy złożyły się na sukces Ośrodka”. Pochylając z szacunkiem głowę przed twórcami ośrodka dodam za Naczelnikiem Edwardem Moskałą: - Daliście popalić chłopaki!
Ryszard M. Remiszewski
Od PTT do PTTK
75 lat Oddziału w Sanoku
W tym roku mija 75 lat od powołania na naszym terenie pierwszej organizacji turystycznej pod nazwą Polskie Towarzystwo Tatrzańskie, której kontynuatorem, po dzień dzisiejszy, jest sanocki Oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego.
I choć trudno jest po wielu latach odtworzyć w pełni wszystkie fakty i wydarzenia z pierwszych lat działalności, gdyż zachowane dokumenty są bardzo skromne, ale moim zdaniem warto spróbować.
Ruch turystyczny rodzi się w górach i bierze swoje organizacyjne początki w ostatnim ćwierćwieczu XIX stulecia, kiedy to odkrywcy polskich Tatr i uroków tego zakątka kraju z dr Tytusem Chałubińskim powołują w 1873 roku Galicyjskie Towarzystwo Tatrzańskie. W latach 1874-1920 zmienia ono nazwę na Towarzystwo Tatrzańskie, a po uzyskaniu niepodległości przemianowane zostaje na Polskie Towarzystwo Tatrzańskie. Ta nazwa utrzymuje się przez następne trzydzieści lat. Warto zaznaczyć, że PTT nakładało na swoich członków obowiązek badania i propagowania polskich gór, ułatwiania w nich pobytu, ochrony górskiej fauny i flory.
Już w pierwszych latach powstania tej nowej organizacji, jako piątego z kolei na świecie Towarzystwa Turystyki Górskiej, działalność ta dała imponujące wprost wyniki. Trzy lata po założeniu Towarzystwa ukazał się I tom rocznika " Pamiętniki Towarzystwa Tatrzańskiego", a który po odzyskaniu niepodległości zmienił nazwę na "Wierchy", zawierające bogaty materiał z różnych dziedzin wiedzy o górach bardzo wysokiej wartości.
W tym też czasie rosło w społeczeństwie zainteresowanie problemami górskimi, jak również szybko rozrastały się ogniwa Towarzystwa w innych, sąsiadujących z Sanokiem, południowo-wschodnich regionach takich jak: Lwów, Przemyśl, Jarosław, Krosno, Gorlice, Nowy Sącz.
Myśl powołania na naszym terenie organizacji zajmującej się turystyką powstała z inicjatywy przedstawicieli inteligencji miasta Sanoka i okolic. Jak wynika z dokumentów na Zgromadzeniu Obywatelskim w dniu 16 maja 1929 roku utworzone zostało w Sanoku Koło Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, obejmujące swoim zasięgiem dawne powiaty - sanocki, brzozowski, krośnieński i leski.
Pierwszym prezesem zostaje Jan Potocki, właściciel Rymanowa- Zdroju, a sekretarzem Jan Hrabar, właściciel apteki "Pod Gwiazdą" w Sanoku, wielki propagator ochrony przyrody i opiekun Jeziorek Duszatyńskich.
Oddział pracował aktywnie do 1932 roku, potem działalność została zahamowana. Dopiero w 1936 roku nastąpił renesans prac Towarzystwa pod kierunkiem nowego prezesa Ludwika Jasińskiego. W tym też roku zorganizowany został w Sanoku "Zjazd Górski", w którym działacze PTT czynnie uczestniczyli. Na tę okoliczność został wydany pierwszy w dziejach miasta
"Przewodnik po Sanoku i ziemi sanockiej" dr Edmunda Słuszkiewicza. Otwarte zostało schronisko przy tunelu w Łupkowie, co miało duże znaczenie dla rozwoju ruchu turystycznego w rejonie Beskidu Niskiego i Bieszczadów Zachodnich. Powołano do życia sekcje: narciarską, turystyczną i letniskową. Wyznakowano 5 km szlaków turystycznych w Górach Słonnych. Planowano budowę schroniska na Białej Górze i poprowadzenie szlaku turystycznego do szybowiska w Bezmiechowej.
Jak z powyższego wynika, nowa na naszym terenie organizacja turystyczna dobrze zapisała się swym wielokierunkowym działaniem.
W 1935 roku, utworzona z inicjatywy PTT, Górska Odznaka Turystyczna, bardzo ożywiła ruch turystyczny w górach, przyczyniając się do szerzenia i pogłębiania czynnej turystyki. Zaczęto organizować wycieczki, obozy wędrowne dla młodzieży szkolnej. W tym samym roku Oddział PTT we Lwowie wyznakował kolorem biało-czerwono-białym część szlaku głównego od Przełęczy Dukielskiej, grzbietem granicznym, do Wielkiej Rawki. Uzupełniono tym samym brakujące ogniwo głównego szlaku beskidzkiego, ciągnącego się od źródeł Wisły po źródła Czeremoszu. Powstały także stacje turystyczne w Cisnej, Sokolem, Siankach oraz małe schronisko w Ustrzykach Górnych. Działająca przy Towarzystwie sekcja letniskowa, której przewodniczył znany sanocki lekarz dr Stanisław Domański, propagowała w dworach, a także w domach zasobniejszych gospodarzy miejsca letniskowe, zwłaszcza dla ludności większych miast tj. Lwów czy Kraków.
Te początki ruchu turystycznego i letniskowego na terenie Beskidu Niskiego i w Bieszczadach całkowicie przekreśliła II wojna światowa, która na tym terenie zakończyła się dwa lata później i pozostawiła po sobie doszczętną ruinę. Góry stały się trudne i niebezpieczne, pustka, wysiedlona ludność, spalone wsie, zarośnięte drogi i ścieżki, zniszczone mosty, miny i okopy – oto, co można było zobaczyć w pierwszych latach po zakończeniu wojny.
Wojna przerwała też działalność wszystkich organizacji społecznych, a wśród nich i Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego.
Ten stan trwał aż do grudnia 1950 roku, kiedy to Zjazd Zjednoczeniowy Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego powołał do życia jedną wspólną organizację turystyczną pod nazwą Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze.
Już w 1951 roku Komisja Turystyki Górskiej Zarządu Głównego PTTK postanowiła uaktywnić nasze okolice i przedłużyć główny szlak beskidzki poprzez Beskid Niski aż po Halicz w Bieszczadach. A dokonała tego, siekierą i farbą, w maju 1952 roku, dwuosobowa ekipa Władysław Krygowski i Edward Moskała. Turystyka wróciła w nasze góry.
W tym samym, 1952 roku rozpoczął działalność Oddział PTTK w Sanoku, który był kontynuatorem przedwojennego PTT. Oddział rozpoczął swoje statutowe działanie, prężnie i wielokierunkowo, a jego pracami poprzez te wszystkie lata kierowali oddani działacze, pełniący funkcje prezesów oddziału – Władysław Szombara, Stefan Stefański, Bronisław Witwicki, Jan Tylka, Ignacy Zatwarnicki, Józef Szymbara, Stanisław Sieradzki. Pracami biura kierowali – Urszula Dziuban, Kazimierz Harna, Mieczysława Czopor, Teresa Stareńczak. Ponadto nasz kolega, przewodnik beskidzki, Karol Dziuban był inicjatorem, organizatorem i pierwszym naczelnikiem, powołanej w sierpniu 1961 roku, Bieszczadzkiej Grupy GOPR (będącego w strukturach PTTK), by chronić coraz liczniejsze rzesze turystów na górskich szlakach.
Wzmagający się z roku na rok ruch turystyczny zobligował do powołania przy sanockim Oddziale PTTK Koła Przewodników. I tak w październiku 1961 roku ukonstytuował się Zarząd z Ignacym Zatwarnickim jako prezesem Koła. Przez następne lata różne były jego losy, zmieniał się stan osobowy, rosły zadania, ale zawsze to przewodnicy stanowili i stanowią nadal podstawową kadrę sanockiego Oddziału. Spośród licznego grona przewodników - Maria Szuber, Zygmunt Keller, Tadeusz Gołębiowski, Bronisław Witwicki, Albert Rydzik, Alicja Barańska czy Małgorzata Tercha, zapisali się złotymi zgłoskami w ponad czterdziestoletniej działalności sanockiego przewodnictwa.
Przez Sanok zaczęły przejeżdżać coraz liczniejsze wycieczki z całego kraju, które stąd właśnie rozpoczynały swoje wędrówki w Bieszczady. I to dla tych, którzy choć na chwilę zatrzymywali się w naszym mieście podczas swojego wędrowania, nieodzownym stał się, napisany przez kolegę Stefana Stefańskiego, przewodnik "Sanok i okolice".
Nierozerwalnie związana z naszym Towarzystwem jest sieć szlaków turystycznych, poprowadzonych tak, aby móc jak najwięcej zobaczyć i poznać, a jednocześnie jak najmniej szkodzić przyrodzie. Tę społeczną pracę wykonują od lat i robią to, jak zawsze, z pełnym zaangażowaniem, znakarze – bracia, Mieczysław i Ireneusz Krauze.
Położenie naszego miasta i powiatu stwarza duże możliwości do rozwoju turystyki. Wysokie walory przyrodnicze posiadają obszary nienaruszonego pierwotnego ekosystemu. Tutaj także przenikają się wpływy kultury polskiej i ukraińskiej. Obecne są ślady kultury Łemków, Bojków i Pogórzan. Unikatowa jest architektura świątyń tak zachodniego jak i wschodniego obrządku.
Dodatkową atrakcją jest przepięknie usytuowane najstarsze w Polsce Muzeum Budownictwa Ludowego, założone w 1958 roku przez Aleksandra Rybickiego.
Liczni turyści, którzy zawędrują na nasz teren, są sprawnie obsłużeni oraz poinformowani przez kompetentnych i życzliwych pracowników biura Oddziału mającego swoją siedzibę przy deptaku ul. 3 Maja 2 w sąsiedztwie Urzędu Miasta. W naszym sklepie turystycznym „Wędrowniczek”, odwiedzający nasze miasto turyści, mogą zaopatrzyć się w mapy, przewodniki, inne wydawnictwa jak również torby i plecaki turystyczne.
Oddział PTTK, któremu, na Nadzwyczajnym Zjeździe 6 marca 1999 roku nadano nazwę "Ziemia Sanocka”, organizuje rajdy oraz imprezy turystyczne, nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat. I tak: Rajd Powitanie Wiosny, Rajd Rodzinny, Rajd Młodzieżowy po Ziemi Sanockiej czy też Przewodnicki Rajd Andrzejkowy to cykliczne imprezy na trwale wpisane w pracę turystyczną sanockiego Oddziału.
Każdego roku opracowany jest „Kalendarz Imprez Turystycznych”, który zawiera szeroką ofertę i cieszy się wielkim powodzeniem u wszystkich - od najmłodszych do najstarszych i na każdą kieszeń. W tych programach uwzględniane są najciekawsze regiony, tak pod względem turystycznym jak i krajoznawczym, i te najbardziej od nas oddalone, i te nam najbliższe. Zwiedzić można z PTTK nie tylko cały kraj, ale też udać się do naszych sąsiadów, na Słowację, czy też w podróż sentymentalną na Ukrainę. Sanocki Oddział PTTK swoją aktywność zawdzięcza licznym zastępom działaczy, którzy swoje fachowe kwalifikacje realizują w komisjach, kołach i klubach jako: przodownicy GOT, przewodnicy beskidzcy i terenowi, piloci, organizatorzy turystyki, instruktorzy krajoznawstwa, instruktorzy przewodnictwa.
Jak w każdym środowisku tak i w naszym, stan osobowy stale się zmienia, jedni przychodzą i działają, inni niestety odeszli od nas już na zawsze. Wszystkim należą się słowa podziękowania i chwila refleksji.
Mam nadzieję, że ta wieloletnia działalność Oddziału PTTK „Ziemia Sanocka” w Sanoku jest dobrym kontynuatorem swojego wielkiego poprzednika, Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego i dobrze też zapisała się w pamięci tych wszystkich, którzy z jego usług przez minione 75 lat korzystali.
Krzysztof Prajzner
O/PTTK „Ziemia Sanocka”
w Sanoku
Nowa szata „Zielonego Domku” w Ustrzykach Górnych
Ośrodek Kultury i Historii Turystyki Górskiej PTTK „Zielony Domek” w Ustrzykach Górnych służy turystom od 1991 roku. Zapoznaje ich z urodą Karpat Wschodnich zarówno tych położonych na zachód od Sanu jak i tych znajdujących się na wschód od przełęczy Użockiej – Bieszczadów Wschodnich, Gorganów i Czarnohory. Pokazuje dokumenty związane z działalnością Oddziałów Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego we Lwowie, Stanisławowie i Kołomyi. Opowiada o smutnych losach schronisk karpackich. Przedstawia przedwojenne mapy turystyczne i przewodniki, których wykonane po wojnie reprinty doskonale służą i współczesnym wędrowcom. Przybliża legendarnych mieszkańców Karpat Wschodnich, znanych co najwyżej z piosenki „ tam szum Prutu, Czeremoszu Hucułom przygrywa”, pokazuje ich stroje, zwyczaje, muzykę. Omawia tragiczne dzieje miejscowości położonych w Bieszczadach i na ich pogórzu, a także ludzi je zamieszkujących, w czasie II wojny światowej i latach następnych. Przedstawia również materiały obrazujące trudne początki turystyki górskiej w Bieszczadach w latach powojennych i jej animatorów. Ośrodek służy zarówno edukacji młodego pokolenia jak i podróży sentymentalnej do czasów dzieciństwa osób starszych. O celowości jego istnienia świadczą wpisy do Księgi Pamiątkowej jak np. ten z 25.08.2004 r.:
„Wspaniała rzecz – muzeum, szczególnie to muzeum, w którym historia narodów stanowi najważniejszą jego część. Odkrywam historię tych terenów, ludzi, a także rozwoju turystyki. Warto pokazywać młodzieży dzieje tych terenów. Mogą się wiele nauczyć. Wielkie dzięki” (imię i nazwisko autora w księdze).
Co roku odwiedza go wielu turystów wędrujących po Bieszczadach. Do rozpropagowania Ośrodka Muzealnego przyczyniają się bowiem również wydawcy zarówno przewodników (Oficyna Wydawnicza „Rewasz”) jak i map (Ruthenus czy Compass) umieszczających odpowiednie informacje lub znaki na swoich wydawnictwach wskazujących na jego istnienie.
Ośrodek w swoim obecnym kształcie jest wspólnym dziełem pomysłodawcy i założyciela, nieżyjącego już Edwarda Moskały, ofiarodawców i sponsorów, jak również szeregu działaczy poświęcających swój czas i wkładających serce w jego działalność a skupionych wokół Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej PTTK i Podkomisji Kultury i Historii Komisji Turystyki Górskiej Zarządu Głównego PTTK.
Budynek Ośrodka, będący najstarszym na terenie Ustrzyk Górnych, pamiętającym jeszcze czasy strażnicy Wojsk Ochrony Pogranicza, odbiegał już swoim wyglądem od znajdujących się w sąsiedztwie obiektów Hotelu Górskiego PTTK. Stąd niezbędnym stało się odnowienie jego fasady. Pracy tej podjęli się turyści skupieni w Oddziale PTTK z Wągrowca (woj. wielkopolskie), Wielkopolskim Klubie Przodowników Turystyki Górskiej PTTK Ziemi Wielkopolskiej im. Kazimierza Kantaka z Poznania oraz Komisji Turystyki Górskiej Stołecznego Oddziału Wojskowego PTTK w Warszawie. Pozwolę sobie wymienić ich po nazwisku. Byli to: Izabella Pękala, Małgorzata Ratajczak, Elżbieta Wiercińska, Janina, Henryk i Maciej Pawliszowie, Jacek Gołębiowski, Roman Kozłowski, Olgierd Nalewalski, Józef Robakowski, Hubert Sielewicz, Romuald Styczyński i Bartosz Strzelecki. Ludzie ci przebywający w Bieszczadach na wakacjach miast wędrowania połoninami przystąpili do czyszczenia ścian i okien „Zielonego Domku” by pokryć je następnie dostarczoną przez sponsora farbą. Wyrugowano również trawę i chwasty porastające wokół ścian budynku i odmalowano cokolik. Wykonane prace zyskały pozytywną opinię Kierownictwa Bieszczadzkich Schronisk i Hoteli, w gestii którego znajduje się teren Ośrodka.
To wszystko, czego dokonali wymienieni ludzie, świadczy o tym, że tzw. „praca społeczna” nie zanikła jak się powszechnie uważa. Wszystkim im należy się za to szczególne podziękowanie i wdzięczność.
Wojciech Stankiewicz
YESHEE NAZWANY JANEM
Zdarzyło się to wiele lat temu, gdy z kolegami wędrowałem dolinami himalajskimi, w czasie wyprawy geologicznej. Aby móc dostać się w Himalaje musiałem zorganizować całą wyprawę, gdyż inna, prostsza droga w tych czasach nie istniała. Na temat paszportów, ”dewiz” i innych wątpliwych przyjemności związanych z kontaktami z ówczesnymi władzami regulującymi życie mieszkańców peerelu wypisano już morze atramentu, wysuszając niejeden kałamarz. A więc zamilczmy o tym! Uczestnikom wyprawy wpadł jednak do głowy pomysł, aby z Krakowa w Himalaje “przejechać się” samochodem. Od pomysłu do jego urzeczywistnienia oczywiście droga była niełatwa, ale dzięki przychylności dyrektora ówczesnego przedsiębiorstwa GEOFIZYKA w Krakowie udało się nam wyjechać nowiutkim samochodem ciężarowym zazwyczaj służącym do prac terenowych wykonywanych przez geofizyków. Nie byłoby elegancko stwierdzić, że otrzymaliśmy również “dodatek” w postaci kierowcy-mechanika Władka, który już w czasie przygotowań do wyprawy okazał się być jednym z mocniejszych filarów tego przedsięwzięcia.
Po przybyciu do podhimalajskiego kurortu Pokhary nasz specjalista od metod elektrycznych w badaniach geofizycznych – Wicek, skądinąd zapalony koniarz, będąc organizacyjnie kierownikiem karawany, natknął się był nad jeziorem Phewa Tal na młodego Tybetańczyka. Ngodup Tsering, bo tak się nazywał, został zaangażowany jako sirdar naszej ekspedycji. Wicek zaś zakrzątnął się do prac związanych z organizacją transportu naszego bagażu ważącego ponad tonę. Tybetańczycy okazali się równie jak Wicek miłośnikami koni. Tak nawiasem mówiąc, było to wkrótce po rozbiciu przez wojska nepalskie oddziałów Khampów działających wtedy z terenu Mustangu i urządzających “wycieczki”, w znaczeniu jakie stosował Mały rycerz z Trylogii, na terytorium Tybetu. Khampowie posługiwali się kawalerią i te koniki oraz oporządzenie: siodła, rzędy itp. były resztkami, które uratowały się z pogromu. W taki właśnie sposób została zorganizowana nasza karawana, która wyruszyła z tymczasowego obozowiska nad rzeką Seti Khola. Składało się na nią kilkanaście koni i około dziesięciu tragarzy – kulisów, którzy dźwigali w koszach najbardziej precyzyjne instrumenty, których nie chcieliśmy powierzyć końskim grzbietom. Była to ze wszech miar słuszna decyzja. Otóż zaraz po wyruszeniu w drogę przyszło nam minąć wioską pełniącą rolę obozu tybetańskich uchodźców (zresztą znajduje się tam obóz do dzisiaj, mimo upływu dziesiątek lat) i wtedy konie z naszej karawany, nic sobie nie robiąc z wysiłków poganiaczy, ruszyły galopem jeden za drugim do swoich stajni, których poczuły bliskość. Pierwsze z nich zablokowały wąskie wejścia do stajni, zrzucając przy sposobności juki. Po jakimś czasie kotłowanina koni się uspokoiła, a my zdecydowaliśmy się na spędzenie pierwszej nocy na trasie naszej ekspedycji w pobliżu obozu tybetańskiego. Rankiem Wicek wraz z tybetańskimi poganiaczami zmienił system troczenia juków do drewnianych siodełek, co wiązało się z przepakowaniem ładunków i rezygnacji z koszy, które z takim trudem poprzednio zapakowaliśmy. Konie wyglądały na zabiedzone, a ich wzrost nie był znacznie większy od ich hipotetycznych przodków – psów. Mając później szereg kontaktów z tymi sympatycznymi zwierzętami, udało się zauważyć, że są one bardzo bliskimi krewniakami innych silnych i przyjaznych koni – hucułów.
Nasza trasa wiodła przez góry, w których ścieżki wybrukowane były kamiennymi płytami, służącymi jako schody dla tragarzy używających jedynie swoich bosych nóg w swojej pracy. Konie, chyba trochę przeciążone przez swoich właścicieli, przeżywały swoistą kalwarię stąpając nie podkutymi kopytami po nierównościach kamienistych ścieżek. Szukały więc lepszych rozwiązań, rozpierzchając się po dżungli, co wywoływało niejednokrotne ich upadki i gubienie juków, czasem bezpowrotnie. Po kilku dniach tej końskiej męczarni, osiągnąwszy miasteczko Birethanti, Wicek przebadał konie, zmierzył je, sfotografował i zadecydował, że dalsza droga w ich towarzystwie byłaby zbyt uciążliwa zarówno dla zwierząt jak i dla całej ekspedycji. Tym bardziej, że droga zaczęła prowadzić przez coraz bardziej strome góry i coraz pokaźniejsze schody. Dzięki zapobiegliwości Ngodupa udało się wymienić konie na muły, tradycyjnie używane na tej trasie do przewożenia towarów, a część poganiaczy zamieniliśmy na tragarzy spieszonych. Oczywiście do tej funkcji zostali wybrani co młodsi i bardziej atletycznie zbudowani, nasz sirdar nalegał, abyśmy w tej funkcji zatrudnili również jednego ze starszych. Ten sympatyczny, stale uśmiechnięty “staruszek”, który wtedy miał 44 lata, okazał się naszym tytułowym Yeshee. Imię to wymawia się jako Jiszi i bardziej przypomina swojskiego Jerzego czyli Jurka. Aby uniknąć nieporozumień, gdyż w wyprawie mieliśmy już jednego Jurka, Władek nazwał go po prostu Janem. Kiedy osiągnęliśmy wreszcie miejsce, w którym zdecydowaliśmy się rozbić obóz bazowy, nasze przedsięwzięcie transportowe jakim była karawana, zostało rozwiązane, muły odprawione a ludzie wypłaceni. Część naszej ekspedycji wybrała się w górny bieg rzeki Kali Gandaki, dochodząc do znanej z pielgrzymek miejscowości Muktinath, zabierając ze sobą najmłodszych i najsilniejszych tragarzy. Na terenie przyszłej bazy postanowiliśmy zatrudnić jednego, najwyżej dwóch pomocników. Nalegania Ngodupa zaowocowały tym, że lekarz wyprawy zgodził się dodatkowo na zatrudnienie Yeshee’go pod warunkiem, że ten się wykąpie i uporządkuje swoje ubranie. Chyba w tym miejscu trzeba zrobić uwagę, że Tybetańczycy jako lud wędrowny, zamieszkujący suchy płaskowyż, nie przesadzają ze zbytnią częstotliwością zabiegów higienicznych. Szaty noszą zaś tak długo, aż się zaczną rozpadać ze starości i zużycia. Nasz lekarz, prawdę mówiąc żywił nadzieję, że kandydat do pozostania w obozie, odmówi spełnienia warunku pozostając przy swoich przyzwyczajeniach. Jednakże grubo się pomylił!
Nasz obóz urządziliśmy w sąsiedztwie gorących źródeł wypływających na powierzchnię terasów rzeki Kali Gandaki. Wody gorące, mieszające się z wodą rzeki biorącej swój początek z lodowca tworzyły tuż przy brzegu “baniory” wypełnione sympatycznie ciepłą wodą nadającą się nawet do dłuższych kąpieli. Tam też zniknął nasz Yeshee na taką chwilę, że zdążyliśmy o nim zapomnieć. Nie tylko się wykąpał i wyprał swoje ubogie ubranie, ale również umył swoje długie, kruczoczarne włosy, które zaplatał w misterne warkoczyki, wplatając w nie czerwone wstążeczki. Tak wyświeżony stanął był przed “komisją lekarską”, która orzekła, że w takim stanie może pełnić on funkcję obozową pomocnika kucharza z gażą 10 rupii dziennie. Na terenie obozu postawiliśmy wśród innych, duży harcerski namiot, w którym na letnich obozach zazwyczaj mieściło się dziesięciu harcerzy. W tym namiocie założyliśmy magazyn żywnościowy oraz sprzętowy. W kącie tego namiotu urządzili sobie legowiska nasi pracownicy: kucharz i dwaj jego pomocnicy. Prawdę powiedziawszy zatrudnianie ich nosiło raczej charakter instytucji charytatywnej niż realnej potrzeby, gdyż w czasie naszego pobytu moglibyśmy się bez ich pomocy swobodnie obejść. Życie obozowe przebiegało spokojnie i można by rzec, według jakiegoś niepisanego planu. Z rana kąpiel w ciepłych “baniorach” (lekarz dodawał do tego pewien dystans, który przepływał w lodowatej wodzie, walcząc z rwącym prądem rzeki, nad którą obozowaliśmy), śniadanie i wymarsz w grupach na pomiary terenowe. Do lekarza schodzili się mieszkańcy bliższych lub nawet dalszych okolic, aby bezpłatnie otrzymać poradę czy pomoc lekarską, a nierzadko i odpowiednie medykamenty. Tak więc po śniadaniu nasi pomocnicy nie mieli prawie nic do roboty.
Doliny, którymi przebiegają szlaki turystyczne w Nepalu, lub zamieszkują je większe skupiska ludzi, są prawie całkowicie ogołocone z drzew. Drewno tradycyjnie używane jest jako podstawowe paliwo. Wiedząc o tym i nie chcąc przykładać ręki do dalszej dewastacji środowiska, nie używaliśmy drewna lecz przywieźliśmy ze sobą pokaźny zapas gazu w butlach turystycznych. Na szczęście terenem naszego obozu było pole kukurydzy tuż po żniwach. Zostało mnóstwo wysuszonych łodyg, które zbierał nasz pomocnik kucharza i rozpalał z nich ognisko, co pozwalało nam oszczędzić nasze zapasy gazu. Władek pełnił funkcję kierownika bazy, zajmował się całym życiem gospodarczym, więc Yeshee-Jan był pracownikiem, który jemu bezpośrednio podlegał. Rozmawiali ze sobą trochę na migi, trochę wydając onomatopeiczne dźwięki i zapewne dość dobrze się rozumieli. Jednakże większość tekstów Władka była wygłaszana po polsku i Jan stopniowo się do tego przystosowywał. Jan był o kilka lat starszy od swojego “przełożonego”, miał już dorosłych synów, z których jeden służył w jednostce wojska tybetańskiego przy armii indyjskiej.
Pewnego ranka po przebudzeniu, wylegując się jeszcze w rozgrzanych śpiworach, usłyszeliśmy wydawane przez Władka, który również nie wychodził ze śpiwora, głośne polecania:
- Janie! Pal!
Odpowiedziała mu głucha cisza. A właściwie nie tyle cisza, co chichoty dobiegające z namiotu – magazynu. Nasi tybetańscy pracownicy z wielkim upodobaniem oddawali się hazardowym grom i tego ranka prawdopodobnie noc dla nich jeszcze się nie zakończyła.
- Janie! Ty taki czy owaki! Pal!
I wtedy dopiero delikatniutko, po polsku odezwał się Jan, miękko wymawiając słowo:
- Zaraz.
Wkrótce w kociołku bulgotała woda i można było wstawać, gdyż zbliżało się śniadanie. Zastanawialiśmy się nieraz jak Jan to robi, że podgrzewając wodę na ognisku z łodyg kukurydzy, mających przecież tak niską wartość kaloryczną spalania, tak szybko doprowadzał ją do wrzenia. Dopiero kiedyś któryś z nas wypatrzył, że Jan szedł z pustym kociołkiem do źródła, w którym temperatura wody przekraczała ponad 80°C. Potem wystarczyło przyniesioną wodę podgrzać na tym “niskokalorycznym” ognisku z kukurydzianych łętów o kilkanaście stopni, gdyż na wysokości, na której znajdowała się nasza baza, woda gotowała się w temperaturze niższej niż 100°C.
W czasie wolnym od obowiązków Władek i Jan zapalali sobie papieroski, a właściwie Władek częstował Jana klubowcem. Nasz Yeshee chował tlącego się papierosa w dłoniach złożonych w „muszlę” i wciągał dym ze szpary utworzonej przy nasadzie kciuków. Ten sposób palenia tytoniu jest popularny w Nepalu. Pozwala on na zaciąganie się wychłodzonym dymem pomieszanym z powietrzem. Władek jednak z uporem uczył swojego przyjaciela „europejskiego” sposobu trzymania papierosa pomiędzy palcami i wciągania dymu przez ustnik.
Badania nasze dobiegły końca, przyszedł czas na zwinięcie obozu bazowego. Utworzona została nowa karawana, która miała przenieść resztę naszych zapasów i przede wszystkim sprzęt do Pokhary, gdzie przechowywaliśmy nasz samochód. Jan dołączył do innych tragarzy i ze spokojem niósł swój ładunek. Wracając do domu kupowałem pamiątki, które były coraz to większe, więc zacząłem dociążać nimi ładunek Jana. Znosił to bez żadnego sprzeciwu. Któregoś dnia zauważyliśmy, że szedł sobie jak zwykle uśmiechnięty, z rękami założonymi za grzbiet, lecz... bez bagażu! Mruczał przy tym swoje mantry i wyglądał na zupełnie zadowolonego. Obok niego szedł jakiś wieśniak, którego Jan był najął do niesienia ładunku po przerwie spędzonej w przydrożnej herbaciarni. Naszemu przyjacielowi płaciliśmy stawkę powszechnie uznawaną przez sahibów, a mianowicie 12 rupii. Swojego tragarza Jan zapewne zgodził za sumę daleko niższą niż sam zarabiał.
Po załadowaniu auta, przygotowania go do powrotu i przybyciu do Pokhary, urządziliśmy pożegnalną kolację w dość ekskluzywnym, jak na owe czasy, hotelu “Mt. Annapurna”, zapraszając na nią naszego sirdara oraz... na życzenie Władka – jego przyjaciela Jana. Pomimo, ze mieszkańcy tamtych okolic spożywają potrawy posługując się jedynie palcami, Jan w czasie kolacji z bezpretensjonalną gracją posługiwał się sztućcami jedząc swoje danie przyrządzone na sposób amerykański. Po kolacji i kawie przyszła kolej na zaciągnięcie się dymem “klubowego” (to była taka nazwa popularnego w Polsce papierosa), których zdawało by się niewyczerpane zapasy przywiózł ze sobą Władek. Jan poczęstowany przez niego, wetknął sobie swoim zwyczajem papierosa w złożone dłonie.
- Jan! Jak palisz? Tak cię uczyłem?
Strofował go Władek.
- Przepraszam!
Odpowiedział cicho Jan, używając polszczyzny i zmiękczając wszystkie “szeleszczące” dźwięki w tym słowie. Przełożywszy papierosa pomiędzy palec wskazujący i środkowy zaciągnął się dymem z wyrazem bezgranicznej błogości na swym szczerym obliczu.
Takim na zawsze zapamiętałem Yeshee’go – Jana, tybetańskiego uchodźcę ze swej okupowanej ojczyzny, z którym dobry los mnie zetknął.
Józef Biedruń
Z kroniki żąłobnej
Helena Waryas – Marcinkowska
1946 - 2004
Zakończyła naukę w szkole podstawowej w roku 1960, a a następnie zdała do liceum muzycznego w Krakowie, które ukończyła w roku 1965r.
W roku 1965 podjęła studia na Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie. W trakcie trwania studiów była członkiem Zespołu Pieśni i Tańca Krakus.
Od roku 1985 r. rozpoczęła pracę w Schronisku PTTK „Trzy Korony” w Sromowcach Niżnych gdzie pracowała aż do końca.
Gdy przyjechała do Sromowiec została bardzo mile przyjęta przez tutejszą społeczność, co skłoniło ją do aktywnego uczestnictwa w życiu wsi. Była jednym ze współzałożycieli folklorystycznego zespołu Małe Flisoki. Jej trud i zaangażowanie nie poszły na marne, gdyż dzieci w 1998 r. zostały wyróżnione na międzynarodowym festiwalu Dzieci Gór w Nowym Sączu. W roku 2004 została wybrana na zastępcę prezesa Związku Podhalan w Sromowcach Niżnych. W ten sposób społeczność Sromowiec dała wyraz uznania za wkład szerzenia folkloru.
Patrycja Marcinkowska
PRZYGODA NA CZERWONYM
Z wielkim zainteresowaniem zapoznałem się z tekstem Pani Agaty Kapłon o przejściu całego głównego beskidzkiego szlaku. W ciągu kilku chwil „wróciła” moja własna młodość, która minęła na podobnym upiornym poniewieraniu się, na szaleńczym zaliczaniu każdego możliwego szlaku, na odkreślaniu w spisie wycieczek do GOT wszystkich kolejnych dróg, po szlakach i poza nimi.
Pani Agata nie tylko sporządziła cenny dokument z morderczej – trzeba to przyznać – wędrówki, ale zadała sobie trudu, aby był to materiał dopracowany pod względem historycznym (np. wstawka o historii szlaku głównego) i napisany „lekkim” piórem uważnego obserwatora wszelkich istotnych napotkanych rzeczy i zjawisk.
Cała ta frapująca relacja potwierdziła:
- całkowite teraz przewartościowanie wędrowania po górach w porównaniu do przeszłości (którą cechowały ciężkie plecaki, pełny ze sobą ekwipunek, w tym namiot),
- aktualny stan szlaku głównego z ogromnie dramatycznymi rejonami większości Beskidu Niskiego na wschód od Kątów – nader rzadko dotykanymi pędzlem znakarza,
- wyjątkowej życzliwości i gościnności ludzi oraz dzierżawców większości schronisk w Beskidzie Niskim i Bieszczadach,
- umiłowania, przez opisywaną grupę „wyrypiarzy”, uprawiania turystyki aktywnej z gitarą, śpiewaniem, paleniem ognisk, wynajdywania na miejsca noclegów zakątków uroczych oraz wyjątkowych pod względem przyrodniczym i estetycznym,
- umiejętności pokonywania przeciwności losu przy sporej dozie humoru.
Polecam ten pouczający wielce materiał na dowód, że nie zaginęła taka forma górskiego wędrowania. Autorce publikacja przyniesie sporą satysfakcję a czytającym pożytek.
Andrzej Matuszczyk
|